Tańczyłam niczym Eurydyka

8 Czerwiec 2018
- Zielona Góra jest stworzona do festiwali. To nie Sopot, który robi się dla turystów. Nasza widownia to mieszkańcy miasta i okolic. Wychowaliśmy się na festiwalach i kochamy je – Agata Miedzińska dzieli się refleksjami po Międzynarodowym Festiwalu Talentów im. Anny German.

- Jak się po latach znów robi festiwal piosenki?Agata Miedzińska, dyrektorka Zielonogórskiego Ośrodka Kultury: - Ten był jak wyścig na dochodzenie - najpierw wolno toczące się rozmowy a potem nagłe przyspieszenie. Ania żyje w naszym mieście od dawna. Jej imię nosi amfiteatr i rondo, jeszcze moja poprzedniczka - Wanda Rutkowska - robiła festiwal „Tańczące Eurydyki”, my od sześciu lat organizujemy konkurs poetycki imienia Anny. W Warszawie zawsze odwiedzam jej męża, Zbyszka Tucholskiego. Kiedyś mi powiedział: gdyby miał gdzieś być festiwal Anny, to tylko w Zielonej Górze. To było jak to ziarno. Ze trzy lata temu zaczęłam rozmowy z telewizją. Trwało to i trwało. W zeszłym roku prezydent Kubicki włączył się do tego, ale... poza hektolitrami wypitych kaw niewiele z tego wynikało. I nagle bum! 22 kwietnia dostaję wiadomość – „dwójka” jest gotowa robić festiwal. Za 6 tygodni! Biorę więc pismo i idę do prezydenta...

- Który pewnie rzucił w tym momencie ciężkim słowem. Bo ja bym tak zrobił.
- Wie pan, prezydent to typowy mężczyzna. Zerojedynkowy. Robimy albo nie. Bez zbędnego gadania. Decyzja i do roboty. Od tego momentu zaczęły się grzać telefony. Scenografia? Nie, mnie się nie podoba - do zmiany! Plakat? Na wczoraj, bo rano konferencja! Wiadomo, że Steczkowska nikomu nie odda „Tańczących Eurydyk”, a kto zaśpiewa „Człowieczy los”, bo przecież ta piosenka musi być na koncercie?! Dziesiątki mniejszych i większych problemów: co z licencjami na fragmenty filmu, jak dystrybuować bilety, od kiedy możemy budować scenografię i co jeszcze wymyśli Konrad Smuga – reżyser widowiska? Zaczyna się 6 tygodni życia z telefonem przy uchu, na takiej adrenalinie, że pewnie tylko kierowcy Formuły 1 mają większą, a przecież nie tylko festiwal jest na mojej głowie...

- A festiwalowy wieczór?
- Dla mnie były to magiczne godziny. Publiczność reagowała wspaniale, artyści też nie traktowali tego jak kolejnej fuchy. Były emocje, fluidy między widownią a sceną. Gdy Maryla Rodowicz zaśpiewała piosenkę o afirmacji życia jaką jest „Niech żyje bal” – to wszyscy czuliśmy, że to jest o nas. A gdy emocje sceny spotykają się z emocjami widowni, to organizator tańczy niczym Eurydyka.

- Zrobiłaby Pani następny festiwal?
- Ja? Już jutro mogę. Bo Zielona Góra to miasto stworzone dla festiwali. To nie Sopot, który robi się dla turystów. Nasza widownia to mieszkańcy miasta i okolic. Wychowaliśmy się na festiwalach i kochamy je. A jeśli jeszcze do tego dodamy informację, że w niedzielę wieczorem „dwójka” była stacją drugiego wyboru Polaków i w szczytowym momencie transmisję oglądało 1,9 miliona ludzi, to czyż może być lepsza promocja dla miasta? My jesteśmy gotowi już jutro a prezydent powiedział... iż możemy na niego liczyć. Więc teraz... idę się dobrze wyspać a potem jadę do Warszawy na rozmowy o przyszłym roku.

- Dziękuję.
Marian Tomiak

 

Artykuły powiązane: 

Festiwal im. Anny German (zdjęcia)

Emocję sięgnęły zenitu, gdy Maryla Rodowicz zaśpiewała "Niech żyje bal". Na scenie wystąpiło kilkudziesięciu artystów.