Z piekła do nieba jest niedaleko
- W tym roku Stelmet zdobył wszystko, co było do zdobycia na krajowych parkietach. Co uważa pan, za największy sukces klubu i swój osobisty. Proszę o ocenę sezonu.
Janusz Jasiński: - Dla nas Zielona Góra, jest zielona nie tylko z nazwy. Sądzę, że nadal tej zawodowej koszykówki się uczymy. Natomiast jednym z największych moich sukcesów była atmosfera na hali i zachowanie kibiców. Wytworzyła się więź, między zawodnikami i kibicami. Podam przykład, jak kibice przygotowali dla zawodników, urodzinowe napoje: „bestyjki”, i „aroniówki”. Sportowo natomiast, ten sezon pokazał nam, że z piekła do nieba jest bardzo blisko, więc gdy jest trudno, nie wolno się załamywać. A co do osobistego sukcesu, to w właśnie urodził się mój wnuczek, który otrzyma koszulkę z numerem 10.
- Dlaczego 10?
- Julian urodził się 14 czerwca, ale 14 numer zajmuje Hosley, miał 3,4 kg, ale numer 34 zajmuje już „Bestia”, miał 55 cm, ale to numer Koszarka. Stąd 10, bo jest wolna, a Julek przyszedł na świat o tej godzinie.
- Dwa lata temu, znawcy polskiej koszykówki typowali, dominację dwóch drużyn z Zielonej Góry i Zgorzelca. Prognozy były trafne. Czy tak będzie nadal?
- Takie sytuacje są dosyć częste. Mamy np. Albę Berlin i Bayern, jest Real i Barcelona, Panathinaikos i Olimpiakos. Taka rywalizacja daje wielkiego „kopa” i podgrzewa finały. W koszykówce i tak prawdziwa zabawa zaczyna w rundzie play off. To, że nie byliśmy w tym roku faworytem, paradoksalnie nam pomogło. To my, mieliśmy asy w rękawie, tzn. Chevona Troutmana i Kamila Chanasa. Nie wspominając o postawie Łukasza i Quintona.
- Odwiedził pan ratusz i przekazał na ręce przewodniczącego Urbaniaka medal mistrzostw Polski. Nie jest tajemnicą, że możliwość startu w Eurolidze, to również finansowe wyzwanie.
- Odwiedziłem radę miasta by podzielić się sukcesem i podziękować za wsparcie. Nie jest tajemnicą, że od czterech lat funkcjonujemy na europejskich salonach. Mamy na koncie zwycięstwa z uznanymi markami np. pamiętne zwycięstwo z Bayernem Monachium. Jesteśmy pozytywnym nośnikiem marki Zielona Góra. Odwiedzając takie miasta jak Barcelona, Madryt, czy Stambuł, warto myśleć o promocji poprzez sport. Dlatego wierzę, że miasto wrzuci swoją cegiełkę.
- Trzeba już myśleć o następnym sezonie. Łukasz Koszarek podpisał kontrakt w Zielonej Górze. Głośno mówi się już o odejściu Kamila Chanasa?
- To jest coś co mnie zaskoczyło. Myślę o Kamilu. Wiele mu zawdzięczamy, podobnie jak jego żonie Magdzie, która stworzyła od podstaw „działkę” cheerleaderek. Wydaje mi się, że Kamil idąc do Śląska, chciał sobie coś udowodnić. Jeśli chodzi o pewniaków to mamy Łukasza, reżysera gry, zawodnika na trudne chwile. Jest też Adaś Hrycaniuk, „Bestia” o wielkim sercu. Jesteśmy po słowie z Przemkiem Zamojskim. Jeśli chodzi o Aarona, to niestety nie wiem. Kandydatura Russella Robinsona, jest jeszcze otwarta. Zupełnie inną sprawą jest obecność Quintona Hosleya, który poza wszystkimi jego atutami ma jedną wadę, cenę.
- Nie jest tajemnicą, że na fali sukcesów Stelmetu koszykówka wśród zielonogórzan staje się sportem numer jeden. Dobrze by było gdyby w pierwszym składzie drużyny grali przysłowiowi ludzie z naszego podwórka - rodowici zielonogórzanie.
- Myślę, że jest to czas by nawiązać kontakt ze wszystkimi klubami i stowarzyszeniami, bo zależy nam na tym, by młodzież uprawiała koszykówkę. Jest boom na ten sport w Zielonej Górze i w regionie. Fajnie by było, gdyby system wuefu był ustawiony pod koszykówkę. Wiemy jak młodzież jest podatna na wpływy, więc dobrze gdyby to był wpływ Koszarka czy Hosleya, a nie kogoś innego.
- Dziękuję.
Krzysztof Grabowski