Pojawił się Bachusik Huberticus ze strzelbą

10 Lipiec 2013
- To jest Bachusik? Taki jakiś inny! – Janina Nowakowska przystaje przed rzeźbą na budynku przy ul. Pod Filarami. – Miał być inny, bo jest myśliwski. Nawiązuje do naszych tradycji – tłumaczy Andrzej Brachmański, szef społecznego komitetu bachusikowego.

A okazja jest wielka. – Właśnie obchodzimy 90-lecie powołania protoplasty Polskiego Związku Łowieckiego. Stąd pomysł, by ufundować Bachusika Huberticusa. Takiego myśliwskiego. Z wszystkimi atrybutami – tłumaczy A. Brachmański.

- Jest również nietypowy przez swoich fundatorów. Dotychczas Bachusiki fundowały duże firmy lub osoby prywatne. Nasz został ufundowany przez kilkadziesiąt osób, które się na niego złożyły – mówił podczas odsłonięcia rzeźby Andrzej Skibiński.

Huberticus na pewno będzie wywoływał kontrowersje. Jest całkowicie inny od pozostałych Bachusików. Wykonał go gorzowski rzeźbiarz, Andrzej Moskaluk, który ma już na swoim koncie rzeźbę Włodzimierza Korsaka, gorzowskiego pisarza, malarza, przyrodnika i zapalonego myśliwego. Huberticus bardzo przypomina tę rzeźbę. Całkowicie umundurowany, z lornetką w dłoni i dubeltówką. Korsak ma na głowie kapelusik myśliwski, Huberticus wieniec i siedzi na beczce.

Huberticus pojawił się Pod Filarami w zeszły wtorek. Z wielką pompą. Ulicę zablokował tłum gapiów i gości, których przyciągnęli hejnaliści. W końcu impreza musiała mieć myśliwski ceremoniał. Urokowi chwili poddał się nawet wiceprezydent, Krzysztof Kaliszuk (znany koniarz), który zapowiedział, że może również środowisko jeździeckie ufunduje swojego Bachusika.

- Ziemia Lubuska winem i dziczyzną stoi! – co rusz powtarzali myśliwi. Kolejne osoby podchodziły do stolika, na którym był umieszczony pamiątkowy dokument. Każdy fundator musiał złożyć swój podpis.

„Wierni myśliwskiej tradycji wznosimy lewą ręką kielich wina ku Huberticusowi, śląc koleżankom i kolegom myśliwym oraz wszystkim mieszkańcom naszej Małej Ojczyzny łowieckie pozdrowienie Darz Bór” – czytamy w certyfikacie. Po kilkudziesięciu minutach trafił do okolicznościowej tuby i został wmurowany w posadzkę deptaka.

Toast wzniesiony, czas na dziczyznę!

Oooo! Rozległ się szmer, gdy Klara i Leszek Dybasiowie pojawili się na deptaku z… dzikiem. Pieczonym! Natychmiast ustawiła się gigantyczna kolejka. Wszystkim bardzo smakowało...

(tc)