Rondo ku czci Sendlerowej

20 Kwiecień 2016
- Młodzieżowa Rada Miasta oraz stowarzyszenie Młodzi Lokalni proponują, aby jednemu z rond nadać honorowe miano Ireny Sendlerowej, w dowód uznania dla tej wielkiej postaci – tłumaczy Szymon Płóciennik, główny inicjator uchwały rady miasta w tej sprawie.

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło 19 kwietnia 1943 r. 73. rocznicę tego dramatycznego wydarzenia upamiętnili: zielonogórska Młodzieżowa Rada Miasta oraz stowarzyszenie Młodzi Lokalni, proponując, aby jedno z miejskich rond, między al. Zjednoczenia i ul. 22 Lipca w Przylepie, uhonorować imieniem wybitnej Polki, Ireny Sendlerowej.

- Wszyscy jesteśmy dłużnikami pani Ireny Sendlerowej. W czasie II wojny światowej uratowała ok. 2,5 tys. żydowskich dzieci. Narażała własne życie, by dać życie najbardziej pokrzywdzonym. Jej życiowa postawa to ponadczasowa lekcja człowieczeństwa najwyższej próby – argumentował Szymon Płóciennik podczas wtorkowej konferencji prasowej.

Propozycję młodych natychmiast poparli radni miasta. Podczas konferencji prasowej, obok siebie zasiedli: Piotr Barczak (PiS), Adam Urbaniak (PO), Paweł Wysocki (Zielona Razem) i Tomasz Nesterowicz (SLD). To ich nazwiska pojawią się pod projektem uchwały, w sprawie nadania rondu imienia I. Sendlerowej, podczas majowej sesji rady miasta.

Gościem honorowym konferencji była zielonogórzanka, Maria Kowalska, tzw. dziecko Holocaustu, które przed pewną śmiercią w wileńskim getcie uratowane zostało przez polską nianię, Stanisławę Dutkiewicz.

- Gdyby nie moja niania, która dbała o moje bezpieczeństwo, pewnie nie byłoby mnie teraz wśród żywych. Nie byłoby mojej trójki dzieci i moich wnuków. Moja niania nie ukrywała przede mną moich żydowskich korzeni, ale zawsze traktowała mnie jak córkę. Dla moich dzieci była najukochańszą babcią. Była skromną kobietą, która nawet nie zdawała sobie sprawy ze swego bohaterstwa – opowiadała dziennikarzom pani Maria.

Jej wojenna biografia to temat sam w sobie, pełna dramatycznych momentów i przypadków. I choć miała tylko dwa lata, gdy wraz z najbliższą rodziną została wypędzona do wileńskiego getta, do dziś pamięta strach, który zawsze ją dopadał, gdy usłyszała głośny warkot wojskowych ciężarówek i motocykli.

Maria Kowalska przez dziesiątki lat sądziła, że nikt się nie uratował z jej wileńskiej rodziny. Na dzień przed prywatnym wyjazdem do Izraela, dowiedziała się o swej cioci i wujku, którzy mieszkają na północy tego kraju.

- Jestem dziś szczęśliwym człowiekiem, mam cudowną rodzinę w Hajfie i równie cudowną rodzinę w Polsce. A przecież moje losy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Na szczęście, na mojej drodze stała bohaterka, która nawet nie doczekała dnia, w którym przyznano jej medal i dyplom Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata – zakończyła swoją opowieść pani Maria.

(pm)