Tylko referendum może postawić tamę populizmowi

10 Marzec 2014
- Boimy się stracić. Boimy się, że obietnica korzyści to taki przysłowiowy gołąb na dachu. Może i piękny, ale nie dla nas - tłumaczy Marek Humiński.

- Za moment startuje w mieście nowy klub fitness. Tuż obok pana klubu. Nie boi się pan konkurencji?
Marek Humiński, maratończyk i prezes spółki KAMPOL
: - Nasza firma stoi na dwóch nogach. Ta pierwsza, od lat związana jest z produkcją ekologicznej pościeli z owczej wełny. Ta druga, z klubem fitness na terenie byłej Polskiej Wełny. Każdy kolejny klub zmusza nas do jeszcze większej dbałości o klientów. Ostatecznie wygrają najlepsi.

- Skąd to połączenie: ekologiczna pościel i klub treningowy?
- Żona i ja jesteśmy absolwentami AWF i profilaktyka zdrowotna interesowała nas od studenckich czasów. O uruchomieniu własnego klubu fitness myśleliśmy już dawno. Rozważaliśmy różne lokalizacje. Polska Wełna okazała się strzałem w dziesiątkę. Odwiedza nas od 300 do 500 klientów dziennie.

- Skąd pochodzą?
- Przyciągamy klientów z całego byłego województwa zielonogórskiego. Najwięcej z miasta oraz z gminy. Zasada jest prosta: im bliżej położone jest sołectwo, tym więcej chętnych do ćwiczeń w naszym klubie.

- Barierę popytową tworzy dojazd?
- Jeśli cena taksówki lub biletu autobusowego wzrasta wraz z przekroczeniem granicy administracyjnej miasta, automatycznie spada popyt na usługi oferowane przez cały miejski biznes. Poczynając od gastronomii, poprzez handel, rzemiosło i zakłady naprawcze, kończąc na kulturalnej ofercie. Kłopotliwy dojazd i jego wysoka cena skutecznie krępują nasz rozwój gospodarczy.

- Czy nie za prosta recepta kryje się za pańską diagnozą: wystarczy połączyć miasto z gminą i gospodarka od razu ruszy z kopyta?
- Zniesienie granicy administracyjnej to tylko jeden z warunków stymulacji gospodarczej. Na tyle jednak istotny, że warto podjąć integracyjny wysiłek. Jeśli kilka tys. mieszkańców obecnej gminy kupi każdego dnia tańszy bilet autobusowy, to w ich portfelach pozostanie spora nadwyżka. Zatem w skali makro będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem zwiększonego popytu. Ten sam efekt gospodarczej stymulacji możemy również osiągnąć dzięki np. niższym opłatom za przedszkola, za tańszy odbiór ścieków i niższe podatki lokalne. Każdy przedsiębiorca powie panu to samo. To banał.

- Skąd zatem opór?
- Każda zmiana wywołuje opór. Źródłem jest lęk. Gdy wybudowałem nową halę, z nowoczesnymi maszynami wewnątrz, musiałem kilka dni mobilizować pracowników do przeprowadzki. Chcieli nadal pracować w doskonale znanych, choć znacznie gorszych warunkach. Wreszcie powiedziałem – od jutra przeprowadzka. Teraz nikt nawet nie wspomni o starej hali.

- Ale skąd strach u gminnych elit?
- Na poziomie egzystencjalnym nie ma żadnej różnicy pomiędzy sposobem rozumowania elit i „szaraków”. Wszyscy na tym poziomie reagujemy tak samo.

- Czyli?
- Boimy się stracić. Wolimy wróbla w garści, choćby był nawet wyleniały. Boimy się, że obietnica korzyści to taki przysłowiowy gołąb na dachu. Może i piękny, ale nie dla nas.

- Czego boją się elity?
- Urzędnicy boją się utraty stanowisk, nauczyciele utraty dodatków wiejskich i wyższych wymagań stawianych miejskim nauczycielom, rolnicy boją się o unijne dopłaty i o utratę swobody gospodarowania. Długo tak mógłbym wyliczać. Każda z tych zawodowych grup nauczyła się w inny sposób zarabiać na gminie. Połączenie oznacza dla nich zerwanie tkanej przez dziesięciolecia gęstej siatki znajomości i wzajemnych zależności. Wszystkiego musieliby nauczyć się od nowa. I chyba tego boją się najbardziej.

- Trudno walczyć z niewidzialną siecią zależności. Co robić?
- Nie ma rady. Trzeba sypnąć groszem. Połączenie, jeśli ma być dobrowolne, musi kosztować, choć właśnie koszty są jednym z najczęściej podnoszonych argumentów anty-połączeniowych.

- Jak rozwiązać tę kwadraturę koła?
-
W przypadku połączenia tylko referendum może postawić tamę populizmowi gminnych elit. Innego rozwiązania nie widzę.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak

Artykuły powiązane: 

Połączenie nie może być tylko pustym hasłem!

- Od polityków oczekuję czegoś znacznie poważniejszego niż tylko biadolenia. Oczekuję odpowiedzi: co zamiast połączenia? – przekonuje Piotr Nawracała.

Łatwiej przełknąć plasterek niż całe pęto kiełbasy

- Stawiając gminne elity przed wyborem: wszystko albo nic, prezydent Kubicki sam wywołał wilka z lasu – uważa dr Władysław Pawełczak.

Połączenie to oczywista oszczędność czasu, sił i pieniędzy

- Perspektywa kontaktów tylko z jednym ośrodkiem władzy będzie kusząca dla każdego przedsiębiorcy. Zamiast rozmawiać z dwoma urzędami, moglibyśmy z jednym – mówi Piotr Mężyński.

Dla mnie miasto i gmina to jedna całość

- Nigdy nie traktowałem zamieszkania w Drzonkowie jako wyprowadzki z miasta – mówi Adam Antoń, wieloletni szef Lumelu. - Dla mnie wieś i Zielona Góra to jedność.