Oto ja! Aldemedus. Bachusik nr 28

11 Wrzesień 2013
Muszę się przyznać bez bicia – nigdy bym się nie spodziewał, że w naszym mieście aż tak zaroi się od Bachusików. W trakcie Winobrania pojawi się kolejny 28. mały obywatel Zielonej Góry.

- To Aldemedus, lekarz ludzkich dusz – Artur Wochniak, autor rzeźby zaczyna opowiadać o Bachusiku.
Jakich ludzkich dusz! Przecież on bada… beczkę! Na uszach ma stetoskop, zadumany wyraz twarzy, co słyszy?
- Bulgotanie! Świeże wino fermentuje – natychmiast odpowiada Ryszard Szcząchor, dyrektor i właściciel Aldemedu. – Bada, kiedy będzie mógł je wypić. Z twarzy jest trochę podobny do mnie. To samo wysokie czoło… Przygląda się siedzącemu tuż obok Bachusikowi.

Bo Bachusik Aldemedus (z medycznym tatuażem na ramieniu) stanie w narożniku siedziby przychodni. We wnęce po zamurowanych drzwiach. To jedno z lepiej wyeksponowanych miejsc na deptaku. Według planu, zostanie odsłonięty w  czwartek, o 16.00.

Plan od lat

- Myślałem o nim od momentu, kiedy pojawiły się w mieście pierwsze Bachusiki. W tym czasie jednak sporo inwestowaliśmy i decyzja się odwlekała. Postanowiłem, że kiedy skończymy remont piętra przychodni, to postawimy również Aldemedusa. Pracownicy i pacjenci mogą być dumni, że mają swojego Bachusika – tłumaczy R. Szcząchor. To będzie 28. Bachusik. Niesamowity wynik, jeżeli uzmysłowimy sobie, że pierwsze Bachusiki, Odpadek wraz z Pędzibeczkiem, zagościły u nas równo trzy lata temu!

Bachusiki prawdopodobnie nigdy by się u nas nie pojawiły, gdyby nie dwa wydarzenia, jeden mężczyzna…
- Czyżniewski, ty męski szowinisto, a roli kobiet to nie dostrzegasz?! – na moją żonę zawsze można liczyć. Zawsze czujna i zawsze na posterunku…
- Nie dałaś mi skończyć. Bachusików nie byłoby bez dwóch kobiet.

A było to tak

To wydarzenie, to remont deptaka przed trzema laty. Pozbyliśmy się charakterystycznej szachownicy, jedynej w swoim rodzaju. W zamian mamy elegancką, ale jednak szarą kostkę.
- To napisz o tym! – wymusił na mnie Piotr Maksymczak, naczelny miesięcznika „Puls”. To w nim, w grudniu 2009 r., po raz pierwszy pojawiła się idea zabachusikowania deptaka. Aby stał się swojski, bliski, zabawny i znów charakterystyczny. Fundatorami mieli być sami zielonogórzanie.

Tu przyszedł czas na dwie panie, których rolę trudno przecenić.
- Jestem za! Panie redaktorze, stawiajmy takie rzeźby – stwierdziła wiceprezydent, Wioleta Haręźlak, podczas spotkania rady pomnikowej w styczniu 2010 r., i stanowczym głosem poprosiła mnie o przedstawienie tego pomysłu. Później zadeklarowała, że pierwsze cztery Bachusiki ufunduje miasto. Razem zaczęliśmy pukać do potencjalnych fundatorów. Efekty były niezłe.

Drugą kobietą, bez której tylu Bachusików by nie było, jest Iwona Zielińska, redaktor naczelna „Gazety Lubuskiej”. To ona, mimo wewnątrzredakcyjnych oporów, zadecydowała: - Wchodzimy w to. Namawiajcie zielonogórzan, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Wyszło! Chociaż nie było łatwo. Prawie nikt nie wierzył, że się uda. Nawet sami rzeźbiarze, którzy mieli wykonać pierwsze cztery Bachusiki zamówione przez miasto.

Co to za goły brojler?

- Artur, zrób więcej, bo ja teraz jestem bardzo zajęty – Robert Tomak namawiał Artura Wochniaka, żeby zrobił trzy Bachusiki. A Wochniak się ociągał, nosem kręcił, drobiazgami zajmować się nie chciał. W końcu po kilku miesiącach przyniósł do urzędu rzeźbę.

- A co to za goły brojler? Coś takiego miałoby stanąć na deptaku? – W. Haręźlak aż zatkało z wrażenia. Goły brojler – to Bachusik Clubikus, który później sporo czasu spędził na poduszce pod schodami w klubie Pinacolada. Fakt, gość mocno puszysty i goluśki z klejnotami na wierzchu.

Wochniak stworzył inne rzeźby. – Żeby zrobić Odpadka, model musiał wieszać na płocie. Przecież Bachusik musi wyglądać naturalnie – tłumaczył. Jego rzeźby nie mają pięknych twarzyczek. Dominują koślawe, chude nóżki i brzuszki sporej objętości. Cóż to z każdego bożka zrobi opilstwo...

Uszkodzony Ciekawek

Gdy jesienią mieliśmy już na deptaku cztery Bachusiki, doszło do przełomu. Wandale połamali i usiłowali ukraść stojącego nad szybą Odpadka. Porzucony przez złoczyńców i odnaleziony przez szambelana, Zdzisława Piotrowskiego, w końcu trafił na komisariat policji.
- Skandal! A to świnie, jak mogli ukraść naszego Bachusika – oburzali się zielonogórzanie. I tak Bachusiki stały się „nasze”.

Naprawiony Ciekawek, (co to obserwuje przez szybę Śpiocha) wrócił na swoje miejsce w marcu 2011 r. Już z prętami zbrojeniowymi w nogach i dłoniach. Bo, niestety, chociaż bardzo kochamy nasze Bachusiki, to również regularnie je demolujemy. Brukusowi ułamano młotek, Winolubikusowi samochody połamały nogi, a Ciepłolubiksowi ukradziono butelkę. Wielokrotnie usiłowano wyrwać z podłoża Transportikusa, udało się to z Beczkusem i Skrybikusem.

Ciągle naprawiamy

- A my je naprawiamy i stawiamy na nowo, do skutku – deklaruje Paweł Urbański, dyrektor Departamentu Inwestycji Miejskich i Zarządzania Drogami, prywatnie fan Bachusików.

Najwięcej pecha miał Wiertikus Mocarny. Najpierw urwany, później padł łupem złodziei – zniknął na amen. Policji nie udało się znaleźć złodziei. Stąd pobachusikowa luka na pl. Powstańców Wielkopolskich, bo w tym miejscu Wiertikus miał przypominać, że jesteśmy przy ocalałym fragmencie murów obronnych.

- Wiertikus wróci! Postanowiłam, że odlejemy go jeszcze raz. Tym razem na koszt miasta – zapowiada wiceprezydent Haręźlak. – Akcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Są chętni fundatorzy i wszystko samo się kręci. Powstają pamiątki, plany, koszulki z nadrukami.
Bo w pomyśle z Bachusikami chodziło właśnie o to, byśmy sami upiększali nasze miasto, dbali o nie i tworzyli jego niepowtarzalny klimat.

Pierwsi prywatni fundatorzy

Do tego są potrzebni prywatni fundatorzy. Tu palmę pierwszeństwa dzierżą dwie osoby: Rafał Kasza i Krzysztof Golke.

To R. Kasza jest pierwszym prywatnym właścicielem Bachusika. Jego Clubikus jest jednak mało znany, bo przez dwa lata ukrywał się pod schodami w klubie Pinacolada przy Starym Rynku. Klub jednak nie działa.
- Teraz będzie bardziej dostępny. Dzisiaj (czwartek) montuję go na ścianie naszej klubo-kawiarni. Czuję się z nim związany. Teraz będzie mu lepiej, bo zamiast pod schodami, będzie na widoku, wśród ludzi – zapowiada R. Kasza. Clubikusa zobaczymy w Czarze PRL-u, przy ul. Krawieckiej. Jako jedyny będzie zamieszkiwał wewnątrz budynku.

- A mój Nieruchomix jest dostępny cały czas. I oczywiście jest najpiękniejszy – śmieje się Krzysztof Golke, który rzeźbę zamontował pod oknami swojego biura przy ul. Kazimierza Wielkiego. Nieruchomix siedzi we wnęce okiennej, kilka metrów nad ziemią. Trudno się z nim sfotografować. – Dlatego, gdy gromadzą się przy nim przedszkolaki, to schodzę do nich z kopią Nieruchomixa. Mogą go zobaczyć z bliska – dodaje Golke.

Nr 28

Kiedy podczas Winobrania stanie Aldemedus, w mieście będziemy mieli 28 Bachusików. Pięć z nich ufundowała miasto. Dwa współfinansowało. Jeden powstał przy pomocy środków unijnych. Pozostałe, czyli 20, sfinansowały osoby prywatne lub firmy z własnych pieniędzy. Jednego ufundowało dziennikarskie stowarzyszenie.
I o to chodziło. Zawsze można do tego grona dołączyć.

- Bachusiki stały się świetnym produktem turystycznym, przyciągającym zwiedzających – ocenia Hubert Małyszczyk, szef zielonogórskiej informacji turystycznej. To w niej możemy dostać najnowszy, bachusikowy plan miasta narysowany przez Roberta Jurgę. Pomniejszoną wersję tego planu publikujemy na następnej stronie.

Tomasz Czyżniewski

Od redakcji: Pomysłodawcą i dobrym duchem całego przedsięwzięcia od początku jest Tomasz Czyżniewski. O czym nie chciał w tekście wspomnieć, więc my to czynimy... Ku chwale Bachusików!