Zesłani przez sąd do… Zawady
Ale od razu uspokajamy: nie będą to żadni zbrodniarze ani zwyrodnialcy, tylko osoby skazane za drobne przestępstwa na prace społecznie użyteczne.
Pewnie pamiętamy sprawę karną znanej pływaczki Otylii O. za spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Pamiętamy też sprawę „Antykomora”, oskarżonego o znieważenie prezydenta w internecie, czy niedawną wpadkę warszawskiego biskupa, który w stanie nietrzeźwym uderzył autem w latarnię. Co ich łączy? To, że sądy odstąpiły od karania ich więzieniem, a zastosowały karę ograniczenia wolności poprzez wykonywanie prac społecznie użytecznych. Korzysta na tym budżet państwa, bo nie ponosi kosztów utrzymania więźniów, a jednocześnie – zdaniem sędziów – jest to kara dolegliwa i bardziej wychowawcza niż zamknięcie w celi. - Kary wykonywania prac społecznie użytecznych są orzekane zazwyczaj wobec osób nie zdemoralizowanych, skazanych za drobne, pospolite przestępstwa – mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Zielonej Górze Ryszard Rólka. - Celem ich stosowania są względy wychowawcze, a nie fakt, że np. więzienia są zapełnione. Skutkiem kary jest wyraźne napiętnowanie skazanego przez społeczność lokalną i przynosi też podatnikom wymierne korzyści finansowe.
Ale nie wszystko wygląda tak różowo. Problem w tym, że nikt nie chce przyjmować do pracy osób skazanych. Nawet mimo tego, że pracują oni za darmo i bez względu na wykształcenie czy kwalifikacje, muszą wykonywać najmniej przyjemne prace. Zazwyczaj porządkowe: na ulicach, w szpitalach, na wysypiskach śmieci. - Z moich doświadczeń wynika, że sądy znacznie chętniej korzystałyby z możliwości orzekania tych kar, gdyby miały gwarancję, że ich wykonanie odbywałoby się w sposób rzeczywisty i nie budzący zastrzeżeń – dodaje sędzia Rólka i podkreśla: - Z tym jednak jest różnie. Gminy nie wychodzą z inicjatywą, by wskazywać miejsca odbywania kary prac społecznie użytecznych. Powodem jest brak podmiotów, potencjalnych „pracodawców”, ponieważ wiąże się to dla nich z wzięciem odpowiedzialności z tytułu przepisów BHP czy zdarzeń losowych.
Ta opinia nie potwierdza się jednak w gminie wiejskiej Zielona Góra. Na początku października wójt Mariusz Zalewski podjął decyzję o wyznaczeniu Komunalnego Zakładu Gospodarczego w Zawadzie jako miejsca, gdzie te kary będą wykonywane. Zrobił to prawie natychmiast, bo w kilka dni po wpłynięciu wniosku z zielonogórskiego sądu. Z szacunków sądu wynika, że w 2013 r. trafi tam ok. 60 skazańców. A każdy z nich odpracuje społecznie na rzecz zakładu 160 godzin. Skąd te szacunki? Ustawodawca nałożył na samorządy obowiązek wskazywania miejsc pracy skazańców, a na sądy nałożył obowiązek – uwaga! – przewidywania ile osób w następnym roku opuści sale sądowe z wyrokiem prac społecznie użytecznych i w jakiej wysokości będą te wyroki. Można się domyślić, że jest to trudne do przewidzenia i co więcej – rodzi obawy, że sądy będą chciały za wszelką cenę wykonać ten „plan”.
149
Tyle kar wykonywania prac społecznie użytecznych orzekł sąd w Zielonej Górze w pierwszym półroczu tego roku, w tym najwięcej dla
35 - nietrzeźwych rowerzystów
16 - sprawców kradzieży
13 - nietrzeźwych kierowców
13 - za posiadanie lub udostępnianie narkotyków
Tak czy inaczej, skazańcy będą kierowani do zakładu w Zawadzie. Jakie roboty przewiduje dla nich zakład? – Zazwyczaj kierujemy ich do prostych prac porządkowych typu sprzątanie ulic, przystanków, itp. – mówi Leszek Klim, dyrektor KZG w Zawadzie. – Mamy już doświadczenie ze skazanymi, trafiały do nas osoby karane za jazdę na gapę czy pijani rowerzyści. Często są to ludzie, którzy nie mają kwalifikacji do jakichkolwiek prac.
Nie da się ukryć, że największe zapotrzebowanie na darmowe roboty skazańców jest jesienią przy grabieniu liści i zimą przy odśnieżaniu. Do Zawady mogą trafiać nie tylko mieszkańcy gminy wiejskiej, ale i miasta Zielona Góra. Ale to wyjątkowe przypadki. Zajmuje się tym w odrębnym postępowaniu wykonawczym specjalny wydział sądu rejonowego.
Michał Iwanowski
Mich.Iwanowski@gmail.com