Co tam w oświacie? Ale fajnie!

17 Kwiecień 2013
Środowa debata oświatowa zgromadziła w rektoracie UZ ponad 100 osób. Od dawna nikt tak głośno i… tak długo nie mówił tak dobrze o zielonogórskich szkołach. Radni nie byli z debaty zadowoleni.

Pomysł debaty zgodnie forsowali miejscy radni. Zażądali jej po awanturze z wygaszaniem naboru do Zespołu Szkól Technicznych przy ul. Wrocławskiej. Wówczas prezydent Janusz Kubicki i odpowiedzialna za oświatę wiceprezydent Wioleta Haręźlak wysłuchali sporo gorzkich słów. I sami również takich gorzkich słów nie szczędzili radnym.

Kurator wkracza do akcji

W środę było zupełnie inaczej. Ponieważ radni, mimo pisemnych próśb, nie określili co chcą usłyszeć na temat oświaty, to musieli wysłuchać prawie trzygodzinnego peanu. Wiceprezydent Haręźlak i wspomagający ją dyrektorzy (reprezentowali wszystkie typy szkól i przedszkoli) punkt po punkcie omawiali sytuację w szkołach. Skupili się na tym, co z ich punktu widzenia jest najważniejsze – na efektach ich pracy. Czyli jak uczą i wychowują.
Zanim jednak zaczęli, stan zielonogórskiej oświaty krótko podsumowała kurator Bogna Ferensztajn, która specjalnie przyjechała z Gorzowa.
- Chciałabym podkreślić, że kierunki wytyczane przez ministerstwo są w Zielonej górze realizowane modelowo – rozpoczęła serię pochwał mówiąc, że jakość jest najważniejsza. A jednym z wyznaczników jakości są olimpijczycy. – W tym roku Zielona Góra w gimnazjach miała 41 laureatów, to 27 proc. laureatów z całego województwa…
Potem padały kolejne liczby, podobne porównania i kolejne pochwały. Chociażby dla Romana Łuczkiewicza, dyrektora Gimnazjum nr 1. – Gimnazjum ustanowiło absolutny rekord, mieli 17 laureatów. Z jednej szkoły! Czegoś takiego jeszcze nikt nie osiągnął – mówiła B. Ferensztejn.

Prezydent krytykuje przepisy

Bardziej krytyczny był występujący po niej prezydent Janusz Kubicki. Nie krytykował jednak zielonogórskiej oświaty lecz rząd, który jego zdaniem wprowadza chaos. W ekspresowym tempie wyliczał problemy na każdym etapie nauki. – Żłobki? Czy ktoś wie co będzie z dwulatkami. Pójdą do przedszkola, czy zostaną w żłobkach? Ministrowie się kłócą, a my nie wiemy co nas czeka w przyszłości – mówił. – Mimo zapewnień pani kurator i pani wiceprezydent, że sześciolatki pójdą już do szkoły ja tego nie jestem taki pewien. Może znowu ktoś się z tego wycofa w ostatniej chwili, a my przecież się do tego przygotowaliśmy.   
Prezydent w ekspresowym tempie wyliczał kolejne problemy: niejasności w wyliczaniu subwencji, zmiany jej wysokości podczas roku, podwyżki plac, na które nie ma pełnego pokrycia, kolejne pomysły reform w przedszkolach itd.
- To uniemożliwia racjonalne planowanie – zakończył.

Dyrektorzy wkraczają do akcji

Dyrektorzy jednak niezbyt się przejęli narzekaniami prezydenta. Skrzętnie wykorzystali okazję, że przyszło tyle osób i z mozołem przedstawiali wyniki swoich szkół. Tabelka po tabelce. Wykres po wykresie. Wszędzie jest lepiej niż średnia krajowa, lepiej niż średnia wojewódzka. A to od dawna wiemy, że zielonogórskie szkoły zaliczane są do czołówki z zachodniej Polsce. Nikt w okolicy tak dobrze nie uczy. Tak wynika z egzaminów na różnych szczeblach.
- Nie byłoby to możliwe bez ścisłej i bardzo dobrej współpracy z dyrektorami. Bez dobrej pracy nauczycieli – dziękowała wiceprezydent Wioleta Haręźlak, na kilkudziesięciu wykresach omawiając sytuację w szkołach i przedszkolach. Ile jest uczniów, ilu będzie ich w przyszłości, jaka jest sieć szkół i przedszkoli. Największe zmiany ilościowe widać w żłobkach i przedszkolach gdzie skokowo wzrosłą ilość miejsc. Dzięki temu w Zielonej Górze praktycznie wszystkie chętne dzieci znajdą miejsce w przedszkolu. Jest to możliwe m.in. dzięki przedszkolom niepublicznym.

Kłopot z przedszkolami

Ze zgodnego chóru optymistów wyłamała się Wioletta Poźniak-Bartkowiak z niepublicznego przedszkola Ślimaczek. – Nie dostaliśmy w zeszłym roku pełnej dotacji. Nie wiemy jak jest liczona – mówiła. – A przecież inwestujemy, zatrudniamy pracowników. Nie do końca wiemy co będzie się działo we wrześniu. Co będzie z nami? Zwracam się o jednoznaczne stanowisko ws. dotacji do przedszkoli.
Odnosiła się też do niesprecyzowanych do końca planów reformy przedszkoli. Jej zdaniem ich realizacja mogłaby nawet doprowadzić do likwidacji przedszkoli niepublicznych.  
– Jeżeli ktoś wiedział, że nastąpią zmiany w ustawie, to niech podniesie rękę – odpowiadała wiceprezydent Haręźlak, - Nikt nie ma zamiaru likwidować niepubliczne przedszkola. Czas jednak rozpocząć dyskusję nad wysokością dotacji. Nie mamy wpływu ile rodzice płacą w tych przedszkolach. Zawsze będą one uzupełnieniem oferty publicznej. Samorząd nie wiedział, że zmieni się ustawa.

Radni pytają

Później kolejni dyrektorzy przedstawiali kolejne wyniki.
Jeżeli ktoś liczył, że debata stanie się miejscem totalnej krytyki prezydenta, to bardzo się pomylił. A przecież podczas sesji radni potrafili nieźle dociskać prezydenta. Podczas debaty w rektoracie nie było to takie proste. Bo jak krytykować, gdy z mównicy płynie tyle pochwał?
- Jeżeli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? – komentował radny Marek Kamiński. – Pan prezydent mówi, że jest chaos winę zrzucając na czynniki zewnętrzne, a tu słyszymy od dyrektorów, że jest świetnie!
Zgadzał się, że oświata odnosi sukcesy, nie zgadzał się z prezydentem co do poczynań rządu.
- Wszyscy mamy świadomość, że nasze szkoły dobrze uczą. Gratulujemy – mówiła radna Aleksandra Mrozek. – Wolałabym jednak poznać konkretny dokument ze strategią dla oświaty. Mówimy o racjonalizacji wydatków, ale nie wiem na czym miałaby ona polegać.
Formę debaty skrytykował radny Piotr Barczak przyznając, że rzeczywiście radni nie przedstawili swoich propozycji co do jej przebiegu. – Zabrakło wymiany poglądów – mówił Barczak.
- Prezentacja była długa, ale oświata to wielkie zadanie pochłaniające prawie połowę budżetu miasta – odpowiadał prezydent Kubicki.
Na koniec radni uznali, że jest potrzebna kolejna debata.