Spór pracowników z prezydentem o podwyżki

3 Czerwiec 2022
To nie lada dylemat - 750 zł brutto podwyżki pensji to dużo czy mało? Dla reprezentujących pracowników związkowców to o 250 zł za mało. Dla prezydenta to bardzo dużo i o większej kwocie nie ma mowy, bo budżet miasta tego nie wytrzyma. Spór zbiorowy trwa.

Naocznie można było to sprawdzić w miniony wtorek, przed ratuszem. Około 150 demonstrantów domagało się wyższych płac, a na sesji prezydent Janusz Kubicki przedstawiał raport o stanie miasta. Wcześniej odniósł się do żądań pracowników.

Od kilku tygodni NSZZ „Solidarność” prowadzi z prezydentem negocjacje dotyczące podwyżek dla pracowników budżetowych miasta oraz miejskich spółek.

 

Demonstracja przed ratuszem

 

Demonstranci przynieśli trąbki, flagi oraz transparenty z napisami „Mamy tego dosyć” czy też „Szanuj pracownika swego, możesz mieć gorszego”.

- Walczymy o wzrost wynagrodzeń, aby pracownicy byli wynagradzani w godny sposób - podkreśla Rafał Jaworski, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w urzędzie miasta. I kontynuuje: - Życie jest coraz droższe, chcemy, aby nasze pensje wystarczały nie tylko na podstawowe rzeczy, ale np. żeby wyjazd nad polskie morze nie był dla nas luksusem, ale normalnością. Nie chcemy dłużej przegrywać z kolejnymi remontami, inwestycjami, urządzeniami, które niewątpliwie ułatwiają funkcjonowanie, ale nie mogą być ważniejsze od człowieka, szczególnie że swoją pracę wykonujemy z wielką starannością.

Jakie są oczekiwania związków zawodowych? - Na chwilę obecną jest to podwyżka o 1 tys. zł do wynagrodzenia zasadniczego. Ze strony pana prezydenta padła kwota 750 zł, ale łącznie, do wynagrodzenia brutto. Jest to propozycja poniżająca przede wszystkim dla pracowników z długoletnim stażem pracy, którzy otrzymają wtedy niższą podwyżkę do płacy zasadniczej. Nie możemy się na to zgodzić, pracowników należy traktować jednakowo - zaznacza R. Jaworski. 

- W trakcie rokowań proponowaliśmy różne rozwiązania i warianty, ale mamy wrażenie, że druga strona nie ma woli dojścia do porozumienia. Mamy sygnały, że pracowników próbuje się zastraszać i szantażować, stąd zaostrzenie nastrojów - dodaje związkowiec.

Większość zgromadzonych pragnęła zachować anonimowość, co ciekawe, u wielu osób można było zauważyć taką samą maskę pandy. Okazuje się, że to nie przypadek. - Przyznaję, że gdyby nie maska, to by mnie tu dziś nie było - twierdzi pani Anna. Czemu akurat biało-czarny miś? - Od hasła „Pan da wyższe wynagrodzenie” - tłumaczy.

W demonstracji brała też udział OPZZ „Konfederacja Pracy” z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Wszyscy działamy we wspólnej sprawie. Trzeba się przygotować, że ta droga będzie długa. Nas w sporze zbiorowym jest 2,2 tys. a wszystkich pracowników ok. 3,1 tys. - mówi Agata Rogalska, przedstawicielka związku.

 

1,5 tys. zł więcej od osoby?

 

Jeszcze przed sesją prezydent Kubicki wyjaśniał mediom, dlaczego nie może spełnić wszystkich wymagań protestujących. Związki mówią o 1 tys. zł, ale według jego wyliczeń, jeśli dodać do kwoty podwyżki wszystkie świadczenia, dodatki czy różne fundusze, to miasto będzie musiało zapłacić aż o 1,5 tys. zł więcej od każdej zatrudnionej osoby.

- Jeszcze nigdzie się z czymś takim nie spotkałem, to gigantyczna podwyżka, na którą miasta po prostu nie stać - podkreśla J. Kubicki. I zauważa, że takie rozwiązanie pociągnęłoby za sobą inne negatywne konsekwencje.

- Żeby zrealizować te oczekiwania musielibyśmy zrezygnować z bezpłatnych biletów autobusowych dla młodzieży, podnieść ich ceny o 100 proc. Dodatkowo musiałby nastąpić wzrost opłat za wodę o ok. 30-40 proc., za wywóz śmieci o ok. 40 proc., podobnie ceny czynszu w mieszkaniach poszyłyby w górę o ok. 40 proc. - wylicza prezydent.

Podczas sesji J. Kubicki porównywał budżet miasta do domowego budżetu każdego Kowalskiego. Tłumaczył, że miasto nie może wydawać pieniędzy ponad stan ani nadmiernie się zadłużyć. Ponadto kredyty dostaje tylko na inwestycje, nie może ich przeznaczyć na inne cele. Wyjściem z sytuacji nie będzie również wycofanie się trwających inwestycji, ponieważ w większości są one realizowane ze środków zewnętrznych, a te zostaną Zielonej Górze zabrane, jeśli przerwie się budowę czy remont.

Co w tej sytuacji proponuje zielonogórski magistrat? - Ja rozumiem, że każdy z nas chce i powinien godnie żyć i zarabiać, dlatego proponujemy podwyżki o 750 zł. To jest duża kwota - przekonuje J. Kubicki. I kontynuuje: - Ze 100 jednostek miejskich większość zaakceptowała te warunki, biorąc pod uwagę trudną sytuację miasta oraz naszego budżetu. Myślę, że wielu zielonogórzan chciałoby otrzymać 750 zł podwyżki w tym roku.

Na razie strony sporządziły protokół rozbieżności. Teraz do akcji może wkroczyć mediator.

(md, ap)