W ratuszu pracują przy sesjach

27 Maj 2019
- Tu się nie pracuje na pół gwizdka, tu się zawsze pracuje na sto procent, bez żadnej taryfy ulgowej – twierdzi Bolesław Kwiatkowski, szef biura zielonogórskiej rady miasta. W poniedziałek 27 maja, Dzień Samorządowca.

O ich istnieniu mało kto wie. W relacjach medialnych raczej próżno szukać wzmianek o tych wszystkich, bez których nie odbyłaby się żadna sesja rady miasta, o posiedzeniach specjalistycznych komisji nie wspominając. O kim tu mowa? O pięciu pracownikach biura zielonogórskiej rady miasta, na co dzień urzędujących na pierwszym piętrze ratusza.

- Pewnie niewielu potrafiłby opowiedzieć, co my tu robimy, ale nie ma tygodnia, by nie przyszedł do nas petent z jakąś bardzo pilną sprawą. Najczęściej pomagamy, bo jak tu nie pomóc, gdy na twarzy przybysza widzimy albo wyraz całkowitego zagubienia, albo rozpaczy – wyjaśnia Ewa Walicka (15 lat pracy w biurze rady), gdy zapytaliśmy o skutki lokalizacji biura rady w ścisłym centrum miasta. – Po prostu mają do nas najbliżej, to pierwsze drzwi po wejściu na pierwsze piętro ratusza – dodaje z uśmiechem.

W jakich sprawach przychodzą zielonogórzanie? Praktycznie z wszystkimi życiowymi kłopotami, najczęściej z prawnymi i emerytalnymi, ale najtrudniejsze są te rodzinne, dotyczą bowiem prawdziwych ludzkich dramatów, wówczas cały żeński personel biura rady zamienia się w słuch.

- Nie mamy patentu na uzdrowienie świata, ale przynajmniej życzliwie staramy się wysłuchać, co ludzie mają nam do powiedzenia – dodaje Irena Grześkowiak (13 lat pracy w biurze).

Naprawdę trudno jest wtedy, gdy na niebie dominuje pełnia księżyca.

- To właśnie wtedy przeżywamy kumulację odwiedzin tych wszystkich, dla których biuro rady miasta wydaje się być najlepszym miejscem do wypłakania swego gniewu czy bólu – Halina Witkowska krótko kwituje pytanie o najtrudniejsze dni w swej ponad 20-letniej pracy w biurze rady.

Jeszcze dłużej pracuje tu Bolesław Kwiatkowski, dokładnie od 1983 r. Kierownikiem biura został 14 lat później. Przez te wszystkie lata przeżył kilka istotnych zmian w pracy biura rady. Zaczynał w czasach, gdy o samorządności gmin mało kto marzył. Była co prawda Miejska Rada Narodowa, to w jej biurze B. Kwiatkowski stawiał pierwsze zawodowe kroki, ale instytucja ta była integralną częścią państwowej administracji. Prawdziwe decyzje zapadały gdzieś daleko, najczęściej w partyjnych czy ministerialnych gabinetach. Rola ówczesnych radnych sprowadzała się do akceptowania cudzych postanowień, choć bywali i tacy radni, którzy z uporem walczyli o miejskie sprawy. Pierwsze jaskółki poważniejszych zmian pojawiły się w latach 90., gdy po upadku PRL-u doszło do prawdziwej reformy samorządowej. Polskie gminy, w tym miasta, zyskały duży zakres niezależności. W ślad za nią pojawiła się odpowiedzialność.

- Wszyscy musieliśmy się nauczyć nowych reguł gry. To były trochę szalone lata, sesje rady przeciągały się do późnych godzin nocnych, bo każdy radny miał coś istotnego do powiedzenia. Najwięcej problemów technicznych sprawiały nam sesje budżetowe, które potrafiły trwać kilka dni. Ten budżetowy maraton, tak postrzegam to z perspektywy wielu minionych lat, prawdopodobnie spowodowany był stosunkowo niewielką wiedzą ówczesnych radnych na temat zasad funkcjonowania finansów publicznych, przy jednoczesnej dużej chęci do korzystania z wolności wypowiedzi. Radni prowadzili długie i bardzo wyczerpujące debaty, każąc się spowiadać prezydentom z niemal każdego szczegółu. Ale nad tym wszystkim dominowała autentyczna troska o dobro miasta. Tak jest do dziś – twierdzi B. Kwiatkowski.

Biuro rady miasta już wtedy miało pełne ręce roboty. Musiało technicznie i organizacyjnie przygotowywać kolejne posiedzenia plenarne rady miasta oraz licznych komisji problemowych.

- Pomieszczeń w ratuszu nie ma zbyt dużo, musimy więc nieźle się nagimnastykować, by nie dochodziło do kolizji pomiędzy posiedzeniami poszczególnych komisji. Ale przy dobrej woli wszystkich zainteresowanych, udaje się nam jakoś pogodzić sprzeczne racje – zastrzega E. Walicka.

Załoga nie ma żadnych wątpliwości - teraz jest o wiele łatwiej. Komputeryzacja oraz wprowadzenie łączności internetowej znacznie przyspieszyło pracę całego biura.

- Przed laty „pożeraliśmy” olbrzymie ilości papieru i kopert. Nasze kserokopiarki pracowały na pełnych obrotach. Teraz mamy tylko ośmiu radnych, na 25, którzy wciąż proszą o papierowe wersje dokumentów, np. projektów uchwał rady miasta. Reszta radnych korzysta z wersji elektronicznych tych samych dokumentów. Podobnie jest z zawiadomieniami na sesje czy inne spotkania organizowane przez biuro rady, to bardzo duża oszczędność czasu i pieniędzy – podkreśla B. Kwiatkowski.

W biurze przybywa elektronicznych urządzeń, ale nie ubywa zadań i obowiązków. Wciąż trzeba żmudnie spisywać wielogodzinne nagrania z każdej sesji. Wciąż trzeba wyszukiwać dla radnych, a często o to proszą, zestawienia oraz interpretacje różnych przepisów i aktów prawnych. No i pomagać wielu zielonogórzanom, którzy zupełnie przez przypadek przekroczyli próg biura rady.

- Tu się nie pracuje na pół gwizdka, tu się zawsze pracuje na sto procent, bez żadnej taryfy ulgowej – twierdzi szef biura.

Jak zachować pogodę ducha przy tak dużym nawale obowiązków? E. Walicka natychmiast przytacza ulubioną maksymę: - Życie bez przygód to jak niebo bez gwiazd. H. Witkowska dodaje: - Bardzo lubimy swoją pracę, być może dlatego, że konflikty i spory radnych nigdy nie były przenoszone na teren biura rady. Tu wszyscy są dla siebie mili i uprzejmi.

B. Kwiatkowski ma tylko jedno poważne zmartwienie: - Lada moment część naszej wspaniałej załogi wybierze się na zasłużoną emeryturę, stąd niedawne zatrudnienie Moniki Zalas, ale nie wiem, czy zechce zostać z nami na dłużej.

Najmłodsza stażem w biurze rady nie chce zdradzić swych zawodowych planów. Ucina krótko: - Praca w biurze rady miasta jest bardzo ciekawa, ale na razie wciąż mam sporo czasu na podjęcie tej poważnej decyzji.

Co robią panie z biura rady, gdy znów trzeba zostać w pracy do godzin wieczornych?

- Dzwonimy do rodzin z jednym tylko komunikatem: my mamy sesję, ale wy śpijcie spokojnie - śmieje się E. Walicka.

(pm)

Życzenia z okazji Dnia Samorządu Terytorialnego

 

Z okazji Dnia Samorządu Terytorialnego, wszystkim osobom przyczyniającym się do propagowania idei samorządności na terenie miasta Zielona Góra pragnę serdecznie podziękować za wspólną troskę i pracę na rzecz rozwoju społeczności lokalnej.

Pracownikom samorządowym Urzędu Miasta Zielona Góra i jednostek organizacyjnych, radnym, pracownikom oświaty, kultury i pomocy społecznej życzę pomyślności i satysfakcji z wykonywanej pracy.

Wierzę, że wspólnie dołożymy wszelkich starań, aby zrealizować kolejne przedsięwzięcia, przyczyniając się do rozwoju Zielonej Góry.

Niech kolejne lata obfitują w liczne sukcesy, niosą satysfakcję z dobrze wykonanych zadań oraz będą szczęśliwe zarówno pod względem prywatnym, jak i zawodowym.

Janusz Kubicki,
prezydent miasta
Zielona Góra, 27 maja 2019 r.