Czerwona skrzynka uratowała życie

19 Kwiecień 2019
Dwóch mężczyzn, którzy nie przeszli obojętnie obok nieprzytomnego kierowcy i defibrylator AED. Tylko tyle wystarczyło, żeby uratować życie 39-latka, którego serce przestało bić w pewną marcową sobotę.

- Zauważyłem, że po drugiej stronie ulicy kilku przechodniów zatrzymało się przy samochodzie stojącym na przystanku. Okazało się, że kierowca jest nieprzytomny. Szczerze mówiąc myślałem, że udzielenie mu pomocy będzie łatwiejsze – rozpoczyna swoją opowieść Michał Niemczynowski, jeden ze świadków, który uratował życie 39-latka. Wszystko wydarzyło się kilka tygodni temu, w sobotę, 23 marca, na ul. Wyszyńskiego. – Pan siedzący za kierownicą nie miał pulsu, wyciągnęliśmy go z samochodu. Rozpocząłem resuscytację krążeniowo-oddechową – wspomina M. Niemczynowski. Wtedy z pomocą przyszedł Karol Karaśkiewicz, z zawodu lekarz kardiolog. – Przejeżdżałem akurat tamtędy i zobaczyłem, że na ulicy leży mężczyzna a kilka osób próbuje mu pomóc. Kontynuowałem rozpoczęty przez pana Michała masaż serca – dodaje K. Karaśkiewicz. W tym czasie M. Niemczynowski, na co dzień kierowca MZK w Zielonej Górze, zatrzymał jadący autobus i wyciągnął z niego AED, czyli automatyczny defibrylator zewnętrzny. To urządzenie, które pomaga wykonać defibrylację, a korzystać może z niego każdy, nawet nie mając wykształcenia medycznego. AED wydaje komunikaty głosowe i prowadzi przez cały proces defibrylacji, w odpowiednim rytmie wykonując wyładowania elektryczne.

- Pan doktor podpiął odpowiednio elektrody i wspólnie prowadziliśmy dalej resuscytację – mówi M. Niemczynowski.

Akcja ratunkowa na przystanku przy ul. Wyszyńskiego zakończyła się pełnym sukcesem. 39-latkowi przywrócono krążenie dzięki trzem wyładowaniom i ciągłemu uciskaniu klatki piersiowej. Dwa tygodnie temu mężczyzna wyszedł ze szpitala w bardzo dobrej kondycji.

- Gdyby nie użycie defibrylatora, powikłania neurologiczne mogłyby być bardzo poważne. O ile ten człowiek w ogóle by przeżył – dodaje Robert Górski, lekarz i pomysłodawca zamieszczenia defibrylatorów w autobusach elektrycznych.

W całym mieście takich urządzeń jest ponad 150. Znajdują się w budynkach urzędu miasta, szkołach, remizach Ochotniczych Straży Pożarnych, różnych instytucjach i właśnie w autobusach.

- Pierwsze urządzenia AED pojawiły się w Zielonej Górze w 2016 roku, od tamtej pory ciągle rozwijamy ten projekt i chcemy, by defibrylatory były obecne w jeszcze większej ilości miejsc. Ważne są również szkolenia, dzięki którym mieszkańcy będą wiedzieli jak taki defibrylator obsłużyć – mówi Waldemar Michałowski, dyrektor departamentu bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego.

W środę, na konferencji prasowej, prezydent Janusz Kubicki podziękował panom Michałowi i Karolowi za uratowanie życia 39-latka.

– Dziękuję za reakcję, nie wszyscy w takich kryzysowych sytuacjach podejmują działanie. Cieszy mnie ten brak znieczulicy. Jednocześnie chciałbym, żeby takich sytuacji było jak najmniej – powiedział prezydent.

Projekt związany z udzielaniem pierwszej pomocy będzie kontynuowany i rozwijany. Przygotowywane są akcje informacyjne, szkolenia, spotkania, ulotki, a także aplikacja mobilna, która pokaże na mapie wszystkie miejsca w mieście, w których dostępne są urządzenia AED. Już teraz szkolenia z pierwszej pomocy przy użyciu AED odbywają się m.in. w III LO.

Koszt jednego automatycznego defibrylatora waha się od 4 do 8 tysięcy złotych.

(ap)