Po pożarze. Rodzina jest najważniejsza

12 luty 2016
- Dom to tylko trzy litery. Ale to dla nas najważniejsze miejsce na Ziemi. Dom nas jednoczył, był źródłem naszej siły – Paulina Sinicka wciąż opłakuje spalony dom rodzinny.

Ogień zaatakował podstępnie. W ciszy. Bez żadnych ostrzegawczych znaków. W południe, 28 stycznia, kolega przyjechał do Roberta Sinickiego. Styczniowe zimno wciskało się pod bluzy, dlatego rozmawiali w samochodzie. Po niebie leniwie wędrowały chmury, ulicą cicho przemykały auta. Nic specjalnego, dzień jak co dzień.

Kilka metrów dalej, wewnątrz domu, w Nowym Kisielinie, przy ul. Odrzańskiej 42, szalał pożar. Nie wiadomo, dlaczego żaden kłąb dymu, żaden płomień nie wypełzł na zewnątrz. Żywioł cicho trawił wnętrzności domu. Tym większe było przerażenie Joanny Sinickiej, starszej siostry Roberta, gdy ok. 13.00, tuż po powrocie z miasta, usiłowała otworzyć wejściowe drzwi. W jednej sekundzie uderzyła w nią ściana dymu i ognia.

- Najpierw usłyszałem krzyk. Potem zobaczyłem siostrę miotającą się na wszystkie strony. I to straszne słowo – pożar!, wykrzykiwane przez Asię w jakieś dziwnej ekstazie. Wyskoczyłem z samochodu. Czas jakby stanął w miejscu. Pamiętam tylko żar i dym. Jedna mnie wtedy zaprzątała myśl, gdzie jest nasz pies, Fado, czy nie grozi mu niebezpieczeństwo. Na szczęście, biegał po podwórku – pan Robert z wyraźną niechęcią wspomina tamten groźny czas. Nie przepada za dziennikarzami. – Część mediów żeruje na ludzkim nieszczęściu – tłumaczy swoją rezerwę.

Pożar gasiło pięć wozów strażackich. Dwie zawodowe jednostki i trzy drużyny OSP, z Raculi, Zaboru i Starego Kisielina. Po ich akcji, z wnętrza domu niewiele zostało.

- Właściwie wszystko spłonęło, stopiła się instalacja elektryczna, lodówka i telewizor, runęły sufity. Zdołaliśmy uratować zaledwie dwa stoliki, dwie drewniane szafeczki oraz metalową skrzynkę, w której trzymaliśmy rodzinne zdjęcia. Nie uratowały się świadectwa szkolne, akty notarialne i inne ważne dokumenty – skrupulatnie wylicza Paulina Sinicka, niedawna absolwentka Wydziału Mechanicznego Uniwersytetu Zielonogórskiego, najstarsza z trójki rodzeństwa.

W dniu pożaru była w Niemczech. Załatwiała udział w kursie językowym. Sygnał o pożarze wprawił ją w stan najwyższego zdenerwowania.

- Myślałam nie o domu, tylko o siostrze i bracie, czy są cali i zdrowi. Trzęsłam się jak galareta, wreszcie odebrali mój telefon. Dzięki Bogu, żyją, natychmiast mi ulżyło – pani Paulina w skupieniu odtwarza tamte dramatyczne chwile.

Rodzeństwu Sinickich w jednej chwili zawalił się świat.

- Dom to tylko trzy litery. Niby nic wielkiego, ale dla nas, po śmierci mamy, był najważniejszym miejscem na Ziemi. Gdziekolwiek rzucił nas los, wiedzieliśmy, że zawsze możemy do niego wrócić. Ten dom nas jednoczył, był źródłem naszej siły – pani Paulina tłumaczy ze łzami w oczach.

Na szczęście, nie zostali sami ze swoim nieszczęściem. Jeszcze w tym samym dniu przyjechał proboszcz Andrzej Brenk ze słowami otuchy i workiem ubrań dla Roberta. Przecież z pożaru uratowało się tylko to, co miał na sobie.

Następnego dnia spotkała się rada sołecka, sołtys Andrzej Zalewski i Joanna Pawelczyk, radna dzielnicy Nowe Miasto.

- Zaczęliśmy radzić, jak pomóc pogorzelcom. Postanowiliśmy zorganizować zbiórkę pieniędzy. Od domu do domu chodziłam z Grażyną Kozakiewicz, puszki z kluczykiem dostałyśmy od księdza proboszcza – rzeczowo relacjonuje radna.

W cztery dni do obu puszek trafiło łącznie 7 tys. zł. Tych pieniędzy będzie znacznie więcej, do puszki ustawionej na ladzie sklepu Haden, w Nowym Kisielinie, wciąż trafiają kolejne datki.

Pomogło również miasto. Z kasy MOPS pogorzelcy otrzymali 5 tys. zł. Strażacy z OSP Racula podczas specjalnej zbiórki zebrali 2,5 tys. zł. Oprócz pieniędzy, przywieźli zapasy prowiantu, chemię domową i kołdry.

Ruszyła wielka fala ludzkiej dobroci. Sołtys Zalewski załatwił kontener składający się z dwóch modułów mieszkalnych. Łącznie ok. 20 mkw. Dzięki życzliwości sąsiadów, mają prąd, mogą zagotować wodę na herbatę lub kawę. Za moment podłączą podarowaną elektryczną kuchenkę.

- Kontener nie jest ogrzewany, w nocy temperatura spada poniżej zera, ale będę w nim mieszkał, bo moim obowiązkiem jest tu być – powoli, z namysłem, schrypniętym głosem tłumaczy pan Robert.

ZGKiM dostarczył wielki zbiornik z pitną wodą, Komunalny Zakład Gospodarczy wypożyczył przenośną  toaletę.

- Teraz możemy już nie tylko umyć ręce, ale także utrzymać w czystości podarowane nam talerze, kubki i garnki – pani Paulina z dumą pokazuje olbrzymi zbiornik na kołach mieszczący ok. 3 tys. litrów czystej wody.

Pytana, jak długo rodzeństwo było w szoku, odpowiada bez namysłu: - Do chwili przybycia naszego sąsiada, pana Piotra Różańskiego. To mentor i przyjaciel, dobry duch naszej rodziny. Powiedział, że ludzie przeżywają znacznie większe tragedie i też się podnoszą z kolan. Natchnął nas wiarą w lepsze jutro.

Słowa sąsiada potwierdziło życie. Para wrocławian: Hanna Ziarkowska i Piotr Boczar sama uruchomiła i na bieżąco administruje internetową stronę poświęconą tej tragedii. Wystarczy w przeglądarkę wrzucić dwa słowa: pogorzelcy Kisielin i od razu trafimy na aktualności związane z akcją pomocy na rzecz rodziny Sinickich, do tego numer konta bankowego, na które można wpłacać finansowe datki.

Rodzeństwo powoli przymierza się do rozbiórki wypalonego domu. Czekają na zakończenie administracyjnej procedury, by móc zaplanować, co dalej. Koniecznie chcą odbudować dom.

- Nasz tatko powrócił do pracy, w Niemczech. Jest w tej chwili jedynym żywicielem rodziny. Siostra Asia musi skończyć studia i raz jeszcze napisać pracę dyplomową, która spłonęła razem z komputerem. Ja oraz brat musimy znaleźć pracę – pani Paulina krótko podsumowuje trudną sytuację rodziny.

Tuż przed naszym pożegnaniem, rzuca nieśmiało: - Bardzo proszę, napiszcie, że jesteśmy bardzo wdzięczni. Ludzie nam chętnie pomagają, czasami nie wiemy nawet, jak się nazywają, bo nie ujawniają swoich nazwisk. Bardzo chcielibyśmy wszystkim podziękować za troskę, życzliwość i ludzką solidarność. W takich momentach odzyskujemy wiarę, że jednak uda się nam odbudować dom, że będziemy wciąż razem, że znów będziemy szczęśliwi.

Stojący tuż obok Robert na znak zgody kiwa głową.

– Rodzina jest najważniejsza – dodaje schrypniętym głosem.

(pm)


JAK POMÓC?

Jeśli chcesz wspomóc rodzinę Sinickich, skorzystaj z subkonta Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej: BZ WBK SA II O. Zielona Góra, nr konta: 08109016360000000103458964, z dopiskiem „Pogorzelcy Kisielin”.  

Osoby chcące rodzinie Sinickich podarować będące w dobrym stanie technicznym meble lub inne duże gabarytowo urządzenia AGD, proszone są o kontakt telefoniczny pod numerem: 667-529-168.