Chmury nad byłymi sklepami Intermarche

22 Kwiecień 2022
- Czujemy się rozgoryczeni, opuszczeni i oszukani - skarży się część pracowników sieci sklepów w Zielonej Górze, niegdyś działających pod marką Intermarche, którym firma nie wypłaciła pensji przed świętami. Pracownicy martwią się, co będzie dalej.

Janusz Jasiński to postać znana w regionie, biznesmen prowadzi klub koszykarski Enea Zastal BC, jest przewodniczącym Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej, ale także właścicielem sieci sklepów w Zielonej Górze, które jeszcze do niedawna funkcjonowały pod szyldem Intermache. Biznesmen znajduje się w prawnym konflikcie z właścicielem marki - grupą Muszkieterowie - i wygląda na to, że jego działalność sklepowa znalazła się w kryzysie.

W tym roku przedsiębiorca zamknął jeden z pięciu swoich marketów, na os. Zacisze. W marcu zaś część pracowników sklepu na os. Pomorskim otrzymała pensje opóźnione o 11 dni. W kwietniu sytuacja się powtórzyła i niektórzy musieli przygotować Wielkanoc sięgając do swoich oszczędności. Pracownicy nie ukrywają, że są rozgoryczeni, czują się opuszczeni i oszukani.

 

Złe nastroje wśród załogi

- Oglądałem naszego właściciela w programie „Magazyn śledczy Anity Gargas”, gdzie podkreślał, jak to rzekomo zawsze najważniejszy jest dla niego pracownik. To kłamstwo, przed świętami zostawiono nas na lodzie. Jak sobie przypominam jego słowa, to szlag mnie trafia - mówi pan Mariusz (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji), pracownik sklepu. - Nikt się nami nie interesuje, nikt nie martwi się z czego mamy żyć. Nastroje wśród załogi są złe, boimy się co będzie dalej, szczególnie że są problemy z dostawcami.

Te opinie potwierdza pani Elżbieta (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji), która niedawno odeszła ze sklepu na os. Pomorskim właśnie przez obawy o wynagrodzenie.

- Mam kredyty do spłaty, nie mogłam sobie pozwolić na to, że przepracuję miesiąc i nie dostanę za to pensji - tłumaczy. - Od pewnego czasu widziałam, że coś złego się dzieje w sklepie. Odchodzili kolejni dostawcy, brakowało świeżego pieczywa i mięsa, rezygnowano z części promocji. Wiem też, że są jakieś problemy z koncesją na alkohol. To wszystko od razu przełożyło się na mniejszą liczbę klientów. Tymczasem nikt z kierownictwa niczego nie tłumaczył, nie ostrzegał. Ludzie w załodze zaczęli się bać i brać zwolnienia. Ogólnie ten sklep wygląda obecnie tak, jakby miał się zamknąć z dnia na dzień.

I faktycznie, gdy odwiedzamy market w południe to widać, że ok. 1/3 jego powierzchni jest wyłączona z pracy i jedynie zasłonięta regałami. Pustymi alejkami przechadza się garstka klientów, z obsługi widać zaledwie trzy osoby…

 

PiP kontroluje

Jeszcze wcześniej z firmą J. Jasińskiego pożegnała się pani Iwona (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Tam zawsze była zła organizacja pracy. Pan Jasiński w ogóle nie interesował się losem swoich pracowników, ważne, aby kasa się zgadzała. Tymczasem jego zaufani ludzie odnosili się do nas z pogardą. Musiałam być na każde wezwanie, nigdy nie mogłam wziąć wolnego, czułam się jakbym była tresowana - twierdzi zielonogórzanka. 

Czarę goryczy miały przelać oskarżenia za błędy popełnione w sklepie, kiedy Iwona znajdowała się na zwolnieniu. - Oczekiwano ode mnie, że za to zapłacę. Nie miałam już więcej siły tam pracować, to mnie wykańczało. Kiedy ta współpraca się zakończyła, jeszcze pół roku musiałam leczyć się psychiatrycznie - podkreśla.

Co warto zaznaczyć Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła kontrolę w sklepie na os. Pomorskim. - Ujawniono nieprawidłowości, nieterminową wypłatę wynagrodzeń. Pensje zostały wypłacone pracownikom z opóźnieniem, jednak jeszcze przed podjęciem postępowania przez inspektora pracy - informuje Barbara Babicz z PiP. - Obecnie w związku z napływającymi do nas sygnałami, w celu ustalenia stanu faktycznego w zakresie przestrzegania prawa pracy, planowane są kolejne czynności.

 

Będziemy walczyć o każdy sklep

Jak J. Jasiński odnosi się do ostatnich problemów z wypłatami? - Wszystkie te kłopoty są spowodowane naszym konfliktem z grupą Muszkieterowie. Nie jest tajemnicą, że Francuzi wycofują się z Polski, chcą przy tym wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy od dotychczasowych franczyzobiorców korzystających z szyldu Intermarche. Chcą nas doprowadzić do ruiny, przejąć sklepy i wyciągnąć zyski z ich sprzedaży. To dlatego mieliśmy też problem z dostawcami, na których wywierano presję, aby zrezygnowali ze współpracy z nami. To brutalna gra - przekonuje J. Jasiński.

Jak to się ma do skarg pracowników, m.in. sklepu na os. Pomorskim? - Jest to spowodowane niezrozumiałą dla nas decyzją komornika, który zablokował konto, z którego wykonywane są wypłaty. Jest to złamanie prawa - twierdzi J. Jasiński. I kontynuuje: - W zeszłym miesiącu zapłaciliśmy pracownikom tak szybko jak to było możliwe, jeszcze przed interwencją PiP. Teraz w kwietniu też tak będzie. Niestety, nie zdążyliśmy przed Wielkanocą, dlatego przygotowaliśmy dla nich paczki świąteczne, a pensje będą we wtorek po świętach.

Nasz rozmówca podkreśla, że będzie na sali sądowej walczył o przetrwanie sklepów w Zielonej Górze. - Ten na Zaciszu był nie do uratowania ze względu na wysoki czynsz, ale za wszelką cenę postaramy się zachować pozostałe. Działamy na zielonogórskim rynku od ponad 25 lat. Pierwszy sklep pod szyldem Intermarche pojawił się w Polsce właśnie w naszym mieście. Dziś patrząc na postępowanie grupy Muszkieterowie żałuję, że namawiałem innych przedsiębiorców do współpracy z Francuzami, jak widać bezwzględne tradycje kolonialne są wśród nich dalej żywe - uważa J. Jasiński.

 

Związki pomogą

Tłumaczenia biznesmena nie przekonują pracowników, z którymi rozmawiamy. Zauważają, że innym sklepom spożywczym klientów nie brakuje, a oni sami nie są z nikim w konflikcie, swoją pracę wykonują należycie.

- Nie może być tak, że gdy pracodawca jest w jakimś sporze, to w pierwszej kolejności cierpią z tego powodu pracownicy. To są często osoby mniej zamożne i obawiam się, że niektórzy mogli mieć w tym roku smutne święta - zauważa Bogusław Motowidełko, przewodniczący zielonogórskiego NSZZ „Solidarność. - Dlatego zapraszam do kontaktu wszystkie osoby, które mają problemy z uzyskaniem należnych wynagrodzeń. Jako związek zawodowy na pewno postaramy się doradzić i pomóc prawnie.

W związku z całą sytuacją przesłaliśmy również pytania do grupy Muszkieterowie. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi od firmy. Do momentu zamknięcia tego numeru „Łącznika” nie udało nam się potwierdzić czy zgodnie z zapowiedziami pracownicy otrzymali po świętach wypłaty na konta.

 

Maciej Dobrowolski