Zwycięstwo wydarli sercem!

12 Kwiecień 2019
Podróże z piekła do nieba i z powrotem, czyli nic nowego w konfrontacji Stelmetu z Anwilem. Tym razem jednak w starciu zielonogórsko-włocławskim lepsi w hali CRS byli miejscowi! Biało-zieloni wygrali 93:91.

Podopieczni Igora Jovovicia nieco ponad dobę przed meczem pojawili się w Zielonej Górze po wschodnich wojażach i dwóch meczach ligi VTB. W miniony piątek wygrali w Permie z Parmą 92:72, a w poniedziałek przegrali w Moskwie z Chimkami 80:100. Nie wynik i porażka z uczestnikiem Euroligi martwiła tak, jak straty w ludziach. Zielonogórzanie powrócili do domu z kontuzjami. Najpoważniejszej nabawił się Jarosław Mokros. Uraz kciuka wyklucza go z gry na sześć tygodni. W Moskwie ucierpiał też nadgarstek Gabe’a DeVoe. Jeśliby dołożyć do tego kontuzję barku Kodiego Justice’a, odniesioną we wcześniejszym meczu ze Spójnią Stargard i wciąż niegotowego Thomasa Kelatiego, to Stelmet do meczu z Anwilem przystępował nie dość, że niemal prosto z podróży, to jeszcze mocno przetrzebiony. – Jestem dumny z chłopaków, jak zagrali. Niech teraz świętują, a ja muszę się zastanowić, jak poradzić sobie bez trzech kontuzjowanych graczy – mówił po spotkaniu z Anwilem Igor Jovović.

Ci, którzy zagrali przeciwko włocławianom skutecznie przysłonili ubytki, ponieważ harowali za dwóch! Zielonogórzanie w starciu z mistrzem kraju miewali chwile słabości, ale nadrabiali je walecznością i olbrzymią determinacją. Stelmet zanotował aż 12 przechwytów, a pięć z nich to dorobek Markela Starksa. Amerykanin rozdał też najwięcej asyst – 10 i zdobył najwięcej punktów – 18, w tym decydujące, jak się później okazało, o zwycięstwie, 49 sekund przed końcem spotkania. – Oba zespoły grały bardzo fizycznie. Czuliśmy atmosferę play-offów. Cieszę się, że udało się wygrać – stwierdził Starks.

Stelmet zwykle gorzej kwarty zaczynał, a lepiej kończył. Goście w drugiej odsłonie mieli już 11 „oczek” przewagi, by na przerwę schodzić z wynikiem -3. Taka to była gra! Żywo przypominająca to, co działo się podczas ubiegłorocznych półfinałów play-off. Na parkiecie gotowało się, ale temperatury wrzenia przekraczać nie można. Przekonał się o tym Michał Ignerski, który za kopnięcie Darko Planinicia został ukarany faulem dyskwalifikującym.

– Jak się gra na jedno posiadanie, to można się zastanawiać potem, kiedy można było odrobić różnicę. Porażka ze Stelmetem jest zawsze gorzka i mam nadzieję, że przed play-offami będziemy silniejsi niż teraz – ocenił Igor Milicić, trener Anwilu. Stelmet wciąż ma prawo zerkać na będący nad nim na pozycji wicelidera Polski Cukier Toruń. W niedzielę, 14 kwietnia zielonogórzanie zagrają w Radomiu z HydroTruckiem, a na koniec rundy zasadniczej podejmą w hali CRS Legię Warszawa (17.04) i Miasto Szkła Krosno (24.04).

(mk)