Przeważył kilogram cukru

15 Grudzień 2017
1 kilogram – tyle zabrakło do upragnionego medalu Joannie Łochowskiej na mistrzostwach świata w podnoszeniu ciężarów. Reprezentantka UKS-u Zielona Góra w amerykańskim Anaheim uzyskała w dwuboju wynik 198 kg w kategorii do 53 kg, co dało jej 5. miejsce. Radość miesza się z niedosytem.

To najlepszy wynik Łochowskiej w historii jej występów na mistrzostwach świata. Zielonogórzanka była też najlepszą Europejką w stawce. Za oceanem przejęła przydomek po Andrzeju Gołocie. Jeden z najsłynniejszych Polaków lat 90’ nazywany był „ostatnią nadzieją białych”. W Anaheim mówiono tak nie na „Andrew”, ale na Łochowską. – Tak powiedział o mnie trener. Spojrzałam na listę startową mojej kategorii wagowej w grupie finałowej i mówię: o kurczę! Rzeczywiście, jednak Azja rządzi, musiałam bronić honoru Europy – śmieje się Łochowska, choć gdyby powtórzyła wynik w rwaniu z mistrzostw Polski w Zamościu, wówczas przedzieliłaby azjatycką koalicję na podium. Miesiąc wcześniej zielonogórzanka wyrwała 89 kg, co było nowym rekordem Polski. W Anaheim było 87 kg w rwaniu i 111 kg w podrzucie. - Jest się z czego cieszyć, 5. miejsce na mistrzostwach świata to świetne osiągnięcie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że medal był na wyciągnięcie ręki. Przeważyło przysłowiowe kilo cukru – przyznaje zawodniczka. - Niedosyt jest, ale robiłam do końca, co mogłam. Z trenerem doszliśmy do wniosku, że polegliśmy taktycznie, mogliśmy inaczej ułożyć kilogramy na sztandze.

To znakomity rok dla Łochowskiej, gdyż w kwietniu w chorwackim Splicie wywalczyła złoty medal mistrzostw Europy. I pomyśleć, że po ubiegłym roku olimpijskim zielonogórzanka zastanawiała się, czy dalej kontynuować swoją przygodę z ciężarami. – Mówiłam, że chcę dźwigać, ale nie wiedziałam, czy poprzestanę na arenie krajowej, czy jeszcze powalczę wyżej. Dostałam pozytywnego kopa i podniosły mi się skrzydełka – wyznała 29-latka. W okresie zwątpienia pomógł crossfit. Dodatkowa aktywność fizyczna była odskocznią od typowego podnoszenia ciężarów i jak przyznaje Łochowska, pomogła w oczyszczeniu z negatywnych emocji, których uzbierało się w roku 2016.

Ten rok sprawił, że Łochowska znów sportowo marzy. Marzenia sięgają roku 2020 i Igrzysk Olimpijskich w Tokio. – Życia nie da się przewidzieć. Tokio jest daleko, ale nie ukrywam, że patrzę w tym kierunku. Tym bardziej, że podczas mistrzostw świata, w Anaheim, podjęto decyzję, iż przepustki olimpijskie będą imienne – dodaje. Wcześniej kwalifikację zdobywało się jako kraj, o kształcie kadry decydował trener. Bliższe plany to święta i chwila odpoczynku oraz zapomnienia, również przy stole. - Nie mam barier. Przez trzy dni nie będzie treningu, ewentualnie jakiś spacer. To nie jest uzależnione od kategorii wagowej, bo święta u mnie rządzą się swoimi prawami – zdradziła zielonogórzanka.

(mk)