Pomnik stanie na rocznicę

13 Kwiecień 2018
Jak uhonorować tak ważne dla Polski wydarzenie? Z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości, na pl. Matejki stanie pomnik. Komisja konkursowa wybrała projekt. - Nie stawialiśmy twórcom żadnych warunków, ani artystycznych, ani ideowych – przyznaje wiceprezydent Wioleta Haręźlak.

To bardzo ważna rocznica, godna poważnego uhonorowania. Z takiego założenia wyszedł prezydent Janusz Kubicki, proponując uhonorowanie 100. rocznicy odzyskania niepodległości w postaci rzeźby lub formy przestrzennej ustawionej w jednym z centralnych punktów miasta. Do konkursu zaproszono zielonogórskich artystów: Artura Wochniaka, Małgorzatę Bukowicz, Roberta Tomaka, Tadeusza Dobosza oraz Marka Przecławskiego. Projekty nadesłało trzech. Ich propozycje oceniła komisja obradująca pod przewodnictwem wiceprezydent Wiolety Haręźlak. Ostatecznie wybrano propozycję R. Tomaka, autora kilku zielonogórskich pomników, m.in. Matki Sybiraczki i Ignacego Łukasiewicza.

Projekt R. Tomaka poparło trzech jurorów. Dwa głosy zyskał projekt M. Przecławskiego – Józef Piłsudski na dwóch filarach. Orzeł w kamiennej obudowie, czyli propozycja autorstwa T. Dobosza, nie zyskał żadnego głosu poparcia.

- Nie stawialiśmy artystom żadnych warunków, ani artystycznych, ani ideowych. Dalecy jesteśmy od ingerowania w prawa autorskie. Ale miło byłoby, gdyby twórca zwycięskiego projektu zechciał z nami porozmawiać o ostatecznym kształcie swego dzieła – deklaruje wiceprezydent Haręźlak.

R. Tomak spotka się z władzami miasta dziś (piątek, 13 kwietnia). Obie strony deklarują gotowość do współpracy i wspólnego poszukiwania najlepszego rozwiązania.

- Gdy poznam końcowe, konkretne miejsce posadowienia mojego projektu, jeśli pojawi się taka potrzeba, będę gotów do korekt - zapewnia R. Tomak.

Projekty zgłoszone na konkurs wzbudziły mieszane uczucia. Część jurorów otwarcie mówi o swym rozczarowaniu, w obronie zgłoszonych prac stanął m.in. znany zielonogórski architekt Jerzy Gołębiowski, który zaprotestował przeciwko zbyt łatwemu, jego zdaniem, ferowaniu artystycznych wyroków.

(pm)

Rozmowa z Robertem Tomakiem

- Gratuluję wygranej. Ciekawi mnie pański osobisty stosunek do tego typu konkursów: to zadanie z gatunku trudnych, może nawet nudnych, ale koniecznych?
Robert Tomak - Do wszystkich rzeźbiarskich konkursów podchodzę w ten sam profesjonalny sposób. Temat konkursu to zadanie do wykonania, które można porównać do rebusu. Trzeba zagadkę rozłożyć na czynniki pierwsze, aby potem złożyć wszystkie elementy w jedną spójną całość. W przypadku ostatniego konkursu musiałem odpowiedzieć na przynajmniej trzy pytania, bez których całe przedsięwzięcie byłoby obciążone dużym marginesem artystycznego ryzyka.

- Które z tych pytań ocenia pan jako najważniejsze?
- To pytanie o adresata, czyli odbiorcę mojej przyszłej rzeźby. Dylemat dotyczy nie tyle wyboru konkretnej grupy społecznej czy wiekowej, ile raczej charakteru dzieła: ma mieć formułę elitarną czy otwartą? Ma wpisywać się w emocje konkretnej grupy odbiorców czy też próbować inicjować rozmowę z każdym oglądającym, bez względu na jego poglądy polityczne, wiek i wykształcenie?

- I jaką odpowiedź pan wybrał?
- Uznałem, że moja rzeźba musi mieć charakter uniwersalny, musi pozytywnie rezonować z wrażliwością każdego odbiorcy, bo rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości jest świętem wszystkich Polaków. Innymi słowy – mój projekt nie może dzielić ani politycznie, ani kulturowo. Stąd pomysł splatających się trzech flag-sztandarów, który można zinterpretować na wiele różnych pozytywnych sposobów. Dla mnie tym najbardziej oczywistym tropem znaczeniowym jest zrastanie się odrodzonej Polski z trzech byłych zaborów: rosyjskiego, pruskiego i austriackiego, ale to nie jedyny trop, każdy może podążyć własnym.

- Dla wielu Polaków symbolem niepodległości jest marszałek Piłsudski, pański projekt ucieka jednak od wyobrażenia konkretnej postaci historycznej, dlaczego?
- Bo ojców polskiej niepodległości mamy wielu. Obok marszałka musiałbym pokazać Dmowskiego, Paderewskiego, Daszyńskiego czy Korfantego. Większość tych wybitnych postaci ma do dziś wielu zażartych zwolenników i przeciwników. A ja chciałbym uniknąć kłótni, chciałbym uniknąć wszelkich kontekstów, które nawet wbrew mej intencji wpisywałyby się w obecne polityczne podziały. Rzeźba to nie publicystyka ani felieton. Te ostatnie żyją bardzo krótko, czasami tylko jeden dzień. Tymczasem forma przestrzenna „żyje” dziesiątki, nawet setki lat. Taka perspektywa narzuca dystans i potrzebę poważnego wyważenia wszystkich racji. Mam nadzieję, że mój projekt pozytywnie odpowiada na tak zdefiniowane potrzeby.

- Wspomniał pan o przestrzeni, czy plac Matejki to dobra lokalizacja?
- Taką ogólną lokalizację wskazał organizator konkursu. Dość długo nie wiedziałem, gdzie konkretnie stanie zwycięski projekt, stąd moje duże problemy z wyobrażeniem sobie, jak wpisze się mój projekt w tamtą przestrzeń. Ale to typowy problem przy tego typu konkursach. Najczęściej tak się dzieje, że zwycięski autor w końcowej fazie instalacji musi nanosić poprawki, bo pierwotnie sytuował projekt w trochę innym miejscu. W najbliższy piątek poznam dokładną lokalizację. I jeśli tylko prezydent Janusz Kubicki zdecyduje się na realizację, w każdej chwili gotowy będę do zaadaptowania mojego pierwotnego projektu do nowego miejsca.

- Czy pieniądze ograniczają artystyczne wizje?
- Organizatorzy zielonogórskiego konkursu zabezpieczyli w budżecie miasta 60 tys. zł na cały projekt, łącznie z honorariami autora. Muszę zatem podjąć trudną decyzję: czy mój projekt ma być wykonany z brązu, czy ze stali nierdzewnej. Ta ostatnia jest efektowniejsza, ale zarazem droższa o ok. 50 proc. Tak więc cena walnie wpłynie na końcowy efekt.

- Kiedy zobaczymy pańskie dzieło?
- Jeśli nie będzie żadnych obiekcji ze strony prezydenta, gotowa rzeźba pojawi się na placu Matejki do 11 listopada.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak