Mistrzyni świata z Ochli

11 Grudzień 2014
- Przeciwniczka zaczęła symulować, że niby uderzyłam ją pięścią w twarz. Na szczęście, sędziowie nie dali się nabrać – wspomina Aneta Żuk z Ochli, zdobywczyni tytułu mistrzyni świata karate kyokushin.

- Jak to jest, kiedy sportowa pasja staje się sposobem na życie?
Marcin Żuk, karateka, mąż świeżo upieczonej mistrzyni świata:
- W domu, siłą rzeczy, wkradają się elementy karate, nawet jak mijamy się w biegu. To jest jakby instynktowne. Zdarza się, że trącam żonę jakimś delikatnym „kopnięciem”, to takie nasze miłosne zaczepki. Młodszy synek również przybiera sportowe pozy.
Aneta Żuk: - Karate to reżim, dyscyplina i zdolność do osobistych wyrzeczeń, ale również kultura osobista. To najważniejsze elementy tego sportu. Podczas mistrzostw w Japonii, jeszcze mocniej dotarło do nas, że szacunek do trenera i drugiego człowieka jest najważniejszym źródłem karate. Dyscyplina w sporcie przekłada się na stosunek do nauki, później pracy. Szybko staje się stylem życia.

- Niedawno wróciliście z Japonii, jakie wrażenia?
MŻ: - Ten wyjazd to spełnienie naszych marzeń. Dla nas, trenujących karate, miał dodatkowy wymiar. Dla przykładu, obóz treningowy gwarantował wiele emocji, m.in. ćwiczyliśmy pod wodospadem. Zobaczyliśmy japońską kulturę od środka. Poznaliśmy jej wyjątkową kuchnię, w tym sushi serwowane na śniadanie. Ludzie są tam bardzo mili, uśmiechnięci i otwarci.

- Panu Marcinowi naprawdę niewiele zabrakło, by wejść do ścisłej czołówki, co się stało?
MŻ: - Na 10 sekund przed końcem rundy troszeczkę zwolniłem tempo. Mój rywal, który później wywalczył wicemistrzostwo świata, utrzymał rytm i tym przekonał sędziów. Teraz mam plan poprawienia swojej siły i wydolności na mistrzostwa Europy w Estonii.

- Pani Aneta w finale pokonała gładko Hiszpankę, później Holenderkę, aktualną mistrzynię Europy, z którą stoczyła wyjątkowo zacięty, siłowy bój. W ostatnim pojedynku doszło do walki z Norweżką.
AŻ: - Moja przeciwniczka, Norweżka, jeszcze przed finałową walką robiła sobie zdjęcia z pucharem. Słyszałam, jak rozmawiała o mnie z innymi, że „to tylko zawodniczka z Polski”. Więc wyszłam do walki bardzo zmotywowana. Od początku czułam się pewnie. Postawiłam też na low-kicki na lewą nogę. Co przyniosło efekt, bo moja przeciwniczka szybko zaczęła symulować, że niby uderzyłam ją pięścią w twarz, by mi przyznano punkty karne. Na szczęście, sędziowie nie dali się nabrać, całość zakończył mój spadający cios nogą. Wtedy poczułam pełną satysfakcję.

- Jak wracało się do Polski po takim sukcesie?
AŻ: - To był ogromny sukces, okupiony wielkim wysiłkiem, także finansowym. Zobaczyliśmy sporo, spróbowaliśmy nawet lodów z zielonej herbaty. Chętnie jednak wróciliśmy do naszych dzieci i do swojej sekcji.

- Czym na co dzień zajmują się mistrzowie karate?
AŻ: - Jestem nauczycielką wychowania fizycznego w Leśniowie Wielkim. Mąż Marcin stara się o pracę w zawodowej straży pożarnej w Zielonej Górze. W Ochli wspólnie prowadzimy sekcję karate.
MŻ: - Karate jest piękne, ale na tym sporcie nie można zarobić.

- Dziękuję.
Krzysztof Grabowski

HONORY NA SESJI
Podczas 61. sesji rady gminy nagrodzono dwie sportowe pary. Za obronę tytułu mistrzów świata w rock’n’rollu akrobatycznym, wójt Mariusz Zalewski uhonorował Annę Miadzielec i Jacka Tarczyło. Nagrodzono także małżeństwo karateków, Anetę i Marcina Żuków. Wójt wręczył obu parom specjalne karty płatnicze o wartości 1.000 zł każda.