Dziennie z Przylepu ma być wywożone 20 ton odpadów
Włodarz Zielonej Góry wspólnie z wiceprezydentem Pawłem Tonderem w ubiegły poniedziałek wizytowali miejsce katastrofy. Po wizycie zwołali konferencję prasową.
- Bezpieczeństwo i zdrowie zielonogórzan jest dla mnie najważniejsze. Dlatego już w pierwszych dniach urzędowania chciałem przekonać się, jak wygląda kwestia zabezpieczenia całego terenu oraz sprawdzić, jak zaawansowany jest proces wywózki i utylizacji odpadów. Okazało się, że na pogorzelisku wciąż znajdują się groźne pozostałości popożarowe, zniszczone stalowe elementy konstrukcji magazynu, spalone beczki, trociny - wszystko przesiąknięte trującymi substancji. A do tego unosi się wszechobecny nieprzyjemny zapach - wyliczał prezydent Pabierowski.
Szybkie zakończenie
W Przylepie spotkał się z przedstawicielami firmy Promarol-Plus, która wspólnie z trzema podwykonawcami porządkuje i wywozi niebezpieczne materiały. Dzięki umowie z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska miasto dysponuje 55 mln zł, które może przeznaczyć na usunięcie skutków katastrofy. Z tej puli wydano już 25 mln zł, do 5 maja wywieziono 1900 ton odpadów.
- Wiemy, że są problemy z ich odbiorem w miejscu utylizacji. Zamierzamy intensywnie działać w celu przyśpieszenia wywózki odpadów, aby jak najszybciej zakończyć cały proces - zapowiedział M. Pabierowski. Magistrat szacuje, że teraz dziennie będzie wywożone około 20 ton odpadów, które trafią do Konina, Bydgoszczy oraz Dąbrowy Górniczej. Dzięki temu prace porządkowe mogłyby się zakończyć w połowie czerwca.
W okolicy zamontowano sześć par piezometrów, których zadaniem jest wykrycie potencjalnego skażenia wód podziemnych. Na miejscu działa też stacja WIOŚ, która kontroluje jakość powietrza. Z kolei przydomowe studnie w Przylepie zostały przebadane 4 kwietnia. Wszystkie normy są zachowane. - Cały czas monitorujemy sytuację, na razie nie ma zagrożenia - zapewniał włodarz miasta.
Pomoc dla sąsiada
Ważną sprawą było spotkanie z właścicielem sąsiedniej hali, która ucierpiała na skutek pożaru. Na jej terenie wciąż znajdują się niebezpieczne materiały oraz trociny, które niejako przewaliły się na miejsce podczas akcji gaśniczej. W kanałach zaś znajduje się woda skażona substancjami chemicznymi. Co gorsza, umowa na utylizację oraz wywóz odpadów, jaką zawarły poprzednie władze miasta, nie objęła swoim zasięgiem tego obiektu.
- To bardzo niepokojący fakt - powiedział wiceprezydent Tonder. - Dlatego rozmawialiśmy z właścicielem nieruchomości o udzieleniu zgody na wejście na jego teren. To się udało. Teraz będziemy wnioskowali do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, aby rozszerzyć umowę na usuwanie odpadów popożarowych również w tym miejscu. Jednocześnie będziemy się starali zwiększyć kwotę dofinasowania, aby znaleźć środki na kolejne elementy remediacji i badania.
W związku z falą pożarów w Polsce prezydent Zielonej Góry zobowiązał Krzysztofa Sikorę, prezesa Zakładu Gospodarki Komunalnej, do podjęcia dodatkowych kroków w celu zabezpieczenia miejskiego składowiska.
(md)