Lody włoskie Korczaków robią furorę

14 Maj 2021
Kultowa budka z lodami wróciła po trzech latach w okolice dworca PKP. I to w wielkim stylu! Po słodkości w wafelku ustawiają się kolejki. - Tęskniłem za klientami - przyznaje Henryk Korczak, a pytani przez nas amatorzy zimnego deseru mówią zgodnie: - To najlepsze lody w mieście!

Henryk i Teresa Korczakowie sprzedawali włoskie lody z automatu od 1985 roku –w budce, która stała w sąsiedztwie peronu trzeciego PKP. Po 33 latach musieli ustąpić miejsca centrum przesiadkowemu MZK. Zielonogórzanie, którzy od zawsze zachodzili do legendarnej „budki pana Henryka”, nie mogli się z tym pogodzić i pytali, czy możliwy jest jej powrót. Tymczasem małżeństwo Korczaków wiodło na emeryturze spokojny żywot. Dom doczekał się remontu, kwiaty w ogrodzie wypiękniały. Nuda jednak była nie do zniesienia! Wiedzieli, że decyzja może być tylko jedna - trzeba postarać się w urzędzie miasta o nową lokalizację budki z lodami, jak najbliżej starej. - Urzędnicy okazali się życzliwi i nasz lokal mieści się dosłownie naprzeciwko poprzedniego. Mamy tu bardzo dobre warunki, cień i klimatyzację - mówi pani Teresa. I dodaje z uśmiechem: - Trzy lata urlopu już nam wystarczą.

- Brakowało nam też kontaktu z ludźmi - przyznaje pan Henryk. - I wciąż chcemy pracować, być w ciągłym ruchu.

- Bo wtedy człowiek czuje, że żyje - dorzuca gospodyni całego interesu.

Nie spodziewali się tak długich kolejek do nowo otwartego punktu. I komentarzy, takich jak: „cudownie, że wróciliście”, „znów jestem dzieckiem”. Przychodzą osoby, które zaglądały do budki ponad 30 lat temu, a teraz na lody zabierają swoje wnuki. Wrócili starzy klienci, ale pojawili się też nowi. Co to za cudowna receptura kryje się za sukcesem lodów Korczaków? Oboje zasłaniają się tajemnicą handlową, by po chwili wyjawić sekret. - W każdej działalności ważna jest uczciwa robota, tak aby klient był zadowolony. Wtedy i my jesteśmy szczęśliwi - wyjaśnia pan Henryk. - Nasza maszyna do lodów jest dezynfekowana codziennie, lokal też. Cały sekret tych lodów to porządne rzemiosło. Stawiamy na jakość i uprzejmość.

Zielonogórzanie nie mogą się nachwalić smakołyku. Bogusława Ginko nigdy wcześniej nie odwiedziła lodziarni pana Henryka, bo nie było jej po drodze. Trafiła do budki z polecenia znajomych i po przeczytaniu pozytywnych komentarzy w internecie. - Jestem najlepszym dowodem na to, że reklama jest dźwignią handlu. Lody faktycznie są przepyszne! - mówi pani Bogusława. Jej córka Anna Jakubowska i wnuczek Julek przytakują. Po chwili narady dochodzą do jedynie słusznego wniosku, że powtórka, czyli kolejny lód nie jest wykluczona!

Siostry Daria i Natalia również nie oparły się pokusie. - Smakuje wybornie - mówią zgodnie dziewczyny i ze śmiechem dodają, że jeszcze nie jeden raz zajrzą do budki. Zwłaszcza w upały, kiedy każdy myśli o tym, żeby jakoś się ochłodzić. - Dla mnie to debiut, siostra już kiedyś jadła kultowego loda i mnie tu przyciągnęła - zdradza Natalia.

Radosław Bisowski był stałym bywalcem punktu z lodami jeszcze w starym miejscu. Nie mógł się doczekać powrotu ulubionego deseru. - Bardzo wszystkim polecam, to zdrowe i naturalne lody - przekonuje pan Radosław. - Te, które sprzedają np. markety nie mają z nimi nic wspólnego. Mój faworyt to waniliowy, ale nie pogardzę wiśniowym i cytrynowym. Tak właściwie to jestem koneserem wszystkich smaków proponowanych przez pana Henryka. To najlepsze lody w mieście!

Dla pana Henryka ważne jest zdanie dzieci i młodzieży, bo najbardziej wymagający recenzenci jego pracy. Jeśli im smakuje to znaczy, że lody są dobre.

Korczakowie sami też lubią swoje lody. Zwłaszcza pani Teresa, która nie wyobraża sobie dnia bez dwóch szklanek słodkości. Pan Henryk z kolei sumiennie testuje każdy nowy smak. A tych jest do wyboru, do koloru: śmietankowe, cytrynowe, mango, jogurtowe, malinowe, wiśniowe… Korczakowie stawiają na dwa smaki dziennie. We wtorek do południa był to smak waniliowo-arbuzowy, później waniliowo-cytrynowy. Budka zaprasza codziennie w godz. 11.00-19.00. Jeśli jest dużo chętnych i pogoda dopisuje, godziny pracy są przedłużane. Kiedy leje jak z cebra, lokal jest zamknięty.

(rk)