Piękna Tora dla muzeum

23 Czerwiec 2016
Od przybytku głowa nie boli, ale… może wywołać lekkie zawroty. Muzeum Ziemi Lubuskiej otrzymało cenny eksponat – świetnie zachowany zwój Tory. – Dziękuję, bardzo dziękuję – mówił zachwycony dyrektor Leszek Kania.

To niesamowita historia. Zwój, znaleziony na strychu budynku przy ul. Kazimierza Wielkiego 20, przez kilkanaście lat przeleżał w domu na os. Pomorskim.

- Dopiero jak postanowiliśmy wymienić meble, to przypomniałem sobie o znalezisku. Nie wiedziałem, co to jest, poszedłem do muzeum. Może oni wiedzą? – opowiada Waldemar Sawicki, który w środę przekazał znalezisko muzeum.

Na Torze opiera się cały system modlitw, stanowi centrum życia żydowskiego. Pisana ręcznie na pergaminie z jagnięcej skóry, nawinięta na dwa wałki, owinięta jest w specjalną tzw. sukienkę. Przechowywana jest w synagodze. Wszelkie poczynania religijnego Żyda oparte są na jej wskazaniach.

Czy Tora znaleziona w Zielonej Górze pochodzi z Zielonej Góry? Tego nie wie nikt, bo zwój nie ma pierwszej strony, gdzie mógłby być opis skąd pochodzi.

- Kilkanaście lat temu znalazł ją mój brat Jerzy – opowiada W. Sawicki. – Leżała na strychu domu przy ul. Kazimierza Wielkiego 20. Obok mieszka moja mama. Sąsiedzi robili porządki na strychu. Wiele rzeczy, w tym deski, wyrzucili na podwórko. Brat dogadał się z nimi, że zabierze drewno, ale również posprząta inne pozostałości. I tak wśród desek natrafił na ten zwój.

Niewiadomą pozostaje, czy Tora została ukryta na strychu przez przedwojennych właścicieli, czy może trafiła tutaj z polskimi osadnikami, którzy przywieźli ją ze sobą. W pierwszym przypadku Tora mogłaby pochodzić z zielonogórskiej synagogi, którą Niemcy spalili podczas Nocy Kryształowej w 1938 r.

Szkopuł w tym, że muzeum ma już jedną Torę, mocno nadpaloną, która może pochodzić z miejscowej świątyni. I to jest ten lekki zawrót głowy pochodzący z „przybytku, od którego głowa nie boli”. Bo nadpalony zwój, przy Torze podarowanej przez W. Sawickiego, wygląda jak ubogi krewny.

- Nas bardzo cieszy nowy nabytek i fakt, że zielonogórzanie chcą nam przekazywać posiadane eksponaty – podsumowuje dyrektor Kania.

(tc)