Dyrektor Urbański bada dach w Zatoniu
W pierwszej kolejności trzeba wyremontować dach. Bez tego budynek po prostu się rozpadnie. I właśnie na remont dachu pójdzie cały zatoński Fundusz Integracyjny, czyli 111,7 tys. zł. Tak ustalili mieszkańcy na zebraniu wiejskim, 11 lutego. Dyskusja była bardzo długa, bo wokół budynku narosło sporo wątpliwości. Trzy są najważniejsze.
Po pierwsze: czy warto zajmować się budowlą. Mieszkańcy są zdecydowani – warto.
Po drugie: czy za 111,7 tys. zł można wyremontować taki duży dach.
Po trzecie: czy da radę rozwiązać wręcz gordyjski węzeł podziałów własnościowych, utrudniających dostęp do budynku.
Watpliwości wójta
Wójt Mariusz Zalewski miał sporo wątpliwości, zarówno co do możliwości finansowych wykonania prac, jak i własnościowych. Rzeczywiście, świetlica jest dziwnie położona. Jedno wejście prowadzi przez prywatny korytarz, drugie przez prywatne podwórko.
- Czy warto angażować pieniądze w tak niepewne przedsięwzięcie? – często padało z sali. Kompromis zaproponował wiceprezydent Krzysztof Kaliszuk. – Zapiszmy te pieniądze na remont dachu. I dajmy sobie dwa miesiące na podjęcie ostatecznej decyzji – zaproponował. – W tym czasie miasto sprawdzi koszty a gmina upora się z problemem dostępu do budynku. Przecież trzeba go zabezpieczyć, bo zniszczeje.
Do Zatonia wybieramy się z Pawłem Urbańskim, dyrektorem Departamentu Inwestycji Miejskich i Zarządzania Drogami. To główny miejski spec od wyceniania robót. Czekają na nas: sołtys Piotr Przespolewski oraz Tomasz Mania i Henryk Dzięgiel z rady sołeckiej. Parkujemy przed charakterystycznym budynkiem, z oknami zabitymi płytami OSB.
- Musimy wejść do środka przez korytarz, należący do właściciela sklepu – tłumaczy sołtys Przespolewski. – Jest jeszcze drugie wejście, ale przez prywatne podwórko.
Wchodzimy do środka. Na pierwszy rzut oka widać, że od lat nikt ze świetlicy nie korzysta. Zacieki, gdzieniegdzie oberwany sufit. Najgorzej jest nad sceną, w przebieralniach. – Tutaj można w przyszłości zbudować schody prowadzące na strych – pokazuje H. Dzięgiel.
Wyprawa na strych
- To idziemy na strych – zarządza sołtys. Żeby wejść na strych, trzeba wyjść z budynku, obejść go dookoła, wejść od drugiej strony do przegrodzonego korytarza i przez prywatne mieszkanie dostajemy się na górę.
- Patrzcie pod nogi, żeby ktoś nie spadł do świetlicy – ostrzega T. Mania, razem z P. Urbańskim zaglądający do każdego zakamarka. – Na oko jakieś 300 metrów dachu do wymiany – ocenia Urbański.
- Jak tam wyliczenia „na oko”? – żartuję tydzień później.
- Oko jest dobre! - śmieje się dyrektor Urbański. - Mam dokładne opomiarowanie, które zrobił Komunalny Zakład Gospodarczy w Zawadzie. Dziękuję dyrektorowi Leszkowi Klimowi za pomoc. Mamy 300 metrów dachu do wymiany. Trzeba wymienić łaty, zaimpregnować konstrukcję. Przebudować część komina, wymienić rynny, wstawić nowe okna na strychu, trzeba naprawić fragmenty stropu, wymienić niektóre fragmenty krokwi, fragmenty murłat…
Lista Urbańskiego jest długa…
Starczy pieniędzy?
- Dajmy spokój! Czy starczy pieniędzy? – przerywam wyliczankę.
- Trzeba będzie ogłosić przetarg. Według moich szacunków 111,7 tys. zł wystarczy – odpowiada P. Urbański.
- Ha! To bardzo dobra wiadomość – cieszy się T. Mania. – To musimy działać dalej.
Świetlica w Zatoniu to fragment dawnej gospody, w drugiej części znajduje się sklep i mieszkania na piętrze. - Przed wojną zamieszkiwała je rodzina Brüssel, do której należał sąsiedni browar. Wraz z gospodą tworzyły jedną całość. Budynki przetrwały do dzisiaj – tłumaczy Jarosław Skorulski, autor książki „Zatonie. Ślady historii”.
Tomasz Czyżniewski
T.Czyzniewski@LZG24.com.pl