Kawicki, czyli państwo na niby

27 Marzec 2014
Radny Kawicki musi jak najdłużej utrzymywać mandat radnego nie ze względu na dietę, ale ze względu na to, iż jest bastionem żużla w radzie miejskiej – uważa Andrzeja Brachmański.

Wydarzenia dzieją się tak szybko, że aż strach się do nich nie ustosunkowywać natychmiast, bo zaraz będzie znów „gorący news”. W ostatnich dniach i godzinach takim miejskim „newsem” jest sprawa radnego Kamila Kawickiego, czyli jego jazdy z promilami. Rzecz, która wydawałoby się już przyschła, wróciła za sprawą artykułu w Rzepie i wtorkowej sesji rady miasta, na której znów stała się przedmiotem ostrych sporów.

W efekcie radny Kamil Kawicki złożył rezygnację z przynależności do klubu PO, ale nie złożył mandatu. W internecie zaraz pojawiły się informacje, że „dieta radnego jest mu bliższa niż legitymacja PO” i pod tych hasłem sieć huczy. A to nieprawidłowa interpretacja. Radny Kawicki musi jak najdłużej utrzymywać mandat radnego nie ze względu na dietę, ale ze względu na to, iż jest bastionem żużla w radzie miejskiej.

Można by powiedzieć, że „żużlowi radni” mają tendencję do trzymania się stołków.

Nie wiem, czy jeszcze ktoś pamięta, że Robert Dowhan też trzymał się mandatu tak długo, jak się dało, mimo, że sprawował go bezprawnie i dopiero wymuszona decyzja wojewody zakończyła jego karierę radnego. Na szczęście, do pilnowania interesu został jeszcze Kawicki i nie może on, ot tak sobie, złożyć mandatu. Gdyby i jego zabrakło osamotnionemu Adamowi Urbaniakowi – trzeciemu z „żużlowych muszkieterów” w radzie miasta, byłoby trudniej pilnować, by publiczne pieniądze płynęły tak szerokim strumieniem do prywatnego klubu.

Lubię Kamila, uważam go za dobrego radnego, ale za błędy trzeba płacić. I dziwię się jego mentorom, że poradzili mu drogę, która jest dla niego zła. Gdyby zaraz po wypadku złożył mandat, pewnie w jesiennych wyborach mógłby startować z sukcesem.

W tej sprawie zdziwień jest więcej. Wyjątkowo łagodny wyrok sądu, wyjątkowa opieszałość wojewody i wyjątkowa opaska na oczach baronnessy PO. W środowej Rzepie czytam, że po sesji rady miejskiej szybko zadziałały lokalne struktury PO. Posłanka Bożenna Bukiewicz, szefowa lubuskiej PO, postawiła Kawickiemu ultimatum: albo rezygnacja z mandatu, albo wyrzucenie z PO. – Wybrał mandat. Pożegnaliśmy się bez żalu. Jego zachowanie, które opisała „RZ”, jest niedopuszczalne – mówi posłanka Bukiewicz i zapowiada, że wyciągnie konsekwencje wobec innych radnych PO, tych, którzy bronili kolegi.

Czytam i śmieję się do rozpuku. Toć to najlepszy tekst kabaretowy sezonu! Posłanka Bukiewicz nie wiedziała o sprawie Kawickiego? Całe miasto wiedziało, ona nie?! Przecież w innych partiach za takie wybryki wylatuje się od razu, a baronessa obudziła się po półtora roku. Czy naprawdę myśli, że „ciemny lud to kupi”? A już szczytem obłudy jest stwierdzenie o wyciąganiu konsekwencji wobec radnych, którzy bronili Kawickiego. Już to widzę, jak wnioskuje o odwołanie Adama Urbaniaka z funkcji przewodniczącego rady miasta a Mirosława Bukiewicza (męża prywatnego) z funkcji szefa klubu PO… Obłuda i hipokryzja - jak zwykł słusznie mawiać w takich sprawach poseł Niesiołowski.

Ale, tak naprawdę, sprawa Kamila Kawickiego pokazuje, jak bardzo rozeszło się nam w szwach państwo. Niby zwalczamy pijanych kierowców, niby nie powinno się sprawować mandatu radnego, niby partie biorą odpowiedzialność za swoich reprezentantów, niby są procedury, ale „kuń jaki jest, każdy widzi”.

Państwo polskie przestało w ostatnich latach sprawnie funkcjonować. Nie działa system ochrony zdrowia, nie działa sądownictwo, prokuratura niby działa, mamy niby samorząd, niby system oświaty, niby… a jak tak dobrze poskrobać, to państwo też działa na niby.

Sprawa Kawickiego jest tu tylko drobnym kamyczkiem, którego nie potrafimy wyrzucić z naszych butów…

Andrzej Brachmański
(tekst z blogu autora na  rzg.pl)