Lumel szykuje tygrysi skok

6 luty 2015
- Po polsku potrafię powiedzieć tylko „dzień dobry” i „do widzenia”. Ale obiecuję, że do końca 2015 r. będę potrafił znacznie więcej – zapowiada prezes Lumelu, Dinesh Musalekar.

- Pracuje pan w Lumelu od stycznia zeszłego roku. Jak pan znosi nasze kapryśne zimy?
Dinesh Musalekar, prezes zarządu spółki Lumel: - Cały ubiegły rok byłem bardzo skupiony na pracy. Nie miałem czasu zastanawiać się nad polską zimą. Zresztą, w Zielonej Górze nie jest tak źle. O wiele więcej śniegu i mrozu jest w Nowym Jorku.

 

- Samotność panu nie doskwiera?
- Brak bezpośredniego, codziennego kontaktu z rodziną to stały element pracy bardzo wielu menedżerów. Moja najbliższa rodzina, czyli żona Rohini i syn Advik byli u mnie, w Zielonej Górze, całe trzy tygodnie. Ja, co kilka miesięcy, odwiedzam rodzinę. Nawet zastanawialiśmy się nad stałą przeprowadzką, ale mój syn właśnie kończy ostatnią klasę szkoły średniej, z angielskim jako językiem wykładowym. Takiej szkoły, niestety, jeszcze nie ma w Zielonej Górze. Stąd nasza rozłąka.

- No to ma pan dużo wolnych wieczorów…
- (śmiech) Niestety, ale nie. Postawiłem sobie ambitne plany. Adaptowanie Lumelu do nowych wyzwań rynkowych było dla mnie i wciąż jest najważniejszym priorytetem. Stąd moja znikoma znajomość języka polskiego. Potrafię powiedzieć tylko „dzień dobry” i „do widzenia”. Ale obiecuję, że do końca 2015 r. będę potrafił powiedzieć znacznie więcej. Chcę bowiem bardziej aktywnie zaangażować się w życie miasta.

- Czyżby prywatni właściciele Lumelu postanowili na stałe związać się z firmą i miastem?
-
Plany mamy ambitne. Tylko w zeszłym roku zwiększyliśmy sprzedaż aż o 19 proc. Rentowność netto zwiększyła się z minus dwóch do plus pięciu. A do końca 2018 r. chcemy osiągnąć dodatkowych 200 mln zł przychodu, biorąc za punkt odniesienia wyniki z 2013 r.

- Tego nie osiągnie pan wyłącznie większą znajomością polskiego. Potrzebne będą dodatkowe inwestycje. Jakie?
- Inwestycje są pochodną czegoś znacznie ważniejszego, czyli filozofii i strategii rozwoju spółki. Ważnym elementem tej nowej strategii jest zmiana w portfelu zamówień spółki. W tej chwili połowę przychodów osiągamy na polskim rynku. W ciągu kilku lat chcemy doprowadzić do głębokiej zmiany, by zagraniczna sprzedaż generowała 80 proc. naszych przychodów. W tym celu musimy zdobyć nowe rynki, głównie niemiecki, amerykański i azjatycki.

- Lumel przed laty miał już swoją niemiecką spółkę. Wracacie do tego modelu?
-
Rozważamy uruchomienie własnego centrum logistycznego w Niemczech. To byłaby nasza główna baza wypadowa do penetrowania innych europejskich rynków.

Ale najpierw trzeba być dobrze przygotowanym do zwiększenia produkcji. Stąd nasze plany inwestycyjne w postaci wybudowania od podstaw nowego zakładu elektroniki.

- Gdzie ten zakład miałby być wybudowany?
- Nie wypracowaliśmy jeszcze ostatecznych decyzji. Wciąż rozważamy różne warianty. Pewnik jest tylko jeden – ten nowy zakład powstałby w Zielonej Górze.

- Jak duża działka wchodzi w grę?
- Nie chciałbym składać oficjalnych deklaracji, wiążącej decyzji jeszcze nie ma. Wstępnie mogę tylko powiedzieć, że być może najpierw kupimy większą działkę, np. 1,5 ha, potem postawimy mniejszy budynek. Jeśli nasze plany sprzedaży się ziszczą, rozbudujemy zakład elektroniki. I zwiększymy zatrudnienie.

- Kiedy podejmiecie decyzję?
- To może potrwać od sześciu miesięcy do dwóch lat.

- Jeśli wasze plany mają przybrać realną postać, to decyzje inwestycyjne będziecie musieli podjąć szybciej niż później…
- Stąd nasze porozumienie o współpracy z Uniwersytetem Zielonogórskim i Zespołem Szkół Budowlanych należącym do spółki PBO. Chcemy „wyłowić” najzdolniejszych studentów i zaprosić do współpracy przy projektach badawczo-rozwojowych. Współpraca z ZSB będzie miała inny wymiar, szkoła zorganizuje dla nas specjalną klasę, ok. 20 uczniów, którym Lumel zapewni praktyki i staże zawodowe w naszej odlewni, potem, najlepszym, zaoferujemy zatrudnienie.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak