Połowa sołtysów już wybrana

15 Marzec 2019
Za nami sołecki półmetek wyborczy. Frekwencja prawie wszędzie dopisuje. Od lutego, gdy ruszył zielonogórski maraton wyborczy, tylko w Przylepie trzeba było ogłosić tzw. drugi termin wyborczy.

- Duże zainteresowanie wyborami sołtysów to bardzo ciekawe i przy tym optymistyczne zjawisko, pokazuje bowiem wysoki poziom identyfikacji mieszkańców z własnym sołectwem, to bardzo dobry prognostyk na przyszłość – cieszy się Mariusz Zalewski, który z ramienia urzędu miasta obserwuje sołeckie spotkania wyborcze.

Jeleniów

Tu niedzielne zebranie wyborcze rozpoczęło się nietypowo, bo o godz. 11.00. Do nowiutkiej świetlicy wiejskiej, wybudowanej z tzw. bonusa ministerialnego przyznanego sołectwu za zgodne połączenie miasta z gminą wiejską, pomimo wietrznej i deszczowej aury przybyło ok. 57 proc. wyborców. Jeleniów nie należy do dużych sołectw. Mieszka tu 137 uprawnionych do głosowania. Na liście obecności podpisało się 81. Kart do głosowania wydano 79. Kandydat na sołtysa był tylko jeden. Dotychczasowy sołtys – Wojciech Bortnowski zrezygnował z ponownego ubiegania się o poparcie mieszkańców. W wyborcze szranki stanął 31-letni Michał Kata, który mieszka w Jeleniowie zaledwie od trzech lat. Zdobył poparcie 72 uprawnionych, pięć osób było przeciw, dwie wstrzymały się od głosowania.

- Dziękuję mieszkańcom Jeleniowa za poparcie i zaufanie. Zdobyłem bardzo dużo głosów, co zobowiązuje. Mieszkam w Jeleniowie zaledwie kilka lat, ale od pierwszych dni staram się czynnie angażować w życie sołectwa. Szybko zauważyłem duży potencjał drzemiący w mieszkających tu ludziach, że właściwie niewiele trzeba, by ich zgodna współpraca przekroczyła poziom tradycyjnej sąsiedzkiej życzliwości. Będę wspierał organizacyjnie wszystkie oddolne inicjatywy, które narodzą się w naszym sołectwie. Moim zadaniem będzie służyć ludziom, tak pojmuję rolę sołtysa – deklaruje nowy sołtys Jeleniowa.

Pytany o konkrety, szybko wymienia: - Musimy wybudować boisko sportowe, doposażyć wiejską siłownię w nowe urządzenia, chcemy także dokończyć aranżację grillowej wiaty, uporządkować teren wokół nowej świetlicy wiejskiej, łącznie z budową porządnej drogi dojazdowej, bo dziś do świetlicy prowadzi droga gruntowa. Czeka nas także żmudne zdobywanie nowych pieniędzy, co urasta do pierwszoplanowego zadania z chwilą wyczerpania dotychczasowego źródła, czyli bonusa ministerialnego.

 

Kiełpin

Poniedziałkowe wybory sołtysa w Kiełpinie przebiegły w cieniu pożaru, który w listopadzie 2018 r. strawił sołecką świetlicę z biblioteką. Uprawnionych do głosowania były 154 osoby. Frekwencja znów dopisała, listę obecności podpisało 54 mieszkańców, czyli prawie 40 proc. uprawnionych. Kart do głosowania wydano 53. To było jedno z najkrótszych spotkań wyborczych, trwało ledwie godzinę. Kandydatem była tylko jedna chętna, czyli dotychczasowa sołtyska – Aneta Walczak. Dostała prawie 100 proc. głosów poparcia. Będzie „rządziła” Kiełpinem przez kolejnych pięć lat.

- Mam trójkę dzieci, w tym półtoraroczne. Tymczasem bycie sołtysem oznacza pracę prawie przez pełną dobę, trzeba być stale do dyspozycji mieszkańców. Zdecydowałam się jednak na ponowne kandydowanie z dwóch powodów: chcę współuczestniczyć w dokończeniu kilku inwestycji, np. rewitalizacji naszego parku, budowie ronda, doprowadzenia do montażu oświetlenia sołeckiej drogi wewnętrznej oraz remontu świetlicy. Ten drugi powód ma już czysto osobisty wymiar – ja bardzo polubiłam tę pracę, częsty kontakt z ludźmi, wspólne organizowanie życia wsi, np. koncertów charytatywnych czy festynów integrujących naszą społeczność, to wszystko sprawia mi dużą frajdę – tłumaczy Aneta Walczak.

Mieszkańcy Kiełpina lubią i szanują swą staro-nową sołtyskę. Było to widać podczas zebrania wyborczego.

- Zebranie przebiegło nadzwyczaj sprawnie, bez żadnych antagonizmów czy napięć. Odbyło się w tymczasowej świetlicy zorganizowanej w pomieszczeniu po byłym sklepie spożywczym. Temat świetlicy w sposób naturalny zdominował dyskusję. Zastanawiano się nad remontem spalonego obiektu. Cześć kosztów, głównie remontu tzw. części wspólnych i dachu, weźmie na siebie urząd miasta, część kosztów pokryje jeden ze współwłaścicieli obiektu – relacjonuje Mariusz Zalewski, dyrektor departamentu ds. dzielnicy Nowe Miasto.

Przylep

W największym zielonogórskim sołectwie mieszka 2.523 uprawnionych do głosowania. Na wtorkowe spotkanie wyborcze przybyło 168, tyle przynajmniej wpisało swoje dane na listę obecności. Aby wybory mogły się odbyć w tzw. pierwszym terminie, potrzebna była obecność minimum 252 wyborców. Ten formalny warunek nie został spełniony, dlatego spotkanie zaczęło się z 15 minutowym „poślizgiem”. Przy tzw. drugim terminie nie ma już żadnych wymagań frekwencyjnych, w wyborach mogą uczestniczyć wszyscy ci, którzy pobiorą kartę do głosowania. W Przylepie wydano takich kart 149. Zdecydowana większość wyborców, 146, poparła kandydaturę poprzedniego sołtysa – Mieczysława Momota, który jako jedyny aspirował do objęcia tego trudnego urzędu. Tylko trzy osoby zagłosowały przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosowania.

- Zdecydowałem się ponownie kandydować na prośbę wielu mieszkańców Przylepu. Widocznie dobrze oceniają moje dotychczasowe sołtysowanie. Na moją decyzję wpływ wywarła także sytuacja osobista. Od kilku miesięcy jestem na emeryturze, przez wiele lat pracowałem zawodowo w energetyce, gdzie udzielałem się w komisji socjalnej i inspekcji ochrony pracy. Nadal potrzebuję kontaktu i pracy z ludźmi. Mam nadzieję, że moją drugą kadencję, za pięć lat, skończę z równie życzliwymi recenzjami – tłumaczy staro-nowy sołtys Przylepu.

Pytany o najważniejsze priorytety, wymienia: - Nie licząc pilnej potrzeby pozbycia się śmieci z byłych zakładów mięsnych, musimy zawalczyć o budowę ścieżek rowerowych, bo w Przylepie ich nie ma, podobnie jak stacji roweru miejskiego, koło cmentarza przydałby się parking, mamy nawet pomysł na jego lokalizację, wystarczy rozebrać starą przepompownię ścieków, to koszt rzędu 150 tys. zł, musimy gdzieś zdobyć te pieniądze. Potrzeb jest znacznie więcej, ale nie wszystkie zdołamy od razu zaspokoić, tu potrzebna będzie cierpliwość i zaangażowanie wielu osób, w tym rady sołeckiej.

Ługowo

To jedno z najmniejszych zielonogórskich sołectw. Mieszkają w nim 122 osoby uprawnione do głosowania. Na środowe zebranie wyborcze przybyło 59 wyborców. Nie był zatem potrzebny tzw. drugi termin wyborczy. Komisja wydała 59 kart do głosowania, co pokazuje, że wszyscy przybyli wytrwali do najważniejszego punktu programu, czyli właściwych wyborów. Te zapowiadały się ciekawie, o poparcie mieszkańców zabiegało bowiem dwoje kandydatów: wciąż urzędująca sołtyska – Agnieszka Głuska oraz Tomasz Zawadka, który przed laty pełnił obowiązki sołtysa. Samo głosowanie przebiegło gładko. Za dotychczasową panią sołtys opowiedziało się 38 wyborców, za konkurentem – 20. Komisja wyborcza uznała jeden głos za nieważny. Zebranie trwało do 19.30.

Zwyciężczyni środowego starcia wyborczego będzie sołtyską już trzecią kadencję. Pytana, dlaczego znów chce odgrywać tę bardzo trudną rolę, podkreśla przede wszystkim wspólnotowy charakter swej pracy: - Jestem cały czas z ludźmi, ich zadowolenie z mojej pracy oraz coraz większa integracja naszej wiejskiej społeczności dodają mi skrzydeł. I choć jestem kobietą pracującą, żoną i matką dwójki dzieci, czyli na nadmiar czasu nie mogę narzekać, to jednak z przyjemnością angażuję się w życie sołectwa. Gdy spaceruję po naszym sołectwie, gdy widzę, jak przez ostatnie lata wypiękniało, przepełnia mnie duma, że mam w tej pozytywnej zmianie swój skromny udział.

Co według staro-nowej sołtyski trzeba zrobić w sołectwie w pięcioletniej perspektywie?

- Największą naszą zmorą są drogi, raczej ich brak. Przez Ługowo prowadzą tylko drogi gruntowe lub lekko utwardzone tłuczniem. Musimy się także zmagać z brakiem oświetlenia drogowego, zwłaszcza mieszkańcy domów wybudowanych pod lasem, tam po zapadnięciu zmroku panują iście egipskie ciemności. Trzeci problem, na razie bez dobrego rozwiązania – skąd weźmiemy gotówkę, gdy wydamy wszystkie pieniądze z tzw. bonusa ministerialnego.

(pm)