„Nierdzenni”, morda w kubeł!

27 Kwiecień 2014
No i się doczekaliśmy… dyskusji na temat, kto jest godny reprezentować mieszkańców gminy. Za wytyczanie wzorca wzięli się przeciwnicy połączenia miasta z gminą. „Nierdzenni” mieszkańcy mają milczeć.

OPINIA. Skąd ten pomysł? Bo nagle w gminie zawiązał się Gminny Komitet na Rzecz Połączenia Miasta i Gminy Zielona Góra „Jesteśmy na TAK”. Na jego czele stanął senator Stanisław Iwan, mieszkaniec Łężycy. W pierwszy dzień przedstawił listę 57 osób, które wstąpiły do komitetu.

To był cios, który trudno było znieść przeciwnikom z Zespołu ds. Przeciwdziałania Likwidacji Gminy. Na jego czele stoi Rafał Nieżurbida, który natychmiast przystąpił do ataków personalnych.
Oskarżył senatora Iwana i posła Waldemara Sługockiego (mieszka w Starym Kisielinie), że nic dla gminy nie zrobili. Nie dbają o nią, nie bywają na sesjach itd.

- To nie jest merytoryczna dyskusja, ale odpowiem na te stwierdzenia – mówił senator Iwan. – Sześć osób pracowało nad najważniejszym projektem gospodarczym w regionie – powstaniem Lubuskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego w Nowym Kisielinie. Ja, poseł Sługocki, marszałkowie Elżbieta Polak i Marcin Jabłoński, rektor Czesław Osękowski i w imieniu miasta wiceprezydent Krzysztof Kaliszuk. Udało się nam doprowadzić do tej inwestycji. Ona znacząco wpłynie na rozwój całego regionu. Już zainwestowano tutaj ponad 100 mln zł.

Dla R. Nieżurbidy to nie argument. – Park to inwestycja wojewódzka, a że jest na terenie gminy nie znaczy, że jest dla gminy – bez żenady wyłożył w „Gazecie Lubuskiej” filozofię gospodarczą. To w zasadzie prawie oficjalne stanowisko władz gminy. „Nie będziemy inwestować na nie swoim terenie” – nie raz usłyszał prezydent Janusz Kubicki, podczas spotkań, również z mieszkańcami. Władze gminy nie chcą dokładać się do budowy infrastruktury w parku i budować chodników do działających tam firm. Wychodzą z założenia, że rozwój gospodarczy i nowe miejsca pracy to nie ich zmartwienie. Niech kto inny się tym zajmuje!

Władze gminy nie są jednak konsekwentne, bo w filmach promocyjnych miejscowi notable z chęcią filmują się na tle budynków powstałych w parku. Również w wieloletniej prognozie finansowej znalazły się zapisy o spodziewanych dochodach z parku w Nowym Kisielinie. To jest biznes z tym parkiem, czy nie?

Przeciwnicy poszli jeszcze dalej. Zaczęli segregować mieszkańców - na tych dobrych (czyli przeciwników połączenia) i tych złych (będących za połączeniem).

- Są ściśle powiązani z prezydentem i od niego zależni finansowo. Po prostu ich zmuszono do wstąpienia do komitetu. W gminie mieszkają od niedawna i są tu jedynie zameldowani. Nic nie wnoszą do gminy – można było usłyszeć.

- Trzeba uszanować głos rdzennych mieszkańców – powiedział „Gazecie Wyborczej” R. Nieżurbida.
Tematu nie pociągnął. Co to znaczy rdzenny mieszkaniec gminy? Ile lat trzeba w niej mieszkać, żeby zostać do niej zaliczonym? 5 lat? 10 lat? A może 20 lat?
Ciekawe, czy sam szef zespołu ds. przeciwdziałania połączeniu siebie zaliczyłby do rdzennych mieszkańców gminy? Może wystarczy w niej być zameldowanym trzy lata? A może liczą się zasługi?

Zaskakuje ta chęć do arbitralnego dzielenia mieszkańców własnej gminy. Kto dał wam do tego prawo? Chyba nie wyborcy! Czy ktoś jest „za” czy też „przeciw” połączeniu, nie ma wpływu na to, że jest porządnym człowiekiem. I ma prawo do własnych poglądów. Więcej szacunku!

Rdzenni i nierdzenni mieszkańcy są jednak gdzie indziej mile widziani. Na biurku wójta Mariusza Zalewskiego, często można dostrzec tabelkę z liczbą mieszkańców. Ich liczba wciąż rośnie. „Nierdzenni” mają jedną wielką zaletę – płacą duże podatki, z których część trafia do gminy. Są prawdziwą siłą napędową gminy. Od 2006 r. liczba mieszkańców gminy wzrosła prawie o trzy tysiące. W tym samym czasie wpływy z podatku PIT wzrosły w gminie dwukrotnie. „Nierdzenni” to kura znosząca złote jaja. Widać to wyraźnie w statystykach. Dzięki ciągłemu napływowi mieszkańców, gmina Zielona Góra, jako jedna z dwóch gmin w województwie (drugą jest Deszczno), w ostatnich latach nigdy nie miała spadku dochodów z podatków PIT. A takie kłopoty miała zdecydowana większość gmin w Polsce.

Wpływy z podatków PIT stanowią ok. 30 proc. wszystkich dochodów gminy. W przeciętnej gminie wiejskiej (z ludnością utrzymującą się z rolnictwa) jest to zazwyczaj kilka procent.
To dzięki podatkom PIT gmina może pozwolić sobie na budowanie boisk, świetlic i hojne dotowanie stowarzyszeń i organizacji społecznych.

To nie jest zarzut. Jednak nie wyobrażam sobie wójta Mariusza Zalewskiego, jak mówi kolejnym chętnym do przeprowadzki: - Chodźcie do nas, ale jako „nierdzenni” nie możecie mieć własnego zdania.
Czyli przysłowiowa morda w kubeł.

Tomasz Czyżniewski