Pandemia a miłość

17 Kwiecień 2020
- Bywa różnie. W związkach, w których już wcześniej nie było miłości, dochodzi do jeszcze większego poczucia obcości. Ale są też pary, które dopiero teraz odkryły radość ze współżycia – mówi prof. Zbigniew Izdebski.

- Bohaterowie „Miłości w czasach zarazy” Gabriela Marqueza sfingowali epidemię na statku, bo tylko wtedy mogli spokojnie oddać się rozkoszom. Teraz mamy prawdziwą pandemię. Musimy żyć tygodniami w domowej izolacji. Co się dzieje z miłością w takich warunkach: więdnie czy rozkwita?

Prof. dr hab. Zbigniew Izdebski - pedagog, seksuolog, specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego oraz zdrowia publicznego: - Bywa różnie. W tych związkach, w których już wcześniej nie było miłości, dochodzi do jeszcze większego poczucia obcości czy samotności. Często pojawia się wówczas bolesne pytanie o sensowność dalszego wspólnego życia. To są dla wielu osób bardzo trudne pytania, na które nie znajdują odpowiedzi, bo wspólny majątek, bo wspólne dzieci, bo brak pomysłu i odwagi na rozpoczęcie odrębnego życia. Ale nawiązując do książki Marqueza, chcę wspomnieć o jaśniejszej stronie obecnej sytuacji. Dostaję wiele telefonów od moich pacjentów, którzy dzięki przymusowemu pobytowi w domu nagle odkryli radość płynącą z seksu. Gdy byli aktywni zawodowo, zwyczajnie nie mieli ani czasu, ani ochoty na seks. Dzięki izolacji z powodu pandemii odkryli radość płynącą ze współżycia. Jeden z nich wręcz mi powiedział, że z żoną wychodzą z łóżka tylko wtedy, gdy trzeba coś zjeść. Miłość rozkwitła nieoczekiwanie u wielu takich par.

- Czy będziemy wspominali obecną pandemię jako czas wzmożonej prokreacji?

- Jest takie prawdopodobieństwo, ale prokreacja zawsze powinna być świadomym wyborem, nie efektem przypadku, np. braku środków antykoncepcyjnych. Ponadto niektórzy ginekolodzy otwarcie przestrzegają, że czas pandemii nie jest najlepszym momentem na ciążę. Nie tylko z powodu oczywistego zagrożenia życia matki i dziecka, ale także z powodu potencjalnego braku fachowej pomocy na oddziałach położniczych, jeśli te zostaną przekształcone w oddziały zakaźne. 

- W czas dorastania nastolatków wpisana jest burza hormonów oraz bunt, brak akceptacji dla zakazów. Jak przejść przez pandemię z kimś takim i przy okazji nie zwariować?

- To jest trudna sytuacja dla całej rodziny. Przejawia się to na ogół na bardzo podstawowym poziomie, gdy np. rodzic bezceremonialnie wkracza do pokoju syna czy córki, zapominając o uprzednim zapukaniu. Wkracza i z oburzeniem odkrywa, że jego dorastające dziecko ogląda porno. Wybucha kosmiczna awantura, cały dom ogarnia wojenna atmosfera. Jak sobie z tym radzić? Tu nie ma prostych recept. Podstawą zawsze powinna być kultura osobista, wzajemny szacunek, tolerancja oraz uszanowanie cudzej prywatności. Zapukanie w drzwi uratuje nas przed wieloma trudnymi momentami. Kochajmy i szanujmy nasze dzieci, ale przede wszystkim rozmawiajmy z nimi.

- Domowe zacisza czasami skrywają przemoc. Czy izolacja z powodu pandemii sprzyja patologiom?

- Niestety, ale tak. Troskam się o przyszłość zwłaszcza tych rodzin, które już przed pandemią były określane jako rodziny przemocowe, czyli takie, w których dochodzi do przemocy, najczęściej ojca wobec matki i – co szczególnie boli – wobec dzieci. Przymusowa izolacja odgrywa w takich rodzinach rolę wzmacniacza, zwiększając prawdopodobieństwo agresji. Utrudniony dostęp do alkoholu wcale nie polepsza sytuacji. Alkoholik na „głodzie” jest równie agresywny, jak ten w stanie upojenia. Inną kategorią dramatu jest seksualne wykorzystywanie własnych dzieci, które były ofiarą przemocy seksualnej również wcześniej. Wśród ofiar rośnie wówczas wielkie poczucie krzywdy, bezradności i samotności. Boją się dzwonić na policję, boją się reakcji sąsiadów czy rówieśników, boją się późniejszej zemsty agresora. Tego typu sytuacji jest obecnie sporo. Wszystkie mają straszne konsekwencje.

- Kto może pomóc ofiarom?

- Nasz system opieki społecznej jest mało wydolny w tych kwestiach. Pomoc ofiarom przemocy domowej opiera się głównie na organizacjach pozarządowych, ale te w czasie pandemii działają w sposób ograniczony. Olbrzymi ludzki dramat wlewa się w instytucjonalną pustkę. Tymczasem każde polskie dziecko powinno od najmłodszych lat wiedzieć, gdzie znajdzie pomoc przez całą dobę, przez wszystkie dni tygodnia.

- Jacy wyjdziemy z pandemii koronawirusa: wzmocnieni czy z bliznami?

- Zaraza się skończy i w jej miejsce pojawi się wielki lęk przed utratą pracy i przed niepewnym losem całej rodziny. Dlatego już teraz powinniśmy myśleć o rozbudowie sieci poradni psychologicznych i psychiatrycznych dla dzieci, bo na 100 proc. pojawi się taka potrzeba. To samo dotyczy poradni psychiatrycznych dla dorosłych. W wielu przypadkach nie obejdzie się bez wsparcia farmakologicznego, jeśli nie będziemy chcieli, aby załamani sięgali po alkohol lub narkotyki. To może banał, ale łatwo nie będzie.

- Dziękuję.

Piotr Maksymczak