Tortury? To zielonogórska specjalność. Średniowieczna.

2 Listopad 2014
Mamy już w mieście muzeum tortur. Teraz torturami zajął się zielonogórzanin Robert Jurga, który napisał książkę „Machiny do tortur. Kat, narzędzia, egzekucje”. Przedstawia w niej setki urządzeń do męczenia ludzi. Z całego świata. Wśród nich są eksponaty z naszego muzeum.

- Lubisz dziewice?
Robert Jurga, rysownik, pisarz, autor wystawy w Muzeum Ziemi Lubuskiej:
- Od lat się nimi interesuję… a o którą ci chodzi?

- Duży mam wybór?
- Duży. Możesz wybrać dziewicę hiszpańską, szkocką, żelazną, norymberską lub zielonogórską.

- Szkockiej nie chcę, bo łeb od niej urywa. Wolę jakąś bliską, zielonogórską. Kiedyś się z nią zaprzyjaźniłem.
- Dobry wybór, chociaż trochę na zasadzie wyboru pomiędzy cholerą lub zarazą. Jeżeli chodzi o urywania łba przez szkocką dziewicę, to tutaj potrzebne jest niewielkie sprostowanie – przy jej użyciu nie urywano łbów, lecz je ucinano!

- W sumie żadna różnica. Wybieram zielonogórską. Nawet kiedyś usiłowałem z niej skorzystać…
- Bolało?

- Bolało. Szybko się wycofałem.
- Miało boleć. Przecież to narzędzie tortur. Jego głównym celem jest wywołanie bólu. Potwornego bólu. Kaleczyła, na dużej powierzchni, ciało skazanego, ale też mogła doprowadzić do jego śmierci. Żelazna dziewica, bo to jest podstawowa nazwa tego urządzenia, przypomina trochę mumię, od środka wyłożoną ostrymi kolcami. Ich długość była tak dobrana, by w przypadku oparcia się o nie boleśnie raniły ciało, lecz nie uszkadzały ważnych wewnętrznych organów. Omdlenie skazanego powodowało natychmiastowy silny ból i mocne krwawienie. Cierpienia trwały kilka dni, aż do zakończenia kary lub do śmierci przez wykrwawienie się. Tę okrutną śmierć nazywano „pocałunkiem dziewicy”.

Żelaznych dziewic używała np. inkwizycja wobec osób podejrzanych o konszachty z diabłem. W książce „Historia kar cielesnych” L. Lyons przytacza dokument z roku 1515, w którym znalazł się taki opis tortury: „…Drzwi zamykają się powoli, co sprawia, że bardzo ostre kolce przebijają jego ręce i nogi w kilku miejscach, brzuch i klatkę piersiową, pęcherz u podstaw jego członka, oczy i bark oraz pośladki. Te rany są jednak zbyt małe, aby go zabić. Przez dwa dni płacze i lamentuje; po czym umiera…”

- Ciarki mnie przechodzą.
- 14 sierpnia 1515 roku, wykonano w Austrii pierwszy udokumentowany wyrok śmierci za pomocą żelaznej dziewicy. Stracono wtedy fałszerza pieniędzy, który zmarł po trzech dniach tortur w środku „sarkofagu”. Każde szanujące się muzeum tortur ma replikę tego urządzenia. Tylko placówka w Rothenburgu może się pochwalić oryginalną, średniowieczną dziewicą. Replikę ma również zielonogórskie muzeum i to ona jest prezentowana w mojej książce.

- Stąd nazwa zielonogórska dziewica?
- Tak.

- Naliczyłem, że nazwa naszego muzeum pada w twojej książce ponad 30 razy.
- To swoista promocja zielonogórskiej placówki. Kiedy powstawało muzeum tortur, dyrektor Andrzej Toczewski poprosił mnie o przygotowanie rysunków przedstawiających dane tortury. Wtedy zacząłem się interesować tą dziedziną i… tak powstała książka o machinach do tortur. Jeżeli mam do wyboru pokazać np. dziewicę z Norymbergii lub Zielonej Góry, to wybieram tę drugą. Podobnie jest z innymi urządzeniami.

- Muzeum zyska trochę międzynarodowej sławy…
- Mam nadzieję. W zeszłą środę, po raz pierwszy, książka została zaprezentowana publicznie. W Zielonej Górze. Dzień później, na targach książki w Krakowie. Dopiero wchodzi na polski rynek. Ale została już przetłumaczona na język angielski, trwa też tłumaczenie na język niemiecki.

- Gdy do niej zaglądam, to widzę, że również masz obrazki z województwa. Na przykład, tekst o śmierci głodowej ilustruje wieża Baltazara w Przewozie.
- Zgadza się. To w niej książę Jan II Szalony zagłodził swojego brata Baltazara. Bracia walczyli o schedę po ojcu. Jan wygrał i pokonanego brata zamknął w lochu wieży w Przewozie. Jak mówi legenda, podobno zapomniał o bracie. Gdy sobie przypomniał, po… dwóch miesiącach pojechał do Przewozu. Było jednak za późno. Do wieży wchodziło się po schodach na zewnątrz, na wysokość pierwszego piętra. W ten sposób niedostępny dół wieży zamieniał się w straszny loch, bez dostępu światła i braku kontaktu ze światem.

- Jednak gdy tam byliśmy razem, to w środku odebraliśmy sygnał komórki…
- 500 lat temu, w czasach Baltazara, nie było komórek. W dodatku dzisiaj, u podstawy wieży jest wykute wejście do środka. Za Baltazara więźnia spuszczano tam na linie. Nic nie widział, nic nie słyszał. Oprócz strażników.

- Mamy też lubuską szubienicę.
- W Polsce zachowało się sześć fragmentów murowanych szubienic studziennych. W tym jedna w naszym województwie, w Trzebielu. Rysunek przedstawia rekonstrukcję.

- Skazaniec wisiał wysoko i długo…
- Aż spadł… W średniowieczu egzekucje pełniły funkcje dzisiejszych telewizyjnych programów rozrywkowych. Przyciągały tłumy ciekawskiej gawiedzi. Wysokie szubienice zapewniały dobrą widoczność. Trzeba jednak pamiętać, że chodziło również o przestrogę: jesteś bandytą – złapiemy cię i ukarzemy. Dlatego zwłoki, ku przestrodze, długo wisiały na stryczku. Wysokość szubienicy utrudniała odcięcie zwłok lub kradzież. Trzeba pamiętać, że sam stryczek był bardzo cenny. Traktowano go jak talizman, cięto na kawałki i sprzedawano po bardzo dobrej cenie.

W książce pokazuję zarówno niewielką szubienicę z Trzebiela, jak i o wiele większe, budowane we Francji, gdzie za jednym razem można było powiesić kilkanaście osób. Zachowały się ich ruiny.

- Mimo okrutnej tematyki, w twojej książce nie ma… krwi. Dlaczego?
- Często rysuję dla angielskich wydawnictw i opieram się na ich sprawdzonych wzorcach. Oni unikają epatowania okrucieństwem. Stąd ten brak krwi. Jeżeli pokazuję drastyczne sceny tortur, np. cięcie piłą, nawijanie wnętrzności na bęben, pokazuję to w uproszczonym rysunku, nawiązującym do epoki, gdzie detale nie są tak istotne.

- Zaskoczyła mnie opowieść o byku Perilaosa. Okazuje się, że twórcy przemyślnych machin do tortur, sami mogą paść ofiarą swoich dzieł.
- Było to kunsztowne i bardzo skomplikowane, spiżowe urządzenie w kształcie byka. Ofiary skazane na upieczenie żywcem zamykano w jego wnętrzu, a następnie pod brzuchem byka rozpalano ogień. Za pomocą licznych otworów w powłoce oraz skomplikowanego systemu przewodów akustycznych krzyki przypiekanej ofiary przemieniały się w bydlęce ryczenie, a w niektórych, szczególnie perwersyjnych wypadkach, brzmiały niczym melodyjne dźwięki.
Kiedy Perialos zaprezentował swoje dzieło tyranowi Falarisowi, ten twórcę zamknął w byku i zaczął go gotować. Na koniec jednak wyjął krzyczącego Perialosa i… zrzucił go ze skały.

- W muzeum możemy oglądać jeszcze wystawę twoich rysunków, grafik i akwarel. Znany jesteś głównie z rysunków fortyfikacji. A tu widzimy nietoperze, Bachusiki…
- Wystawa poświęcona jest całej mojej twórczości. Stąd różne formy i różne tematy. Taki był cel - chciałem pokazać, że zajmuję się nie tylko tematyką militarną. Po prostu robię różne ilustracje i chciałem je zaprezentować. Przypomnieć chociażby plan centrum Zielonej Góry, z Bachusikami, który również „Łącznik” drukował.

- Jeszcze na chwilę wrócę do książki. Prezentujesz w niej klatki błaznów, w których przetrzymywano, na widoku, osoby skazane za drobniejsze przestępstwa.
- Tak, np. za wymknięcie się z nabożeństwa w kościele do karczmy albo kobiety za chodzenie w męskich strojach.

- Prezentujesz m.in. klatkę z Lewoczy, która stoi na rynku tego słowackiego miasteczka. Byłem tam. Dziś młode pary, tuż po ślubie, robią sobie przy niej pamiątkowe zdjęcia.
- Świat się zmienia. Chyba nie traktują tego jako tortury?

- Chyba nie. Wyglądali na zadowolonych. Dziękuję za rozmowę.
Tomasz Czyżniewski

Artykuły powiązane: 

Skrzypce i maski hańby

Skrzypce to lekka zminiaturyzowana odmiana dyb, przeznaczona w zasadzie dla kobiet, choć w szczególnych przypadkach stosowano je także wobec mężczyzn.

Szubienice studzienne

Oprócz powszechnie znanych szubienic drewnianych bogatsze miasta i właściciele ziemscy stawiali szubienice murowane. Przyjmowały one formę cylindrycznej lub czworokątnej murowanej z kamienia lub cegły solidnej wieży, której wysokość dochodziła do 3,5 metra.

Patroszenie i hiszpańskie buty

Kara patroszenia, stosowana już w starożytności, należała do najokrutniejszych kar kończących się śmiercią i niewyobrażalnie bolesnych.