Rozruszaliśmy zielonogórzan!

8 Grudzień 2017
Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Zielonej Górze świętuje w tym roku jubileusz 35-lecia istnienia. Od dekady dyrektorem jest Robert Jagiełowicz. Marzenia jubilata? Stadion piłkarski z prawdziwego zdarzenia!

- Pamięta pan swój pierwszy dzień na tym stanowisku?
Robert Jagiełowicz: - To było łagodne przejście. Ja znałem obiekty sportowe miasta, bo pracowałem w Drzonkowie. Byłem długo związany z tenisem stołowym, pięciobojem, jeździectwem. Pracowałem z wieloma klubami w mieście. Byłem, jestem i będę kibicem wielu dyscyplin.

- Rozmawiamy po gali 35-lecia MOSiR. Nieczęsto się zdarza, aby tego typu imprezy były lekkostrawne i z dużą dawką humoru…
- To pokazuje z kim pracuję. Część osób zastałem, ale większa grupa przyszła później, z racji tego, że jesteśmy coraz więksi. Mam super pracowników, jestem bardzo zadowolony, że potrafili coś takiego zorganizować. Choćby to, że mamy swój zespół śpiewaczy. Pierwszy utwór wykonał rok temu na naszej firmowej wigilii, więc powiedziałem, że fajnie byłoby jakby zagrali jeszcze raz. Trenowali, ćwiczyli i zaśpiewali! Świadczy to o tym, że ci ludzie się tu fajnie czują. A efekty ich pracy zielonogórzanie mają okazję zobaczyć, gdy korzystają z obiektów MOSiR-u.

- Tak z ręką sercu, gdy 10 lat temu obejmował pan fotel szefa, widział pan MOSiR taki, jaki jest teraz? Hala CRS, lekkoatletyczna, tenisowa…
- Cieszą słowa, które padły podczas gali, że obecnie budujemy halę do koszykówki dla młodzieży, że już myślimy o kolejnych inwestycjach, żeby za rok, dwa rozpocząć budowę stadionu piłkarskiego. Marzy nam się jeszcze hala do piłki. To pokazuje, że co roku coś nowego budujemy, a życzliwość władz miasta, pana prezydenta, pomaga nam w realizacji naszych inwestycji. Co roku budujemy coś nowego. Jak przychodziłem, to byłem pełnomocnikiem ds. budowy basenu. Później pilotowałem budowę kolejnych obiektów. W tym roku pojawiło się boisko do futbolu amerykańskiego. Przerobiliśmy przez lata ogromne miliony, dajemy ludziom satysfakcję, że mogą korzystać z obiektów na wysokim poziomie. Widział pan wypowiedź Agnieszki Radwańskiej (Radwańska i Jerzy Janowicz pozdrawiali uczestników gali z telebimu – dop. red.), która nas miło wspomina. To są wybitne postaci sportowe – piłkarze ręczni, siatkarze, żużlowcy, koszykarze, tenisiści. Oprócz tego istotną kwestią dla mnie jest to, że udało się rozruszać zielonogórzan. W każdy piątek około 600-700 osób powyżej 50. roku życia korzysta z basenu. Co sobotę spod amfiteatru ruszają spacery z kijkami, które prowadzi pani Hansz. Ponadto na stadionie możemy zobaczyć, ilu ludzi biega. Lada moment stadion będzie jeszcze bardziej oświetlony. Biegaczy amatorów jest coraz więcej i z tego jestem też bardzo dumny.

- A stadion piłkarski to bliższa czy dalsza perspektywa? To trochę mityczny obiekt, tak samo jak mityczne jest hasło: „ligowa piłka nożna na wysokim poziomie”.
- Mam nadzieję, że w końcu ruszy do przodu zarówno ta dyscyplina, jak i budowa stadionu. Moim zdaniem, mistrzostwem świata było to, co udało nam się zrobić z koszykówką. W momencie awansu klubu do ekstraklasy, zdążyliśmy zbudować halę. Tak samo chcielibyśmy, żeby piłkarze kiedyś osiągnęli sukces, a my w tym samym czasie wybudowali stadion. Byłem w kilku miejscach oglądać stadiony. Mamy swoją wizję. Jest już koncepcja takiego obiektu. Może w przyszłym roku napiszemy program funkcjonalno-użytkowy, żeby być gotowym, jak się pojawią możliwości pozyskania środków na dofinansowanie. Obiekty, które dotąd budowaliśmy, miały dofinansowanie, wtedy zawsze jest łatwiej przekonać pana prezydenta i radnych. Tak samo będzie ze stadionem piłkarskim. Jeżeli będziemy przygotowani do inwestycji, jeśli uda się znaleźć jakieś okienko do pozyskania środków, to wtedy po te środki wystąpimy i będzie łatwiej nam łatwiej wybudować stadion.

- Jakaś impreza w ciągu tych 10 lat szczególnie panu utkwiła w pamięci?
- Pamiętam takie zdjęcie, zrobione z tyłu, jak siedzi dwóch łysych gości. Jeden jest dwa razy większy od drugiego. To był Mariusz Pudzianowski, który zajął moje miejsce, obok niego siadłem ja. Przesiadłem się grzecznie, bo nie śmiałem go przesadzać. To wspomnienie gali KSW, choć muszę przyznać, że nie jestem fanem sportów walki. Pod względem nakładu finansowego, otoczki, to była największa impreza, która się wydarzyła pod naszym dachem. Ale pod względem prestiżu, myślę, że najważniejszy był Puchar Federacji w tenisie kobiet i mecz Polska-Szwajcaria. To były rozgrywki na wysokim poziomie, z wysokimi wymaganiami organizacyjnymi. Ponadto wspomniałbym wszystkie mecze reprezentacji kraju.

- Dekada to dużo. Ma pan nadal głód pracy? Ludzie się przebranżawiają, szukają nowych wyzwań…
- Widział pan tych ludzi, którzy śpiewali na gali z takim entuzjazmem? Nie można nie chcieć. Tu się chcę przychodzić, pracować. Jedną z pracownic ostatnio chciałem wysyłać na urlop, żeby odpoczęła, a ona odpowiedziała: „Ale mi tu jest tak dobrze”. To o czymś świadczy. Do tych ludzi chce się wracać i podejmować kolejne wyzwania. Gdy przyjeżdżają wspaniali sportowcy, goście z zagranicy, i mówią, że tu jest fajnie, czysto, dobrze, to takie opinie dają potężnego kopa. Czasami jest taki dzień, że chciałoby się odpocząć. Ja jednak po takim dniu łapię depresję, że nic nie robiłem. Wtedy idę pobiegać.

- Jakaś duża impreza sportowa na horyzoncie?
- Wydawało mi się, że trafił mi się strzał w dziesiątkę. Miał być dwumecz reprezentacji Polski z Brazylią w futsalu. Wszystko mieliśmy dograne, natomiast wycofał się nasz partner z innego miasta i impreza została odwołana. Będziemy szukali imprez na przyszły rok. Dużo tego było w ostatnim czasie, więc nic za wszelką cenę.

- Dziękuję.
Marcin Krzywicki