W Barcikowicach problemem są drogi

15 luty 2013
- Auta pędzą po drodze, a my między nimi! Przejście z dziećmi na drugą stronę lub spacer do kościoła w Zatoniu, to często bardzo niebezpieczna wyprawa – skarży się na brak chodnika Grażyna Wieczorek. Dziś mieszkańcy dyskutować będą o Funduszu Integracyjnym.

A my wcześniej zapytalićmy mieszkańców o problemy wsi. W Barcikowicach, graniczących z Zatoniem, cisza i spokój. Nic dziwnego jest tuż po 10.00. a powietrze stało się lodowate. Widocznie szykuje się powrót zimy. Prawdę mówiąc korzystamy z akcji informacyjnej prowadzonej tu właśnie przez miejskich urzędników w sprawie spotkań połączeniowych. Leszek Szewczuk rozmawia z mieszkanką drugiego domu przy głównej drodze wojewódzkiej. Kobieta przy furtce jest wyraźnie zaskoczona.
Harmonpogram zebrań wiejskich.

- Przypuszczam, że ludzie nic nie wiedzą o Funduszu Integracyjnym. Sama pierwszy raz o tym słyszę, ale na spotkaniu tym najbliższym na pewno będę – mówi Grażyna Wieczorek.
- Jak tu się żyje? Mieszkam tu od 28 lat od kiedy przeprowadziłam się tu z Książa. Jest tu spokojnie, a sąsiedzi są mili. Nie ma złodziejstwa ! Drzwi mogą być wręcz na oścież pootwierane – podkreśla pani Grażyna. Ludzie chodzą do kościoła, do sklepu, ale właściwie nie mają jak. Brakuje nam chodnika. Samochody jeżdżą po nas, to my do rowu. Przydałoby się oświetlenie i plac zabaw dla dzieci. Chociaż ten plac zabaw ma być, wiem że gmina pertraktuje w sprawie tej nieruchomości. Gorszym problemem jest brak zajęcia dla młodzieży, którzy siedzą na przystanku. Sama mam troje prawie dorosłych to wiem coś na ten temat.

Wchodzimy głębiej w wieś. Kierujemy się w stronę kolejnych rozmówców. Zmarznięta ziemia sprzyja spacerowi, za to uwydatnia  wszechobecne dziury, a to zapewne nie poprawia nastroju prowadzącym pojazdy. Dochodzimy do drewnianego świeżo wymalowanego ogrodzenia. Tu również trwa ożywiona dyskusja między roznoszącymi ulotki, a mieszkańcem posesji.

- Tu jest spokojnie. Chociaż wiele się zmieniło. Kiedyś ludzie byli mocno zintegrowani a teraz raczej każdy za płotem siedzi – wyjaśnia Henryk Stec. – Praktycznie każdy pracuje w Zielonej Gorze, z rolników jest na pewno jeden - sołtys – dodaje mieszkaniec Barcikowic. Na pewno będę na tym spotkaniu, może uda się zrobić coś razem z Zatoniem i Marzęcinem.  Jako wspólne działanie dobry może być orlik – podkreśla mieszkaniec Barcikowic. - Z drugiej strony najważniejsze są jednak drogi, bo tutaj to prawdziwy koszmar. Tak jak pan widzi, wszystko wybite i latem nie idzie jeździć. Drogi są co jakiś czas łatane ale nie wiele to daje.

Zmieniamy miejsce. Prawie po sąsiedzku stoi domek. Na ganku widać poruszającą się firankę. Po chwili wychodzi do nas młoda kobieta z kartonikiem mleka w ręku.

- Nasze potrzeby? Tutaj jest dużo matek z dziećmi, więc plac zabaw dla dzieci by się przydał. Nie mamy wyjścia i chodzimy do Zatonia. To jednak za każdym razem niebezpieczna wyprawa. Na mostku, gdzie mijają się samochody, to ja z wózkiem nie mam gdzie się schować – mówi ze wzburzeniem Edyta Szkondziak. Już od dawna miał być zrobiony chodnik, a u mnie przy domu stoi słup, jednak oświetlenia na nim nie ma – kobieta wskazuje w górę na żelbetonową konstrukcję. Z drugiej strony cieszy to, że mamy swoją salę.

Wsiadamy do samochodu by podjechać do oddalonego o dwa kilometry od Barcikowic przysiółka Barcikowice Małe. To około dziesięciu domostw. Okazuje się, że ekipa plakatowa jest już przed nami. Na słupie wieszane są właśnie informacje dotyczące spotkania „połączeniowego”. Podchodzimy do domu, z którego wychodzi jego gospodarz. To były sołtys Barcikowic Aleksander Chudaska. – Panie, niech pan przejedzie ten i ten kawałek drogi wskazuje mężczyzna. To wszystko pan zrozumie. Kawałek jest tylko przejezdny a reszta przez tyle lat zaniedbana – dopowiada pan Chudaska.

Jedziemy na koniec Barcikowic Małych. Dalej droga prowadzi już tylko do lasu. Okazuje się, że ostatnie domostwo to prawdziwy dworek. Z bramy wychodzi właściciel.

- Jesteśmy najnowszymi mieszkańcami. W tej chwili się przeprowadzamy, bo dom jest ukończony – mówi Dariusz Chabura. Potrzeby? To widać, droga jest kompletnie nieprzejezdna. Byliśmy u wójta. Myślę, że dotrzyma słowa, bo w innych też dotrzymywał. Na pewno by się dojazdy jakieś przydały MZK lub PKS. Jeśli chodzi o moje zdanie w sprawie połączenia to obawiam się, że takie małe wsie jak nasza z tej puli nie dostaną nic.

Wracamy do Barcikowic. Postanawiamy odwiedzić jeszcze jedno domostwo.

- Kwestia dróg jest kluczowa, ale z tego co wiem to są tam niejasne sprawy własnościowe. Coś jednak wypadałoby zrobić - podkreśla Paweł Piechota. - Dziwiła nas także sprawa braku chodnika na mostku do Zatonia. Pożytecznym miejscem jest natomiast świetlica, z której często korzystają miejscowi, chociażby na wesela czy chrzciny. Na spotkaniu w piątek na pewno będę.

Krzysztof Grabowski