To było najpiękniejsze osiem lat!

4 Czerwiec 2021
Z zielonogórskim klubem żegna się po ośmiu latach Łukasz Koszarek. Odejście kapitana z Zastalu to zamknięcie pewnej epoki. Najpiękniejszej w dziejach zielonogórskiego basketu.

- Przychodzi Koszarek! Zastal idzie na mistrza i myśli o przyszłości - mniej więcej tak brzmiały tytuły prasowe po pozyskaniu 29-letniego wówczas kapitana reprezentacji Polski. Szefowie klubu, Janusz Jasiński i Rafał Czarkowski, określani byli mianem królów polowania. Wyciągnąć przed najważniejszymi meczami sezonu, z borykającego się z problemami finansowymi Asseco Gdynia, takiego zawodnika?! To stało się faktem, a Koszarek dołączył do załogi zielonogórskiego klubu, mając w nim później za towarzyszy m.in. Waltera Hodge’a i Quintona Hosleya. Przychodząc tu nie miał mistrzostwa kraju na koncie, nie był też szczególnie lubiany przez zielonogórskich kibiców. A dziś? Ma w prywatnej gablocie pięć tytułów mistrzowskich, krajowe puchary i superpuchary, wyróżnienia indywidualne. Z zielonogórskim klubem grał w polskich rozgrywkach, Eurolidze, Eurocupie, Basketball Champions League, FIBA Europe Cup i lidze VTB - niemal we wszystkich międzynarodowych rozgrywkach, w jakich klub mógł wystąpić.

W liczbach, jak podaje Enea Zastal BC, to 447 spotkań, 4226 punktów i 2533 asysty. To tylko liczby, a ile spowodował okrzyków radości? Ile kciuków zaciskało się przed ważnymi rzutami wolnymi? Ile inspiracji dostarczył zielonogórskim dzieciakom, by same poszły spróbować swoich sił na treningu? Tego nie policzymy…

21 marca 2013 roku po raz pierwszy pojawił się na parkiecie hali CRS w biało-zielonej koszulce. Zastal mierzył się z Treflem Sopot. Przegrał 68:77, a „Koszar” nie zachwycił. Grał ponad pół godziny, nie zdobył punktów. Tak niemrawo zaczęła się epoka legendy zielonogórskiej koszykówki. 2976 dni później, 14 maja 2021 roku, w ostatniej minucie meczu z Uniksem Kazań opuszczał parkiet, przy akompaniamencie skromnych oklasków tych, którzy w hali CRS mogli być.

Zabiegał o niego Trefl Sopot, pytała Astoria Bydgoszcz, bardzo chciała go Legia Warszawa. I to z tym ostatnim klubem „Koszar” związał się dwuletnią umową.

Skończyła się pewna epoka. Numer 55 bez swojego właściciela? Trudno sobie wyobrazić. Kapitanie Łukaszu, dziękujemy za wszystko!

Marcin Krzywicki