Zostały dwa kroki do raju!

16 Lipiec 2018
20, 30, 42, 53, 58, 60 - to zwycięskie liczby Watahy Zielona Góra w tym sezonie. Rosnąca z meczu na mecz skuteczność wygląda imponująco, a przecież najważniejsze rozstrzygnięcia dopiero przed zespołem. I co najważniejsze, przed własną publicznością!

- Aż się boję pomyśleć, co będzie w półfinale - śmieje się Krystian Wójcik, grający trener Watahy, zapytany o rosnącą ze spotkania na spotkanie dyspozycję w ofensywie. „Wilki” na koniec sezonu zasadniczego wyśrubowały atak na poziomie 60 punktów. W ostatnim meczu tej części rozgrywek, o sile zielonogórzan przekonała się ekipa Towers Opole. „Wieże” runęły pod wściekłym naporem gospodarzy w Zielonej Górze, w minioną sobotę. Niepokonana Wataha pozwoliła rywalom na zdobycie jedynie 20 punktów. - Straciliśmy tylko raz piłkę, niestety ja ją straciłem (śmiech). Później jeden drive nam nie wyszedł, ale praktycznie za każdym razem punktowaliśmy – dodaje Wójcik. - Patrząc na wynik, to wydaje się, że była totalna dominacja. Druga część to odzwierciedla, choć początek nie był aż taki łatwy. Na początku szliśmy cios za cios. Touchdown za touchdownem - stwierdza Tomasz Pasiuk, grający prezes Watahy. Od niedawna granie łączy z funkcją działacza za biurkiem. - Staram się separować te funkcje. Gdy jest trening, mecz, to skupiam się na grze, bo byłoby to ze szkodą dla zespołu. My funkcjonujemy jednak kolektywnie. Jest grupa ludzi, która kieruje tym klubem, działania są skoordynowane, skonsultowane i decyzje są bardzo dobre - wyjaśnia prezes Pasiuk.

Osiągnięcie Watahy w rundzie zasadniczej określane jest w języku angielskim mianem „perfect season”. Amerykańskie, czy angielskie wstawki pojawiają się zresztą często w wypowiedziach przedstawicieli klubu. Wataha stara się promować futbol amerykański ze wszystkimi jego elementami, które funkcjonują za oceanem. I tak przed meczem z opolanami był piknik. Na stadionie przy ul. Botanicznej przewidziano atrakcje dla młodszych, starszych, pań i panów. - Nie wiedziałem, że tu jest tak „grubo”. Jestem pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni - stwierdził jeden z kibiców, zapytany o wrażenia.

I choć edukacja w zakresie zasad futbolu amerykańskiego wciąż jest potrzebna, to na trybunach z łatwością można zaobserwować, kto jest wtajemniczony bardziej, a kto jeszcze ma braki. Żywiołowe reakcje zdradzają wszystko. Kibice mogą ponieść, ale kibice to też presja. - Na wyjeździe gra się o tyle lepiej, że nie czuje się presji tłumu, a z drugiej strony fani dodają skrzydeł. Na początku jest troszeczkę stres, ale później znika i gra się swoje - wyznaje Wójcik. Mateusz Andrzejak, zawodnik Watahy dodaje wzniośle: - Chcemy wygrywać, chcemy grać dla zielonogórzan, dla tych ludzi, którzy przychodzą do nas na mecze, a przy tym świetnie się bawimy.

Presja jeszcze wzrośnie 28 lipca. Tego dnia Wataha zmierzy się w meczu półfinałowym z Green Ducks Radom. Nie będzie serii gier, nie będzie rewanżu. Liczyć się będzie tylko tu i teraz. - „It’s right now or never” - od razu dopowiada Wójcik. Zielonogórzanie jako zespół z najlepszym bilansem w LFA2 zagrają u siebie w półfinale, a w przypadku awansu również i w finale. Ten zaplanowano na 4 sierpnia. Awans do najwyższej Ligi Futbolu Amerykańskiego wywalczy tylko zwycięzca finału.

(mk)

Mateusz Andrzejak:
- Spodziewaliśmy się większego oporu ze strony opolan, ale wyszło, jak wyszło. Cieszymy się z kolejnego, szóstego już zwycięstwa w tych rozgrywkach i zmierzamy po „perfect season”. Mam nadzieję, że zakończymy to wszystko awansem do grona najlepszych drużyn w Polsce. Kiedyś graliśmy z drużyną z Radomia i też ich wyeliminowaliśmy, bodajże na drodze do półfinału. Oni myślą, że uda im się powalczyć, ale my pokażemy pazur, zew walki i zobaczymy, jak to się skończy. Mam nadzieję, że na naszą korzyść.

Krystian Wójcik:
- Bilans 6-0 to fajne osiągnięcie, tym bardziej, że to jest nasz pierwszy sezon jako Watahy Zielona Góra. Na początku sezonu ludzie próbowali nam troszeczkę zarzucać tę zmianę, ale dzisiaj chyba nikt nie żałuje, bo to była zdecydowanie dobra zmiana! Fajnie, że z Radomiem zagramy u siebie. Będą mieli do pokonania ok. 500 km i aż boję się pomyśleć, co byłoby, gdybyśmy z opolanami przegrali. Wtedy musielibyśmy jechać na półfinał do Lublina. To duży atut. Będziemy wypoczęci i będziemy mieli swoich kibiców.