Zawsze był ze mną zespół

19 luty 2021
- Mógłbym stworzyć jednostkę tylko z członków najbliższej rodziny. Każdy jest jakoś powiązany ze strażą pożarną – śmieje się Krzysztof Sroczyński. Po 30 latach pożegnał się z funkcją prezesa OSP Racula, ale nie zamierza usuwać się w cień. Młodsi koledzy mogą nadal na niego liczyć.

- Ponad 50 lat działalności w Ochotniczej Straży Pożarnej, 30 lat na stanowisku prezesa. To fenomenalny wynik!

Krzysztof Sroczyński: - Wszystko zaczęło się, kiedy byłem w ósmej klasie. W Starym Kisielinie organizowali Młodzieżową Drużynę Pożarniczą. Dołączyliśmy do niej z grupą kolegów. Pamiętam, że zawsze spotykaliśmy się na ćwiczeniach w niedzielne poranki. Kiedy skończyłem 18 lat, mogłem wyjeżdżać do pożarów. W 1978 r. ożeniłem się w Raculi, ale niespieszno mi było się przepisywać do tamtejszej jednostki. Wreszcie cztery lata później przeniosłem się do OSP Racula i od razu wybrali mnie do zarządu. W 1991 r. zostałem prezesem.

- Jak się pan czuł w tej roli? To odpowiedzialne stanowisko.

- Prezes jednostki to trochę jak szef w firmie (śmiech). Jak coś się dzieje, wszyscy zwracają się do szefa. Zawsze miałem zespół, który mi pomagał, nie czułem samotności i odpowiedzialności, że muszę sobie poradzić sam. Mieliśmy drużynę, z którą wzajemnie napędzaliśmy się do pracy.

- Co przez te lata zmieniło się w działalności ochotniczych straży?

- Mentalnie nic się nie zmieniło, ale jeśli chodzi o sprzęt i profesjonalizm, to nie ma porównania. Aż się nie chce wierzyć, że to taki przeskok! Kiedy zaczynałem przygodę ze strażą,wiedzę przekazywali nam głównie starsi koledzy z jednostki. Teraz jest kilkutygodniowy kurs prowadzony przez fachowców z PSP, zakończony egzaminem. Sprzęt się zmienił. W latach 80. mieliśmy zwykłego żuka i motopompę. Później pojawiały się kolejne wozy gaśnicze. Kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej nawiązaliśmy kontakt z Niemcami z Waltersdorfu. Pojechaliśmy do nich i jak zobaczyliśmy ich sprzęt, nie mogliśmy się nadziwić, jak OSP może być tak wyposażone! Teraz, jak oni przyjeżdżają do nas, to nam zazdroszczą. Tak się rozwinęliśmy przez te lata.

- Zdarzeń, do których wzywa się straż, też jest coraz więcej.

- Zdecydowanie tak. Kiedyś jeździliśmy głównie do pożarów, do wypadków drogowych prawie w ogóle. Teraz to one wiodą prym. Wyjeżdżamy do usuwania i cięcia powalonych drzew, wypompowywania wody. Pożarów jest już mniej. Inny charakter zdarzeń, to też zupełnie inny sprzęt, który musimy wykorzystywać.

- Na tegorocznym zebraniu sprawozdawczo-wyborczym zmieniły się władze jednostki, a pan ustąpił z funkcji prezesa. Nie będzie panu tego brakowało?

- Minęła moja kadencja i rozmawialiśmy na zebraniu zarządu, że trzeba wymienić kadrę. Człowiek się wypala, chciałbym jeszcze działać, ale jednak wiek robi swoje. Z nikim się nie pokłóciłem, koledzy nadal mogą liczyć na moje wsparcie. Myślę, że gest przekazania sztandaru jednostki nowemu prezesowi, kiedy stoimy z nim razem, jest symbolem szacunku.

Ponadto mamy nowe czasy, nowe wyzwania. Koledzy są młodsi, bardziej operatywni, bieglejsi w korzystaniu z internetu, komputerów. Jest mnóstwo projektów i możliwości pozyskiwania funduszy, ale to wszystko odbywa się elektronicznie. Oni się na tym lepiej znają.

- Słuchając pana, mam przeczucie, że strażacka emerytura będzie aktywna.

- Czuję się dobrze i z działalności w OSP się nie wycofuję. Nadal będę przychodził na zbiórki, brał udział w uroczystościach ze sztandarem. Chcę też zająć się naszymi emerytami. Jest nas 15. Mam plan, żeby nas trochę uaktywnić, założyć kółko seniorskie, zorganizować dla nas wyjazd. Będzie wesoło i kreatywnie. Współpracujemy też z paniami ze stowarzyszenia Raculanki. My organizujemy spotkanie, panie coś ugotują, upieką i imprezę mamy gotową!

- Dziękuję.

Agata Przybylska