Paweł Bernat jedzie po złoto do Los Angeles

24 Lipiec 2015
- Jestem sportowcem i otwarcie chcę powiedzieć, że do Los Angeles jadę po złoto – zapewnia z absolutną pewnością siebie Paweł Bernat. Zawody rozpoczynają się w tę sobotę.

Trening zaczynają od małego przekupstwa. Jurand kiwa przyjaźnie łbem, potem uważnie obwąchuje Pawła Bernata. Najpierw dłonie, potem okolice kieszeni. Szuka smakołyków.

- Najbardziej lubi jabłka i marchewkę, ale chlebem też nie pogardzi – śmieje się Paweł i czule klepie szyję konia. Potem dokładnie czyści kopyta i szczotkuje grzbiet. Musi uważać, bo Jurand potrafi nagle rzucić łbem lub wierzgnąć nogą.

- Ale to spokojny, wręcz bezpieczny koń. Paweł trenuje na Jurandzie od ponad pół roku i ani razu nie wydarzyło się nic złego – zapewnia Katarzyna Szepelak-Haręzga, pedagog, terapeutka i trenerka Pawła.

Gdy przygotowania są już skończone, Paweł zakłada czarny jeździecki toczek oraz błyszczące nowością długie buty. Tak jest od dwóch tygodni. Dosłownie dzień w dzień. Aż do tej soboty (25 lipca), kiedy to rozpoczną się XIV Światowe Letnie Igrzyska Olimpiad Specjalnych, w USA, w Los Angeles Memorial Coliseum. Paweł Bernat będzie reprezentował Polskę.

– I Zieloną Górę. Jestem sportowcem, dlatego otwarcie chcę powiedzieć, że jadę po złoto - dodaje z absolutną pewnością siebie.

Skąd ta pewność u 27-letniego absolwenta zielonogórskiego Zespołu Szkół Specjalnych? – Przede wszystkim z jego wielkiej miłości do koni. Gdyby mu pozwolić, nie wychodziłby ze stajni – zastanawia się krótko pani Katarzyna. I zaraz dodaje: - I z powodu zwycięstw. Podczas ogólnopolskich zawodów, w Kwidzyniu, w 2013 r., zdobył jeden złoty medal oraz dwa srebrne.

Wśród ścisłych finalistów tych rozgrywek wylosowano polskich uczestników tegorocznych igrzysk. Do Pawła uśmiechnęło się szczęście. Maszyna losująca wybrała kulkę z jego imieniem i nazwiskiem.

Paweł na co dzień pracuje w Zielonogórskim Klubie Jeździeckim. – Jestem pomocnikiem stajennego. To odpowiedzialna praca. Ja kocham konie -  przypomina któryś już raz. Siedząca obok pani Katarzyna najpierw się uśmiecha, potem uzupełnia: - Paweł jest skromny, zapomniał dodać, że bardzo pomaga terapeutom podczas zajęć z hipoterapii, to on prowadzi konia podczas terapii. To bardzo odpowiedzialna praca.

W Przylepie, w siedzibie Zielonogórskiego Klubu Jeździeckiego, z hipoterapii korzysta 118 dzieci tygodniowo. Oprócz nich zobaczyć tu można amazonki, które odzyskują siły po walce z rakiem oraz chorujących na stwardnienie rozsiane. – Koń dla nich wszystkich jest czymś znacznie więcej niż tylko ładnym zwierzęciem, to nadzieja na lepsze życie – tłumaczy pani Katarzyna, uważnie wodząc oczyma za Pawłem.

Hipoterapia nie należy do najtańszych. Także sportowe przygotowywania Pawła do udziału w amerykańskiej olimpiadzie. Kto płaci za jego treningi? Źródeł finansowania jest kilka. Pomaga zielonogórski urząd miasta, swoją cegiełkę dołożyło Ministerstwo Sportu  oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. O wsparcie zabiega Zielonogórskie Towarzystwo Hipoterapeutyczne, którego Paweł jest członkiem. Nikt jednak nie zdoła wycenić poświęcenia i zaangażowania jego cioci, Elżbiety Goździelewskiej, która opiekuje się chłopcem po śmierci rodziców.

– Proszę napisać, że bardzo dziękuję mojej cioci i pani Kasi za wszystko, co dla mnie uczyniły – z nutą powagi prosi Paweł.

Zielonogórski zawodnik podczas Światowych Letnich Igrzysk Olimpiad Specjalnych  wystartuje w trzech kategoriach: w ujeżdżeniu, biegu z przeszkodami i sztafecie. – Szkoda tylko, że nie mogę zabrać Juranda – Paweł tłumaczy nam szczegóły techniczne. – Organizatorzy dadzą zawodnikom swoje konie. Będziemy mieli prawo wyboru oraz czas na oswojenie się z rumakiem – dodaje i zerka na ekran smartfona, bo już chciałby powrócić do treningu z Jurandem.

Amerykańskie igrzyska potrwają do 2 sierpnia. Na zakończenie pytamy Pawła, co będzie, jeśli nie zdobędzie żadnego medalu. – Świat się z tego powodu nie zawali. Wrócę do pracy i do Juranda, będziemy dalej trenowali – rzuca już przez ramię, prowadząc konia.  

(pm)