Alarm! Podtapia nas trzecia fala!

26 Marzec 2021
Z powodu drastycznego wzrostu liczby zakażeń koronawirusem i dynamiki pandemii, od minionej soboty (20 bm.) mamy już lockdown w całym kraju. Mamy też więcej chorych na COVID-19, łóżek i respiratorów. I wciąż tyle samo personelu.

Z obawy przed niewydolnością polskich szpitali, do 9 kwietnia rząd pozamykał szkoły, hotele, instytucje kultury, obiekty sportowe i częściowo galerie handlowe… uwolnionym tłumom pozostawiając otwarte Biedronki i kościoły. Na Warmii i Mazurach, gdzie lockdown wprowadzono najwcześniej (27 lutego), dość szybko przyniósł on oczekiwany rezultat, tj. przyhamował dynamikę zakażeń koronawirusem. W województwach, w których obostrzenia obowiązują od 15 marca, ich rezultat wciąż jest mizerny. W Lubuskiem w ostatnim tygodniu tylko od poniedziałku do środy (22-24 bm.) zaraziły się 1672 osoby, tydzień wstecz w analogicznym okresie - 1382, dwa tygodnie wstecz - 961.

Pandemia depcze nam po piętach

Weźmy sytuację z 4 marca - Lubuskie dysponuje 895 łóżkami dla chorych na COVID-19, z tego 572 są zajęte. Ma też 77 respiratorów, a 45 z nich ratuje ludzkie życie. Jednak pandemia już nabiera tempa, więc w pierwszych dniach marca rząd, prezes NFZ, a na końcu wojewodowie decydują o stopniowym zwiększaniu bazy covidowej w województwach. W efekcie 23 marca mamy w Lubuskiem już 1266 łóżek dla pacjentów z COVID-19, z tym że aż 994 zajętych. I 112 respiratorów - 92 z nich (dwa dni wcześniej 100) ratuje czyjeś życie. Od początku pandemii nigdy w Lubuskiem nie było gorzej.

– To ta brytyjska odmiany wirusa – mówią medycy, którym z dnia na dzień przybywa pacjentów i roboty.

Oddadzą jeszcze pulmonologię?

W Zielonej Górze właśnie zakończono remont trzech dodatkowych pomieszczeń na oddziale zakaźnym Szpitala Uniwersyteckiego, w których łącznie zyskano 7 miejsc dla pacjentów (oddział ma już 42 łóżka). Ze 112 łóżek na początku marca do 180 w środę, 24 bm., zwiększył też swój stan posiadania szpital tymczasowy. I ma też więcej, 40 stanowisk intensywnej terapii. Przydają się jak nigdy dotąd. W miniony poniedziałek, 22 bm., w szpitalu przy ul. Zyty hospitalizowano rekordową liczbę chorych na COVID-19, tj. 191 pacjentów. 32 walczyło o życie pod respiratorami. Najmłodszy miał 34 lata, był też 36-latek i kilku 40-latków. W kolejnych dniach sytuacja jest podobna. Jednego ozdrowieńca zastępuje następny chory.

- Sytuacja jest tak trudna, że w porozumieniu z wojewodą podjęliśmy decyzję o oddaniu budynku U, w którym dziś mieszczą się oddziały pulmonologiczny i torakochirurgia, na leczenie pacjentów covidowych. Bo teraz niemal wszyscy pacjenci z COVID-19 wymagają tlenoterapii, a tam wiele łóżek można podłączyć do sieci z tlenem – zapowiada Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka szpitala w Zielonej Górze.

Placówka już całkowicie wstrzymała planowe zabiegi, z wyjątkiem onkologicznych, urazowych i pilnych. COVID zdominował pracę lecznicy. Bo w jej jednostce rezerwowej „wszystkie ręce na pokład”: na izbie przyjęć szpitala tymczasowego pracuje 16 pielęgniarek i sekretarek medycznych, na oddziałach intensywnej terapii, obserwacyjno-zakaźnym i pediatrycznym - łącznie 57 pielęgniarek i 29 lekarzy różnych specjalności, w tym 13 anestezjologów, ponadto na oddziałach pracuje też 15 stażystów, 12 rezydentów oraz na kontrakcie 53 pielęgniarki i 47 ratowników medycznych.

- Większość pracowników szpitala tymczasowego to nasz personel. Ze Świebodzina, Nowej Soli i Legnicy pochodzi tylko ośmiu lekarzy - informuje rzeczniczka. - Ale jak to będzie, gdy zaczniemy kompletować personel do kolejnego budynku… jeszcze nie wiemy.

Jeśli przekroczymy 30 tys. zakażeń dziennie…

Na początku pandemii, w marcu ub. r. Sylwia Malcher-Nowak jako pierwsza w kraju sygnalizowała brak środków ochrony osobistej dla personelu medycznego szpitala, w jesiennej fali pandemii problemem były łóżka, więc zaczęły powstawać szpitale tymczasowe, m.in. ten w Zielonej Górze, dziś główną bolączką systemu ochrony zdrowia jest brak personelu medycznego. Więc w obliczu wznoszącej się trzeciej fali pandemii, żeby skuteczniej postawić jej tamę, przedstawiciele rządu oprócz „rozszerzonych zasad bezpieczeństwa” serwują nam też ostrzeżenia. - Jeżeli w tym tygodniu przekroczymy 30 tys. nowych zakażeń koronawirusem, to możliwe jest wprowadzenie całkowitego lockdownu - zapowiada we wtorek główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban.

Tylko… na jakiej podstawie, skoro wciąż nie ogłoszono w kraju stanu klęski żywiołowej, a Sąd Najwyższy właśnie uchylił wyroki w sprawach łamania pandemicznych obostrzeń?

W ślad za dziurawymi przepisami idzie ich lekceważenie przez ludzi. W większości zielonogórskich sklepów dystans społeczny to pojęcie czysto teoretyczne (cały czas obowiązuje zasada: 1 osoba na 10/15 mkw.), a personel i klienci stosują w nich kreatywne techniki noszenia masek ochronnych: na pieszczocha - maseczka smyra podbródek, na dzioba - zasłania wyłącznie usta, na kolczyk - stylowo zwisa z jednego ucha modnisia czy modnisi, kieszonkowca - wypycha kieszeń właściciela na ewentualność pojawienia się funkcjonariusza. Jest jeszcze technika „na niewidkę” - gdy maseczki nie ma w ogóle.

 

Czwartek, 25 marca

W Polsce pada rekord pandemii, ponad 34 tys. dobowych zakażeń koronawirusem. Na szczepienie przeciw COVID-19 rejestrują się już osoby z roczników 1957-1961, a w całym kraju obiema dawkami zaszczepiło się dopiero 1,8 mln osób. W Lubuskiem - 45,5 tys., w Zielonej Górze - 8,4 tys.

Przed południem… góra rodzi mysz. Zamiast spodziewanego zamknięcia kraju, od najbliższej soboty, 27 marca, rząd ogłasza kolejne obostrzenia.

Tymczasem wirusolodzy, widząc co się dzieje, przestrzegają: wysokość trzeciej fali pandemii koronawirusa teraz zależy już wyłącznie od nas. Od naszego zdrowego rozsądku. Puk, puk, halo… jest tam jeszcze?

(el)