Na wojnę! Z bazgrołami!

19 Wrzesień 2016
- Nasi praprzodkowie przy pomocy skalnych malunków opowiadali o najważniejszych wydarzeniach w życiu plemienia. Współczesne bohomazy są skierowane przeciw wspólnocie, są zatem aspołeczne – przekonuje Waldemar Domański, pogromca bazgrołów z Krakowa.

- Dlaczego wyruszył pan na wojnę z domorosłą twórczością naścienną?
Waldemar Domański, pomysłodawca krakowskiej akcji zwalczania bazgrołów: - Bezpośrednim impulsem był mój bunt przeciwko zawłaszczaniu przez innych przestrzeni publicznej. Chcę chodzić ulicami miast, których ściany nie będą mnie atakowały mową nienawiści. Nadmiar złości, wyzierający prawie z każdej nabazgranej powierzchni ściany, rodzi kolejne fale agresji. W ten sposób zaczyna narastać przekonanie, że miasto nie ma gospodarza, że zostało zawłaszczone przez nowych dzikich.

- Czym są bazgroły na miejskich ścianach: formą ekspresji młodych ludzi, niczym ryk jeleni na rykowisku, czy atakiem na symbol czyjegoś dostatku?
- To przede wszystkim krzyk samotności. Najczęściej młodych chłopaków, którzy nie mają dziewczyn. Normalnie, żadna kobieta nie pozwoli, by jej mężczyzna opuszczał dom o czwartej nad ranem. Nocne bohomazy wymalowują ci samotni, którzy próbują zwrócić na siebie uwagę. Jakby chcieli powiedzieć, że albo mnie przytulcie, albo złapcie, ale nie pozostawiajcie w pustce samotności. A że nie potrafią „krzyczeć” inaczej, wybierają najprymitywniejsze formy ekspresji.

- Ludzkość zawsze zostawiała po sobie ślady w formie rytów lub malunków naskalnych. Czy twórczość naszych praprzodków i dzisiejsze bohomazy łączy ta sama potrzeba?
-
Nasi praprzodkowie przy pomocy malunków prowadzili coś w rodzaju pamiętnika rodzinnego, opowiadali o udanych polowaniach, o najważniejszych wydarzeniach w życiu plemienia. Te rysunki miały charakter wspólnotowy, cementowały rodzinę lub plemię. Współczesne bohomazy są skierowane przeciwko wspólnocie, są zatem aspołeczne.

- Terapeuta być może powiedziałby, że lepiej młodzieńczą frustrację wyładować na ścianie niż na przypadkowym przechodniu…
- Jeśli młody człowiek ma problem z nadmiarem emocji czy energii, niech idzie na siłownię. Nie można się spełniać kosztem innych. Inaczej damy przyzwolenie złodziejowi na kolejne kradzieże, bo niby my mamy a on nie. To filozofia absurdu. Tu nie tylko chodzi o elementarną przyzwoitość, ale także o straty sięgające setek milionów złotych.

- Krakowskie doświadczenia da się przenieść na zielonogórski grunt?
- Właśnie w tym celu spotkałem się z waszymi radnymi. Moje rady były proste: najpierw trzeba poprosić mieszkańców, aby zaczęli inwentaryzować każdy przejaw naściennego barbarzyństwa. Wystarczy zrobić fotę, potem przesłać ją na specjalny adres, np. może się nazywać: bazgroly.zielonagora.pl, gdzie obok nadesłanego zdjęcia znajdzie się komplet podstawowych informacji: jaka to ulica, kto podejmie interwencję, czy zdefiniowano sprawcę itd. W Krakowie wykorzystujemy do tego celu specjalną aplikację, gotowi jesteśmy przekazać ją bezpłatnie Zielonej Górze.

- Urząd miasta ma zamalowywać każdy bohomaz zgłoszony przez mieszkańców?
- To robota nie tylko dla urzędników, również dla obywateli. Jak to zrobić? Choćby organizując specjalne pikniki. Mieszkańcy sami wtedy chwycą za wałki i zlikwidują bohomazy. Właśnie w taki sposób, w Krakowie, czyścimy ściany i odradzamy wspólnotę.

- Wszystko pięknie, tylko kto płaci za wałki i farby?
- Po zakończeniu prywatnych remontów często coś zostaje. Zamiast wyrzucać i zanieczyszczać środowisko naturalne, lepiej puszki z resztkami farb przekazać na rzecz akcji zwalczania bohomazów. To tylko kwestia dobrej organizacji oraz poważnego potraktowania mieszkańców. Gdy ci zobaczą, że gryzmoły znikają, sami zaczną pilnować, by nie pojawiły się nowe.

- A co z twórcami nocnych gryzmołów?
- Tych trzeba identyfikować. Kara za zdewastowanie cudzej ściany powinna sięgać nawet 10 tys. zł. Odstraszać powinna zarówno wysokość, jak i nieuchronność kary. Jej brak demoralizuje sprawców, prowokując do jeszcze większych wybryków.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak


Kraków pomoże Zielonej Górze

Krakowska grupa Pogromcy Bazgrołów to społecznicy, którzy walczą z pseudografficiarzami oszpecającymi budynki. Waldemar Domański przyjechał do Zielonej Góry na zaproszenie radnego Pawła Wysockiego, by podzielić się swoim doświadczeniem z pola tej walki. Podczas wtorkowego posiedzenia komisji gospodarki ustalono, że w naszej radzie powstanie zespół zadaniowy do walki z nielegalnym graffiti. Wiosną, krakowianie znów przyjadą, by wspólnie z zielonogórzanami zorganizować piknik połączony z zamalowywaniem bazgrołów.