Radny Rosik: Połączenie? Ja jestem na TAK!

25 Kwiecień 2014
- Jako radny składałem ślubowanie mieszkańcom, a nie wójtowi. Dlatego staram się reprezentować mieszkańców. I w ich interesie musimy myśleć długoterminowo. Ja jestem za połączeniem – mówi wiceprzewodniczący rady gminy Mariusz Rosik.

- Oj, narozrabiał pan!
Mariusz Rosik, wiceprzewodniczący rady gminy ze Starego Kisielina: - Już mi pan to kiedyś mówił.

- Mówiłem to wtedy, gdy pan, jako jedyny, głosował przeciwko tegorocznemu budżetowi gminy. Teraz jest pan współzałożycielem Gminnego Komitetu na Rzecz Połączenia Miasta i Gminy Zielona Góra.
- To nie przypadkowa decyzja. Długo się nad tym zastanawiałem. Są mieszkańcy, którym pomysł połączenia się nie podoba, ale są i tacy, którzy uważają, że to dobre rozwiązanie. Ja zaliczam się do tych drugich. Powinny być w gminie dwa komitety rozmawiające na argumenty. Ja będę mówił ze swojego punktu widzenia. Ja, jako radny Mariusz Rosik, mogę na połączeniu stracić. Mogę np. nie zostać już radnym. Na ten proces nie można jednak patrzeć pod kątem partykularnych interesów. Nie po to ludzie mnie wybierali, bym myślał tylko o sobie. Jeżeli myślimy o przyszłości, to musimy myśleć o rozwoju. A nie skupiać się na tym, co jest teraz. To trochę jak w rodzinie. Trzeba działać długoterminowo. Cały czas człowiek myśli o wychowaniu dzieci, posłaniu ich do dobrych szkół, by miały dobrą pracę. A dobre szkoły i praca są w mieście. Moi synowie uczyli się w Zielonej Górze, Wrocławiu i Poznaniu. Dobrze im idzie. Mają dobrą pracę.

- Większość gminnych radnych jest innego zdania. Nie podoba im się pomysł połączenia miasta z gminą. Zaraz nazwą pana zdrajcą.
- Odczuwam ostracyzm ze strony części koleżanek i kolegów. Trzeba mieć swoje zdanie, tego oczekują mieszkańcy. Niestety, rada w procesie połączenia nie była zainteresowana dialogiem. Nie było rozmów, był cichy bojkot. Były ciche zalecenia, żeby podczas spotkań z prezydentem nie zadawać pytań. Żeby nie było dyskusji. To postawa „nie, bo nie”. Chodziło o to, żeby do niczego nie doprowadzić. W takich sytuacjach zazwyczaj są dwie opcje. Ja, razem z radnym Jarosławem Berentem, jestem na TAK. Nie jestem przeciwko komuś.

- Dlaczego na TAK?
- Historia nas oceni. Nasze dzieci i wnuki podsumują, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy. Na pewno miasto i gmina już teraz są jednym organizmem. Tylko mamy dwa samorządy. To nie jest skuteczne rozwiązanie. Pojedynczy mieszkaniec może tylko zyskać na połączeniu. Tańsze MZK, niższe podatki, wspólna kanalizacja, karta ZGranej rodziny dająca wiele zniżek.

- Wciąż jednak podnoszone są obawy o gwarancje trwałości tych rozwiązań.
- A jakie są gwarancje, że to, co w tej chwili jest w gminie, zostanie utrzymane na zawsze? Tu również odpowiednią uchwałą można wszystko zmienić, np. kolejny raz podnieść podatki. Jakoś nikt o tym nie mówi, nie składa jakichkolwiek deklaracji. Wiem, że takie stwierdzenia są w gminie niemile widziane, bo niemile są widziani ludzie, którzy mają inne zdanie. Chciałbym tylko podkreślić, że jako radny składałem ślubowanie mieszkańcom, a nie wójtowi. Dlatego staram się reprezentować mieszkańców. I w ich interesie musimy myśleć długoterminowo. Co tu się po połączeniu zmieni? Nawet w nazwie dalej będzie Zielona Góra. Tyle tylko, że zamiast wójta, będzie prezydent. Zostaną sołectwa i sołtysi, stowarzyszenia będą miały fundusze. Zagwarantuje to umowa notarialna. Nie wspomnę o 100 mln zł. W wieloletniej prognozie gospodarczej gminy dla Starego Kisielina jest zapisane ok. 2,5 mln zł. Prezydent oferuje ok. 8 mln zł w pięć lat. Za te pieniądze z Funduszu Integracyjnego można rozwiązać wiele problemów. A najważniejsze z nich, to budowa dróg.

- Czyli np. ul. Szkolnej?
- Tak. Mimo składanych obietnic, jej budowa nie znalazła się w tegorocznych zadaniach gminy. Dlatego głosowałem przeciwko budżetowi. Potrzebne są nowe chodniki i świetlica.

- Budowa świetlicy idzie opornie.
- Zastanawiam się nad innym wariantem. Z pałacyku w Starym Kisielinie wyprowadziło się archiwum państwowe. Teraz starosta chce sprzedać ten obiekt. A przecież to wspaniałe miejsce właśnie na świetlicę, bibliotekę. Obok piękny park. Nie powinniśmy tego obiektu oddawać w obce ręce.

- To nie jest tania zabawa.
- Nie jest. Myślę jednak, że dobrze byłoby, gdyby budynek, chociaż w części, służył mieszkańcom wsi. Byłem w tej sprawie u wójta Mariusza Zalewskiego. Stwierdził, że nie jest zainteresowany. To poszliśmy do drugiej strony, czyli do prezydenta Janusza Kubickiego. Był zainteresowany. Jesteśmy zgodni, że niezależnie od tego, czy do połączenia dojdzie, budynek powinien służyć lokalnej społeczności, a nie być sprzedany. To zależy od starosty, dlatego napisałem pismo, by wstrzymał się ze sprzedażą. Czekam na odpowiedź.

- To zadania na przyszłość.
- Jako mieszkańcy mamy dwie drogi. Możemy dalej żyć w dotychczasowych strukturach i cieszyć się tym, co mamy. Mamy też drugie rozwiązanie, czyli połączenie - z myślą o zmianach i lepszej przyszłości. Niezależnie od tego, co wybieramy, apeluję, by wziąć udział w referendum 18 maja. Chodzi o naszą przyszłość, przyszłość naszych dzieci i wnuków.

- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski