Potrzeby? - Drogi, drogi, drogi i… świetlica

9 luty 2013
- A mnie się marzy świetlica w Przylepie – zatrzymuje rower Mieczysław Klementowski. – Taka dla dzieci i młodzieży. Ale ja też chętnie wieczorem bym tam poszedł, z miłą towarzyszką, na kawę i ciasto. To powinno być dla mieszkańców takie miejsce spotkań.

To ci klops! Bezradnie stoimy przed przejściem dla pieszych. Nici z próby przejścia na drugą stronę głównej drogi w Przylepie! A tam czeka Anna Ciechanowska, która zgodziła się chwilę z nami porozmawiać. Na razie tylko machamy do siebie rękoma i próbujemy przekrzyczeć pędzące po szosie samochody. W końcu udaje nam się przebiec, korzystając z chwilowego spokoju. Za moment znów pędzą tędy auta. Hałas przeszkadza w rozmowie. – I tak bywa też o drugiej w nocy, da pani wiarę? – rozkłada ręce pani Anna. – Ale co zrobić, w końcu mieszkam przy głównej drodze. Jeździ tędy mnóstwo ciężarówek, to i hałas jest. Coś za coś, bo za to droga porządna i chodniki są. Co innego tam, gdzie moja córka mieszka. Hałas na boczne ulice nie dociera, ale znowu droga byle jaka, same dziury i błoto. Koniecznie do remontu!

Pani Anna chętnie widziałaby też we wsi świetlicę. – Mnie o młodzież przede wszystkim chodzi. Jakiś klub by się dla nich przydał, żeby się nie włóczyli bez celu, nie sterczeli pod sklepem. Bo z braku zajęć i miejsca, to tylko rozrabiają – uważa.

Znów z duszą na ramieniu przebiegamy na drugą stronę ulicy. – A wystarczyłoby światła tu zrobić, a najlepiej to zamontować na całej długości progi zwalniające – kiwa głową Jakubina Łojko. Mieszka w Zielonej Górze, ale często bywa w Przylepie. I dziś też przyjechała, do córki. – Jak tak patrzę, co się dzieje na tej drodze, to aż włosy mi się jeżą ze strachu. Szczególnie jak tu dzieciaki się wysypują z autobusu, a szosą pędzą tiry. Trzeba jakoś spowolnić ten szalony pęd. To nie jest trasa przelotowa, tu mieszkają ludzie! – pani Jakubina nie kryje wzburzenia.

Oddalamy się od głównej drogi. Wchodzimy w głąb wsi. A tam… Niespodzianka? Nie! Przecież mieszkańcy uprzedzali, że mogą być dziury. – Ta droga nie jest taka zła. Choć tyle w niej dziur, to przynajmniej jest twarda – uśmiecha się Katarzyna Michalska. – A proszę mi uwierzyć, że są ulice w gorszym stanie, mówię o tych gruntowych.

Pani Katarzynie jednak najbardziej zależy na placu zabaw. – Mogłoby ich być więcej. Ten w parku jest fajny, ale ktoś chyba zapomniał o ogrodzeniu… Żeby było czysto i bezpiecznie, musi być płotek. Tym bardziej, że tuż obok jest droga, dziecko może wybiec… - przyznaje.

- A mnie się marzy świetlica – zatrzymuje rower Mieczysław Klementowski. – Taka dla dzieci i młodzieży. Ale ja też chętnie wieczorem bym tam poszedł z miłą towarzyszką, gdyby była jakaś kawiarenka. Na kawę i ciasto. To powinno być takie nasze miejsce spotkań.

Rowerem przemieszcza się też Aleksandra Jakimowicz. – O! Nic innego, tylko drogi najpilniej trzeba u nas robić! Jak po takich dziurach i błocie jechać? Pieszo to jakoś człowiek da radę, ominie przeszkody. Ale samochodem albo rowerem? Nie idzie czasem przejechać – przyznaje. – I świetlica by się w Przylepie przydała. Te sale, z których korzystają mieszkańcy, są za małe. W świetlicy z dużą salą, sceną, zapleczem, nagłośnieniem, można by organizować imprezy, występy. Pracuję w przedszkolu i wiem, że czasem ciężko się pomieścić, tylu jest chętnych, żeby podziwiać popisy naszych wspaniałych przedszkolaków…

- Wszystko mniej więcej jest tu zrobione. Ja nie narzekam! – mówi Dariusz Wikliński. - Mieszkam przy dobrej drodze, blisko jest do parku i placu zabaw, dzieciaki są zadowolone. W dodatku mamy piękną szkołę, widziała pani, jakie boiska niedawno przy niej powstały? Takie atrakcje! Tu dzieci z miasta przyjeżdżają pograć, pobawić się. Inna sprawa, że z tego wspaniałego zaplecza korzysta coraz mniej miejscowych. Bo rodzice wywożą swoje pociechy do miejskich szkół. Ale każdy ma prawo wyboru. Nas też wiąże z Zieloną Górą praca, w mieście mamy znajomych. I te dwa światy, miejski i wiejski, ciągle się przenikają.

 Daria Śliwińska-Pawlak
D.Sliwinski-Pawlak@Lzg24.com.pl