Rozbitek na bezludnej wyspie

5 Listopad 2018
- Czasami pomysły przychodzą podczas lektury, czasami podczas rozmowy. To nie jest proces w pełni świadomy. Mózg wynalazcy cały czas pracuje, nawet we śnie - przekonuje Jacek Paczkowski, zielonogórski wynalazca.

- W 2014 r. do Europejskiego Urzędu Patentowego trafiło ponad 400 polskich wniosków rejestrowych. Wśród nich palma pierwszeństwa przypadła pańskiej firmie. Czy na takiej podstawie można pana nazwać zielonogórskim Edisonem?

Jacek Paczkowski, prezes zielonogórskiej spółki Patents Factory Ltd: - Chyba nie, bo choć wokół Edisona narosło sporo złych emocji, głównie za sprawą rejestracji cudzych pomysłów jako własnych, to jednak fakt jest faktem – Edison zarejestrował ponad tysiąc patentów. Chcąc osiągnąć podobny wynik, musiałbym zgłaszać rocznie po kilkaset wniosków patentowych. Mam już 56 lat, mogę więc nie zdążyć... (śmiech).

 

- Wyjaśnijmy sens słowa „patent”, dlaczego warto rejestrować wynalazki akurat w EUP?

- Patent to pewność monopolu na wymyślone przez siebie rozwiązanie. Monopol trwający bardzo długo, bo aż 20 lat, licząc od dnia złożenia wniosku. Dla twórców to bardzo korzystne rozwiązanie, zapewnia bowiem dochody z tytułu opłat licencyjnych lub sprzedaży patentu. Jednym z najbardziej opłacalnych finansowo patentów był wynalazek igły do maszyny do szycia. Nikt nie potrafił wymyśleć rozwiązania zapewniającego podobne funkcje, stąd milionowe przychody właściciela patentu, firmy Singer. I jeśli chcemy z naszej wynalazczej pracy osiągnąć przynajmniej w części tak duże dochody, powinniśmy zadbać o ten wspominany na początku monopol. Przynajmniej na terenie Unii Europejskiej, stąd potrzeba rejestracji wynalazku w monachijskim EUP.

 

- Nie wystarczy polski urząd patentowy?

- Wówczas ochrona naszych praw autorskich dotyczyłaby wyłącznie terenu Polski. A skoro kraje UE są naszym największym partnerem gospodarczym, zwłaszcza Niemcy, powinniśmy zadbać o ochronę wyników naszej intelektualnej pracy przede wszystkim na tym obszarze.

 

- Czy droga wynalazcy przypomina drogę poety, który w bezsenne noce ślęczy nad kartką papieru, aby napisać dzieło życia?

- Czasami pomysły przychodzą podczas lektury, czasami podczas rozmowy. To nie jest proces w pełni świadomy. Mózg wynalazcy cały czas pracuje, nawet we śnie. Dlatego dopisuję do swoich patentów wszystkich tych, którzy zainspirowali mnie do opracowania czy wymyślenia wynalazku. Taką postawą doceniam cudzy wysiłek oraz zachowuję elementarny szacunek do siebie samego.

 

- Wynalazca musi brać pod uwagę potrzeby potencjalnych klientów. Jak ten problem rozwiązuje pan w praktyce, poprzez studiowanie produkcyjnych tajników całych branż?

- Naukowcy, kiedy staną przed nowym problemem, zaczynają czytać wszystko na temat zagadnienia, które trafiło na ich naukowy warsztat. Takie podejście pozwala z góry wyeliminować rozwiązania, które już ktoś przetestował. Wynalazca zaś postępuje niczym rozbitek na bezludnej wyspie. Musi w sobie odnaleźć odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania. Taka postawa ma poważną wadę – czasami wynalazca zaczyna wyważać już dawno otwarte przez innych drzwi. Ale warto ponieść ryzyko tego typu przegranej za okazję przeżycia intelektualnej przygody, za bycie absolutnie wolnym w swych poszukiwaniach, za szansę zobaczenia na tej drodze zupełnie nowych możliwości.

 

- Pańska działalność biznesowa to sprzedaż własnych patentów. Innymi słowy, pan tylko „coś” fajnego wymyśla, od produkcyjnego wdrożenia są inni, dobrze zrozumiałem?

- Taka idea nam przyświecała, gdy w 2012 r. rejestrowaliśmy naszą spółkę. Przez kolejne lata opracowywaliśmy technologię kompresji wideo, nazwijmy ją technologią HD3, przez analogię do MP3. Przy okazji opracowaliśmy technologię kamery o bardzo wysokiej rozdzielczości. Podobny sprzęt produkuje na świecie raptem kilka firm, znalezienie się w ich towarzystwie byłoby aktem nobilitacji dla naszej spółki. Stąd nasza decyzja o rozpoznaniu możliwości uruchomienia produkcji własnych kamer.

 

- Gdzie, w Zielonej Górze?

- Byliśmy w Lumelu, odbyliśmy kilka sondażowych rozmów. Ale równie dobrze można byłoby znaleźć końcowego wytwórcę na chińskim rynku. Wszystko zależy od popytu. Nasze kamery byłyby konkurencyjne nie tylko z powodu niższej ceny, ale przede wszystkim z powodu lepszych parametrów technicznych, z kamery naszego pomysłu można wielką liczbę danych przesłać nawet zwykłym łączem internetowym, nie wymagają zatem budowy dodatkowej infrastruktury, co bardzo potania całą inwestycję. Nasz sprzęt może służyć do obserwacji granic, wybrzeża morskiego, monitorowania miejskich ulic, potencjalnych zastosowań może być bardzo wiele.

 

- Polska nie imponuje liczbą zarejestrowanych patentów. Niemcy rocznie zgłaszają ok. 25 tys. wniosków patentowych, my zaledwie 400. Skąd ta mizeria patentowa?

- Zauważam trzy przyczyny. Po pierwsze, na ogół nie jesteśmy świadomi, że nasze firmy potrzebują wewnętrznych działów badawczo-rozwojowych, że za kilka lat możemy wypaść z rynku z powodu braku nowych produktów lub technologii pomniejszających koszty własne. Druga z przyczyn jest bardzo prozaiczna – to brak pieniędzy, firmy oszczędzają na wszystkim, w tym na badaniach oraz na rejestracji własnych patentów. Dla zobrazowania problemu podam, że przeciętny koszt jednego procesu rejestracyjnego to ok. 100 tys. zł. Ostatnia przyczyna ma charakter mentalny. Między wynalazcami i ich przełożonymi często dochodzi do spięć, nawet konfliktów. Biurokracja lubi regularność, powtarzalność i rutynę, tymczasem wynalazca jest z natury buntownikiem, chadza swoimi drogami, rozsadzając sztywne ramy nakreślone przez administracyjne procedury.

 

- Z naukowcami jest podobnie?

- W Japonii każdy naukowiec z uczelni technicznej musi kilka lat przepracować w przemyśle. Stąd ich dobra znajomość produkcyjnych realiów. Potrafią z ludźmi gospodarki nawiązać kompetentny dialog, świetnie się rozumieją, bo obie strony mówią tym samym językiem. Realia polskich uczelni raczej nie mobilizują do współpracy z przemysłem.

 

- Dziękuję.

 

Piotr Maksymczak