Tylko połączenie sił może dać dobry efekt

11 Październik 2015
- Obywatele muszą aktywnie współtworzyć otaczającą ich przestrzeń. A władza powinna wspierać obywateli. Nabrzmiały konflikt tylko pogłębia podziały i utrudnia porozumienie – przekonuje dr Agnieszka Opalińska, politolog Uniwersytetu Zielonogórskiego.

- Dała się pani poznać jako ekspertka od rozwiązywania konfliktów poprzez tzw. duńską metodę dialogu społecznego. Już sama nazwa wskazuje, że również w Danii musieli się zmierzyć z ciężarem sporu społecznego…Dr Agnieszka Opalińska, politolog, trener dialogu społecznego: - Duńczycy szukali sposobu na wyrwanie ludzi ze społecznej apatii. U nas ta metoda służy do nadania oddolnym inicjatywom racjonalnych ram. Przykładem ul. Chmielna, gdzie mieszkańcy z prezydentem Januszem Kubickim, radnymi i członkami ruchów miejskich wzięli udział w międzypokoleniowym pikniku. Miasto zorganizowało namioty, mieszkańcy napiekli ciast. Potem wspólnie pracowali nad projektami planowanego terenu rekreacyjnego. Mieszkańcy mogli podzielić się uwagami i pomysłami z władzą. Dzięki temu poczuli, że są traktowani z należytą powagą. Zamiast narzucania rozwiązań, zrodziło się porozumienie. Wymarzony plac zabaw powstanie w przyszłym roku.

- Mamy w mieście kilka punktów zapalnych. Czy konflikt społeczny jest czymś z gruntu złym?
- Ujawniony konflikt społeczny jest kołem napędowym zmiany. Kreuje nowych liderów, przeciwdziałając skostnieniu elit, pozwala nazwać po imieniu istotę problemu, który inaczej tliłby się podskórnie, doprowadzając do groźnego wybuchu. Zarazem konflikt pozwala na aktywizację społeczną, mieszkańcy przestają być bierni.

- Mieszkańcy przede wszystkim zaczęli otwarcie mówić, czego chcą. Uwierzyli w moc swego głosu?
- Nie tylko w Zielonej Górze mamy do czynienia z pokoleniową zmianą. Do głosu doszło pokolenie, które nie dźwiga na plecach bagażu negatywnych doświadczeń PRL-u, kiedy to jedynym dawcą cennych dóbr była władza. To pokolenie sukces zawdzięcza głównie sobie, stąd brak uniżoności wobec miejskiej władzy.

- Wykluły się nam w mieście dwie skrajne postawy. Jedni demonstracyjnie oprotestują, np. budowę nowych bloków.  Drudzy wspólnie debatują, np. jak wybudować osiedlowy plac zabaw. Co wynika z tych postaw?
- Ważne jest, aby ktoś patrzył władzy na ręce, by nie zamknęła się w wieży z kości słoniowej. Ale znacznie istotniejsze jest coś innego – że obywatele powinni nauczyć się artykułować, o co im chodzi. Ale nie wtedy, kiedy zagrożenie staje się nieuchronne, ale wtedy, kiedy jeszcze nic nie zostało przesądzone. Obywatele muszą aktywnie współtworzyć otaczającą ich przestrzeń. A władza powinna wspierać obywateli. Nabrzmiały konflikt tylko pogłębia podziały i utrudnia porozumienie.

- Czy obywatele zawsze mają rację?
- Mieszkańcy mają prawo do swojego punktu widzenia. Władzą kieruje obowiązek pilnowania interesu całego miasta. To naturalna i oczywista różnica optyk. Ważne jest co innego - bez udziału władzy nie da się rozwiązać większości społecznych konfliktów. Nie dlatego, że władza jest dysponentem niemal boskiej nieomylności. Tu decyduje zupełnie inny czynnik. Tylko za miejską władzą stoi szeroko pojęta kompetencja oraz narzędzia w postaci pieniędzy. Liderzy protestu nie mogą dysponować miejską własnością, prezydent i jego urzędnicy nie dysponują głęboką wiedzą o potrzebach mieszkańców.

- Jaki stąd wniosek?
- Tylko połączenie sił może dać zadowalający efekt. Władza powinna pamiętać, że ignorując mieszkańców, doprowadzi do eskalacji konfliktu. A konflikt jest zjawiskiem bardziej medialnym niż współpraca - wznieca się pożar, wszyscy dokładają do ognia, ale później nikt nie ma pomysłu, jak ugasić płomienie. Wszyscy czekają, kto pierwszy się podda. Tylko początkowy problem wciąż pozostaje nierozwiązany.

- Dlaczego miejska demokracja „wylewa” się poza salę obrad rady miasta, instytucji wręcz stworzonej do rozwiązywania społecznych konfliktów?
- Radny ma dwóch władców: wyborców oraz szefa partii. Miota się pomiędzy jednym i drugim bogiem, co większość mieszkańców dostrzega gołym okiem. Ale zjawisko wylewania się miejskiej demokracji poza sesyjną salę jest czymś nieuchronnym, obywatelskie aspiracje są i będą coraz większe.

- To zrezygnujmy z radnych, może wystarczą nam same ruchy miejskie?
- Nie popadajmy w skrajności. Nie da się wyeliminować z procesu decyzyjnego miejskiej władzy, bo to za radnymi i prezydentem stoi odpowiedzialność za losy miejskiego majątku lub wykonanie budżetu. Tego typu właściwość nigdy nie będzie udziałem ruchów obywatelskich. Dlatego obie strony musi łączyć pępowina współpracy i dialogu. Negocjacje polegają na tym, że każda ze stron ustępuje z części swych racji, aby osiągnąć porozumienie. Władza musi zejść do mieszkańców, mieszkańcy muszą się otworzyć na władzę.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak

Artykuły powiązane: 

Mieszkańcy planują wygląd placu zabaw

- Nasz teren rekreacyjny, przy ul. Chmielnej, ma dorosłym stworzyć warunki do wytchnienia, dzieciom okazję do zdrowego ruchu. Dziś przechodzimy od fazy marzeń do fazy konkretów – przypomniała rodzicom dr Agnieszka Opalińska.