Wciąż mam coś do zrobienia!

3 luty 2023
W piątek, w Minibrowarze Haust, o godz. 20.00 odbędzie Bluesowy Jam Session, z którego dochód zostanie przekazany na leczenie Wojciecha Bagińskiego. O walce z chorobą i planach na przyszłość rozmawiamy z artystą.

O twoich problemach zdrowotnych dowiedzieliśmy się już w zeszłym roku, gdy zorganizowano dla ciebie koncerty charytatywne w Dąbiu. Zapytam więc wprost: jak dziś się czujesz?

- Jest lepiej, naprawdę, po wielu miesiącach zacząłem nabierać sił. Ale też nie ma co ukrywać, jestem chory na złośliwego raka jelita grubego z przerzutami. To ma swoje konsekwencje. Trudno opisać wszystkie „przygody”, które musiałem przejść w ciągu ostatniego roku. Niewyobrażalny ból, chwile zwątpienia, wyniszczającą chemię a w końcu też operację. Jestem teraz pod stałą opieką medyczną i staram się na nowo poukładać sobie życie. Choć ta walka jeszcze się nie skończyła, nie zamierzam się poddawać!

Cieszę się! Jak rozumiem poczułeś się lepiej na tyle, aby wrócić do jammowania na scenie?

- Bardzo mi tego w tych ostatnich miesiącach brakowało. Dlatego, gdy zadzwonił do mnie mój znajomy Igor Skrzyczewski i zapytał czy nie chciałbym wziąć udziału w Bluesowym Jam Session pomyślałem sobie: czemu nie! Z Igorem znamy się jeszcze z okresu, gdy na deptaku działały „4 Róże dla Lucienne”. Wielokrotnie występowałem w tym klubie m.in. z Arkadiuszem Goliwąsem czy też Igorem Łojko. To były piękne czasy i wielka radość ze wspólnego muzykowania.

Jakie są obecnie twoje muzyczne plany?

- Nie chce jeszcze dzisiaj wszystkiego zdradzać, ale faktycznie jest parę projektów, nad którymi pracuję. To jest pewien paradoks. Zanim człowiek zachorował cały czas koncentrował się na codziennych obowiązkach. Praca w szkole muzycznej mocno mnie pochłaniała, do tego spontaniczne koncerty czy też improwizacje. W tym wszystkim ta własna działalność schodziła na dalszy plan. Teraz jest inaczej. Wiem, że mogę mieć mniej czasu niż myślałem. Ta świadomość daje mi przekonanie i siłę do tego, aby zacząć w końcu realizować to o czym zawsze myślałem. Zacząłem na przykład nagrywać i zamieszczać filmy na Youtubie, gdzie prezentuję różne ciekawe aranżacje. Być może w przyszłości na kanale pojawią się także porady czy wskazówki dla początkujących muzyków. Na realizację wszystkiego potrzebuję pięciu lat i zamierzam osiągnąć ten cel.  

Tęsknisz za nauką młodych ludzi?

- Nie ukrywam, że lubiłem być nauczycielem. To daje wiele satysfakcji, szczególnie gdy dostrzegasz w tej młodej osobie własną pasję i wielką chęć do nauki. Człowiek wtedy aż chce przekazać swoją wiedzę. Najgorzej jest, gdy młodych zmusza się do czegoś, do czego tak naprawdę sami nie są przekonani. To nie ma sensu i rodzi jedynie frustrację.

Sam zawsze chciałeś zajmować się muzyką?

- Zawsze! Ale to jednak ciężki kawałek chleba, z którego nie jest łatwo się utrzymać. Na pewno trzeba być obrotnym. Ale przez te wszystkie lata nie koncentrowałem się tylko na graniu, sam też komponowałem czy śpiewałem. Nie wyobrażam sobie żebym mógł zajmować się czymś innym w życiu. To dało mi wiele radości. Do dziś z uśmiechem wspominam np. jak na zaproszenie naszej Filharmonii wystąpiłem, jako gitarzysta, na wielkiej scenie w Danii. Koncerty są zresztą najpiękniejszą częścią życia muzyka. Ten dreszcz emocji, wspólna energia z publiką, gra świateł na scenie. Tego nie da się porównać z niczym innym. Mam nadzieję, że w „Hauście” też tak będzie, dlatego serdecznie wszystkich zapraszam na wspólne jammowanie!

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Dobrowolski