40 lat w BWA. Robić to, co się lubi!

14 luty 2024
Rozmowa z Wojciechem Kozłowskim, który od 40 lat pracuje w zielonogórskim Biurze Wystaw Artystycznych, a od 1999 roku jest jego dyrektorem.

- Zielonogórzanie są otwarci na sztukę?

Wojciech Kozłowski: Generalnie tak, choć są różni w swoich reakcjach. BWA jest położone przy głównym trakcie komunikacyjnym miasta, stąd również goście, którzy zaglądają tu przy okazji. Ta otwartość wpisuje się chyba w charakter ludzi z naszego regionu. Lubuszanie zawsze są w czołówce rankingów, jeśli chodzi o tolerancję i otwartość właśnie.

- A zielonogórski odbiorca sztuki mocno się zmienił przez te cztery dekady?

- Zawsze przychodzili tu ludzie z ciekawości sztuki. BWA pełni również społeczno-towarzyską funkcję. Wernisażom towarzyszą rozmowy, to miejsce spotkań. Jeśli chodzi o odbiór sztuki, bez względu na czasy i kontekst polityczny, zawsze był kwestią indywidualną. Na przykład nagość - niektórych szokowała z zasady, innych wcale.

- Za czasów PRL działalność galerii kontrolowali cenzorzy. Mocno dali się we znaki?

- Pamiętam, że w 1985 roku mieliśmy ingerencję w dwie prace w trakcie Biennale Sztuki Nowej. Adam Rzepecki pokazał reprodukcję Matki Boskiej Częstochowskiej z wąsami. To się nie spodobało, bo mocno pilnowano relacji partia-kościół. Nie chciano zaogniać konfliktu ideologicznego. Uwagę przykuła również praca Andrzeja Mleczki, ale ostatecznie cenzor odpuścił. Swego czasu cenzurze podpadła również praca Włodzimierza Pawlaka. Obraz przedstawiał ręce chlustające czerwoną cieczą. Nie spodobał się tytuł: „Strumień wody kolońskiej rosyjskiej”.

- A jakie chwile podczas 40-letniej pracy w BWA zostawiły najmilsze wspomnienia?

- Robić to, co się lubi to generalnie duży przywilej. Najmilej jest jednak chyba wtedy, kiedy podczas podróży po Polsce spotykam ludzi z Zielonej Góry i słyszę, że ich edukacja wizualna zaczęła się właśnie w BWA i dużo zawdzięczają temu miejscu. Mimo że działalność galerii bazuje na efemerycznych, ulotnych wydarzeniach jak wystawy, koncerty, warsztaty, to okazuje się, że wywierają one jednak efekt i mają pewien rodzaj trwałości.

- Na piątkowe wernisaże do BWA ściąga pół miasta. Jaki jest przepis na galerię pełną życia?

- Trzeba mieć dobrych współpracowników i szeroki program. Chciałbym, żeby BWA była galerią przyjazną każdej dobrej sztuce - powinna być atrakcyjna i wizualnie, i intelektualnie. Żeby była galerią adekwatną do swego czasu. Żeby się w niej dyskutowało, nie arbitralnie przesądzało. Żeby nadal była miejscem ważnym, i dla mieszkańców miasta, i dla polskiej sztuki. Cenię szczerą wypowiedź, to, co jest innowacyjne, adekwatne do rzeczywistości i ma wiele możliwości interpretacji.

- Co galeria pokaże w najbliższym czasie?

- Warto zaznaczyć, że istotna jest dla nas również działalność edukacyjna. Organizujemy cykliczne spotkania dla nauczycieli plastyki i edukatorów z domów kultury, prowadzimy warsztaty dla dzieci i młodzieży. Tylko w zeszłym roku w BWA miało miejsce 126 takich spotkań. W tym roku pokażemy m.in. dużą wystawę komiksu Bogusława Polcha. Muzycznie współpracujemy z Januszem Muchą, stąd kolejne odsłony cyklu koncertów „Muzyka (nie)potrzebna”. Przed nami również spotkania związane z książkami - np. „Poniemieckie” Karoliny Kuszyk związane z naszymi terenami. W tym roku zagości u nas Salon Jesienny, czyli coroczny przegląd twórczości artystów województwa lubuskiego, który naprzemiennie odbywa się w Zielonej Górze i Gorzowie Wlkp. Zapraszam.

- Dziękuję.

 

Wojciech Kozłowski

Krytyk sztuki, kurator, pedagog. Skończył kulturoznawstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wykładowca w Instytucie Sztuk Wizualnych UZ. Prowadzi także zajęcia z zakresu kuratorstwa na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu i Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Członek sekcji polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.

 

Agnieszka Hałas