Z dwóch sąsiadów lepsi Niemcy!

9 luty 2018
Z tobą przegrać, to jak wygrać – cytat z kultowego filmu „Miś” jak ulał pasuje do koszykarzy Stelmetu Enea BC Zielona Góra, którzy choć przegrali na wyjeździe z ČEZ-em Nymburk 70:84, to jednak grają dalej w Lidze Mistrzów. Podziękowania dla Niemców z Bonn. Telekom Baskets pokonał Sidigas Avellino 79:74.

Nymburk, 15-tysięczne miasteczko położone nad Łabą, oddalone o 50 km od Pragi. Malownicze, z dużą ilością knajpek i restauracji, które doczekało się koszykarskiego dominatora. ČEZ nie opuszcza mistrzowskiego tronu w swojej lidze od 2004 r. W samym centrum tylko jedno ogłoszenie zdradza, że gospodarze grają z mistrzem Polski. Hala znajduje się za miastem, choć gdyby ktoś powiedział - sala, Czesi też nie mieliby prawa się obrazić. Niewielki obiekt, pod wieloma względami naciągnięty do granic możliwości, żeby móc przyjąć do siebie Europę, choć wszystkiego i tak nie dało się przypudrować. W wielu miejscach widać, że ząb czasu gryzie mocno konstrukcję jeszcze z poprzedniego ustroju.

Miejscowi kibice w tym aspekcie pękać z dumy nie mogą, ale z drużyny już tak. ČEZ poza pierwszą kwartą zaprezentował się zdecydowanie lepiej od Stelmetu. - Nie zagraliśmy dobrego meczu. Mieliśmy ogromne problemy z zatrzymaniem Ray’a, Lawrence’a. Przegrywaliśmy też jeden na jeden. Energia i chęci były, ale gdzieś te nasze założenia się posypały – wyznał po meczu Adam Hrycaniuk. Kiedy cztery minuty przed końcem gospodarze mieli 20 punktów przewagi, biało-zieloni kibice, którzy w sile ponad 200 osób pojawili się w Nymburku i fantastycznie dopingowali swoich ulubieńców, wiedzieli, że uważniej muszą wypatrywać wieści z Bonn, gdzie Telekom Baskets grał z Sidigasem Avellino. Zwycięstwo Włochów spychało zielonogórzan do FIBA Europe Cup, ale Niemcy, choć grali o nic, stanęli na wysokości zadania.

Czescy kibice patrzyli z niemałą konsternacją na sektor zajmowany przez zielonogórzan, gdy niewspółmiernie do wydarzeń na parkiecie eksplodowali wielką radością. - Nie zdarzyło się, żebym cieszył się po porażce. Kibice nam próbowali przekazać, że jest OK. To, co oni robią, jest godne naśladowania. Niesamowitą atmosferę tutaj stworzyli – stwierdził „Bestia”.

– W pewnym momencie pomyślałem sobie, że chyba nie zasłużyliśmy na ten awans. Wszystko się fajnie skończyło. Z dwóch sąsiadów jednak Niemcy są lepsi – zażartował po meczu Janusz Jasiński, właściciel klubu, który po chwili z zupełnie poważną miną przyznał: - Ten mecz pokazał, że niektórzy stanęli na wysokości zadania, ale niektórzy, mówiąc kolokwialnie, uciekli w krzaki.

Uśmiechu próżno było też szukać na twarzy Andreja Urlepa. – Pojedynek pokazał, ile pracy jeszcze przed nami – dodał Słoweniec, który nie ma wymarzonego rywala w fazie pucharowej. AS Monaco, Strasbourg z Dee Bostem i Iberostar Teneryfa z Mateuszem Ponitką to możliwości czekające na zielonogórzan. Losowanie w Walentynki. - Każdy rywal jest bardzo trudny. Wszyscy wygrywali swoje grupy. Obojętnie z kim zagramy, będzie bardzo trudno – przyznaje Urlep.

- Wewnętrznie czuję Monaco. Każda seria ma kiedyś koniec i może oni będą mieli koniec tej serii z nami. Jak wygramy pierwszy mecz, to wszystko może się wydarzyć – dorzucił J. Jasiński.

A co na to kibice? Część chciałaby ujrzeć Ponitkę, część nie pogardziłaby pojedynkiem z Dee Bostem i jego kolegami. – Sašo Filipovski nie przyjedzie ze swoim Banvitem Bandirmą, bo chyba się wystraszył nas i przegrał mecz na koniec fazy grupowej – śmiał się Zbigniew Kędzierzyński z Klubu Kibica Zastal, który zdzierał gardło w Czechach.

- Mecz nam nie wyszedł, ale wyjazd jak najbardziej udany. Dwa pełne autokary. Poza tym było jeszcze troszkę osób, które przyjechały samochodami – cieszył się kolega Kędzierzyńskiego, Marek Wawrzyniak.

(mk)