Połączenie jest szansą na awans do wyższej ligi

28 Styczeń 2014
- Nie mamy innego wyjścia. Połączenie jest naszym jedynym sposobem na wyhamowanie procesu zapadania się w czarną, gospodarczą dziurę - przekonuje prof. Bogdan Ślusarz.

- Jest pan naukowcem. Przed laty był pan także szefem zielonogórskiej winiarni oraz członkiem zarządu zielonogórskiego Polmosu. Jak pan, po latach, ocenia prywatyzację obu tych miejskich ikon?
Bogdan Ślusarz, profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego, prezes zielonogórskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego: - Winiarnia przez dziesiątki lat była ważnym elementem miejskiego krajobrazu. Właściciel, jeden z dużych banków, już po moim odejściu z winiarni, postanowił sprzedać firmę. Kolejny właściciel zakończył winiarską działalność.

- Dlaczego historyczna wizytówka Zielonej Góry nie została wykupiona przez miasto?
- Zabrakło czasu. Prowadziliśmy rozmowy m.in. z hiszpańskimi producentami win, którzy szukali przyczółka do podboju polskiego rynku. Niestety, decyzje właścicieli doprowadziły do likwidacji przedsiębiorstwa.

- Zielonogórska wytwórnia wódek musiała trafić w „obce” ręce?
- Trudno zrozumieć sens tej prywatyzacji. Firma zajmująca drugie miejsce w Polsce pod względem wielkości sprzedaży, firma będąca liderem jakości, została sprzedana. I to państwowej firmie. Szwedzkiej! W ten sposób jedno państwo przejęło kontrolę nad sporym kawałkiem rynku alkoholi w drugim państwie.

- O losie winiarni czy wódek zadecydowano ponad naszymi głowami, nikt nas nawet nie zamierzał pytać o zdanie. Czy wielki biznes, już po połączeniu gminy i miasta, będzie nas traktował poważniej, jak pan postrzega strategiczne znaczenie połączenia?
-
Od początku naszej obecności w UE obserwuję walkę dwóch sprzecznych tendencji: w Europie zachwala się politykę zrównoważonego rozwoju, czyli dawania szansy wszystkim, wedle hasła: „Małe jest piękne”. Jednocześnie, z drugiej strony, skutecznie wzmacnia się silnych, metropolie. Mamy więc politykę pięknych deklaracji i politykę twardych interesów. W tej brutalnej walce o wpływy i zyski jedyną szansą dla gminy i miasta jest połączenie własnych terytoriów i sił. Jeśli chcemy prowadzić skuteczną politykę gospodarczą, musimy być więksi, bo z dużym bardziej się liczą. Pamiętajmy, że teraz jesteśmy mało istotni nie tylko dla zagranicznych korporacyjnych central, ale nawet dla Warszawy.

- Niemcy wpakowali w modernizację byłej NRD ok. półtora biliona euro, a my od połączenia oczekujemy niemal gospodarczego cudu. Przesadzamy?
- A co się stanie, jak się nie połączymy? Odpowiedź jest prosta - bez połączenia czeka nas powolny upadek. Warszawskie zarządy wielkich firm już likwidują lub ograniczają finansową samodzielność swoich spółek bądź oddziałów ulokowanych w naszym mieście. A to zawsze oznacza utratę miejsc pracy i mniejsze wpływy podatkowe. A im mniejszy będzie nasz rynek pracy, tym szybciej fachowcy i młodzi będą uciekali do innych miast.

- Za lepszą pracą i płacą?
- Za lepszym życiem. Za nadzieją na zawodowe awanse i podwyżki. Z tego punktu widzenia, połączenie jest naszym jedynym sposobem, bo dostępnym od ręki, na wyhamowanie procesu zapadania się w czarną, gospodarczą dziurę. I jeszcze rząd chce nam za połączenie hojnie zapłacić. To może być nawet 100 mln zł!

- Jak przekonać wątpiących?
-
Proszę zrozumieć, nic nie jest nam dane raz na zawsze. My musimy walczyć o utrzymanie tego, co już osiągnęliśmy, oraz o niepowtarzalną szansę na awans do wyższej ligi. Nie dla nas, ale dla naszych dzieci. Pamiętajmy przy tym, że żyjemy w demokratycznym kraju. Ostatecznie to mieszkańcy, w referendum, rozstrzygną, czy są „za” czy „przeciw” połączeniu. Od ich decyzji zależeć będzie przyszłość całego regionu.

- Dziękuję.

Piotr Maksymczak

 

 

Artykuły powiązane: 

Racula to moje święte miejsce

- Patrząc z ekonomicznego punktu widzenia, do połączenia dojdzie wcześniej czy później, dobrowolnie lub pod administracyjnym przymusem. To nieuchronne. Ale połączenie ma wiele innych wymiarów – uważa Wojciech Sytar.

Najpierw połączenie. Spory odłóżmy na potem

- Rząd chce nam dać 100 mln za zgodne połączenie. I my jeszcze kaprysimy? To tak, jakbyśmy szli ulicą, na której leżą pieniądze, i zamiast się schylić, zaczęli dyskusję: podnieść lewą czy prawą ręką? Wprost niepojęte - komentuje Piotr Pudłowski.

Po co nam zmiany? Żeby nie zostać w tyle!

- Gorzów proces połączenia ma już za sobą. I zmiany na lepsze widać tam gołym okiem. Ma nie tylko więcej mieszkańców, ale również większy i bardziej chłonny rynek. Co się przełożyło na większą liczbę miejsc pracy – mówi Wojciech Budynek.