Chodzili, chodzili i… wychodzili ogród!

2 Czerwiec 2016
Pracownicy Wyborowej Pernod Ricard przeszli cały równik i jeszcze trochę, żeby z placu w Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów zrobić ogród marzeń. Ich kroki były przeliczane na złotówki. Starczyło na setki roślin, płot, altanę, parking, odnowienie ławek...

- Jest moc, jest energia – śmieje się Viola Rosińska, ubrana w zieloną koszulkę koordynatora prac ogrodowych, na co dzień pracownik socjalny domu. – Rano nikt nie słuchał oficjalnych powitań, informacji, ludzie dosłownie wyrywali się do pracy!

W czwartkowe przedpołudnie, widok „w ogrodach” zielonogórskiego DPS przywodził na myśl pszczelą krzątaninę w pasiece. Przy każdym klombie i na każdym skwerku, z grabiami, miotłami i pędzlami w ręku, w pocie czoła, ale z uśmiechem na twarzach, pracowały dziesiątki osób, wszyscy w czarnych i zielonych koszulkach z napisem „Małe kroki – wielkie sprawy”. To tytuł akcji realizowanej jednego dnia na całym świecie, wszędzie tam gdzie Wyborowa Pernod Ricard prowadzi działalność. W Polsce są to Warszawa i Zielona Góra. Od siedmiu tygodni aplikacje na smartfonach i krokomierze mierzyły każdy krok pracowników firmy, które potem przeliczono na złotówki. Nie zdradzają ile pieniędzy wydreptali.

- Jakie „wydreptali”? – oburza się na żarty Andrzej Szumowski, wiceprezes Wyborowa Pernod Ricard. – To były normalne kroki, średnio półmetrowe. W Warszawie i w Zielonej Górze zrobiliśmy ich 100 milionów, to jakieś 50 tysięcy kilometrów, czyli zaliczyliśmy marsz wokół Ziemi i jeszcze nam trochę zostało, bo równik ma 40 tysięcy kilometrów.

Zasadzonych roślin nie liczyli. Były ich setki – kwiatów, bylin, ozdobnych traw, krzewów małych i dużych. Pracownicy posadzili wszystkie, postawili płot okalający ogród, altanę, odnowili wszystkie ławki, wymalowali na nowo oznakowanie poziome, parking.

– Jako firma czujemy się częścią społeczności lokalnej. Nie wymyślamy lotów na Księżyc, ale coś jesteśmy winni społeczności, w której żyjemy. Robimy rzeczy, które wydają nam się potrzebne. Też będziemy kiedyś mieli duużo lat– wyjaśnia wiceprezes.

- Jestem tu od dwóch miesięcy i tak się cieszę, że w lecie będzie gdzie posiedzieć – mówi Wiesława Lisiecka, która kiedyś walczyła w partyzantce, potem w I Armii Wojska Polskiego.

- Wśród 188 mieszkańców, z których 40 ma powyżej 90 lat, mamy już tylko 15 kombatantów – informuje Piotr Mazurek, dyrektor domu kombatanta, uszczęśliwiony, że wybór Wyborowej padł właśnie na nich. - Tyle potrzeb jest na co dzień, że na ogród pieniędzy już nie starcza – wyjaśnia. Firma od marca konsultowała z nimi wszystkie pomysły, projekt. – Będzie pięknie – cieszy się.

- To naprawdę fajna rzecz, warto się trochę pomęczyć – mówi Tomek Wojtyłko, który w Wyborowej pracuje od pięciu lat. – Fajna jest też świadomość, że w tej chwili, w różnych miejscach na świecie, pracownicy firmy robią dokładnie to samo, pracują dla innych.

(el)