Zagraliśmy razem z Orkiestrą

14 Styczeń 2019
Zielonogórzanie po raz kolejny pokazali, że idea pomagania nie jest im obojętna. Wrzuciliśmy do puszek 324 tysiące złotych, by wesprzeć specjalistyczne szpitale dziecięce. Jednak radość ze wspólnego grania przyćmiła wiadomość, która dotarła w niedzielny wieczór z Gdańska. O ataku nożownika na prezydenta Pawła Adamowicza zielonogórzanie dowiedzieli się praktycznie już po zakończeniu finału w naszym mieście.

Pogoda w niedzielę zdecydowanie nie dopisała, jednak nie przeszkodziło to mieszkańcom w wyjściu z domu i skorzystaniu z atrakcji, które czekały na nich w całym mieście. Mimo deszczu i wiatru, wolontariusze wytrwale kwestowali na ulicach, a zielonogórzanie nie odpuścili żadnej okazji, żeby wrzucić choć parę złotych do puszki. - Pogoda jest zawsze fajna. Dzisiaj jest troszeczkę deszczowo, ale jakoś nam to nie przeszkadza. Chodzę właśnie z wolontariuszami, pomagam chłopcu, który po raz pierwszy ruszył na kwestę, tak samo jak ja. – przyznał Andrzej Huszcza, który wspierał wolontariuszy podczas zbiórki na deptaku. Wśród kwestujących były osoby w nietypowych strojach. To za sprawą konkursu na najlepiej przebranego wolontariusza, który ogłoszono w zielonogórskim sztabie. - Wiadomo, jak ktoś jest inaczej ubrany, to więcej ludzi zwróci na niego uwagę. Dzięki temu mogę zebrać więcej pieniędzy i pomóc większej liczbie osób – opowiadała Hanna Miczek, wolontariuszka przebrana za pokemona Pikachu.

Imprez towarzyszących finałowi orkiestry w naszym mieście było wiele. W każdym zakątku Zielonej Góry można było znaleźć atrakcje za tzw. wrzut do puszki. Pogoda nie odstraszyła również biegaczy, którzy tłumnie zebrali się w okolicy hali CRS, by policzyć się z cukrzycą. Blisko 300 osób pobiegło, by zebrać środki na zakup pomp insulinowych. Na Dużej Scenie do czerwoności rozgrzewały publiczność zaproszone gwiazdy, czyli Golden Life, Jelonek, Hunter i De Mono. Wiele działo się również na licytacjach. Wiceprezydent Wioleta Haręźlak postanowiła, że temu, kto zaproponuje najwyższą kwotę, wyprasuje wszystkie ubrania w garderobie. Za 700 zł wylicytował tę usługę pan Bolesław. - Robię prezent dla swojej żony. A poza tym, ja robię to nie dla prasowania, a dla Orkiestry! – mówił po odebraniu swojego fantu.

Licytacją, która wzbudziła najwięcej emocji, była ta zaproponowana przez miejskich radnych. Na scenie stanęło sześciu śmiałków, którzy zgodzili się na to, aby zostać „podpalonym” przez zwycięzcę. Licytacja była długa i zacięta. Ostatecznie emocjonująca walka zakończyła się na kwocie 3.300 zł i rodzina marszałka Łukasza Poryckiego wybrała dwóch radnych, którzy kilkanaście minut później musieli zmierzyć się z ogniem. - Powiem szczerze, że się bałem. Z zewnątrz to wygląda tak fajnie, widowiskowo, ale jak się ubierze na siebie ten ciężki kombinezon, to tam jest duszno, mało widać, ruchy też są ograniczone. Jednak warto było, bo na końcu okazało się, że to fajna zabawa – przyznał Robert Górski, którego zadaniem było ugaszenie łatwopalnej substancji. - Z bliska ogień, to jest to! Ten kontakt, to jest coś niesamowitego. Ale bardzo gorąco, to fakt – dodał zadowolony Marcin Pabierowski, drugi radny wytypowany do tego zadania.

27. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przeszedł już do historii. Teraz trwają jeszcze licytacje fantów na portalu allegro. Po ich zakończeniu będzie wiadomo, ile ostatecznie pieniędzy udało się zebrać zielonogórskiemu sztabowi. A jest szansa na rekord.

(ap)