Nowy Bachusik będzie odliczał czas

13 Wrzesień 2016
Nie mogło być inaczej! Bożek wina siedzi sobie na zegarze. – W końcu jestem zegarmistrzem – śmieje się Wiesław Pierzyna. Nad wejściem do jego zakładu wkrótce pojawi się Czasuś. Kolejny Bachusik w naszym mieście.

Ul. Jedności 4, tuż koło poczty. Przez kilkadziesiąt lat w tym miejscu urzędował czapnik. – Teraz nad wejściem pojawi się Bachusik Czasuś – pokazuje Wiesław Pierzyna. Razem z jego żoną Jolantą i rzeźbiarzem Robertem Tomakiem przymierzamy figurkę siedzącą na beczce-zegarze.

- Jak tylko w mieście pojawiły się pierwsze Bachusiki, zacząłem marzyć, żeby sobie też takiego zafundować – zdradza W. Pierzyna. – Tylko nie było gdzie ustawić.

Zegarmistrz przez ok. 40 lat prowadził zakład w pasażu DT Centrum. Pomieszczenie niewielkie i w dodatku nie swoje.

- Wreszcie mogę spełniać marzenie – śmieje się zegarmistrz, na ścianie za nim widać kilkadziesiąt zegarów. Tylko niektóre z nich tykają. Zepsute?

- Wszystkie na chodzie – odpowiada ze śmiechem. – Gdybyśmy je uruchomili jednocześnie, zaczęłyby cykać i dzwonić, można byłoby od tego oszaleć.

Swoją kolekcję zbierał od początku zegarmistrzowskiego fachu.

- Po ślubie odkryłam, że to poważna choroba. Oczy męża błyszczały niczym gwiazdy, gdy tylko zobaczył coś ciekawego. Oczywiście, wszystko kupował okazyjnie… Ta kolekcja to również dowód mojej wielkiej małżeńskiej cierpliwości – kiwa głową ze zrozumieniem J. Pierzyna. Po chwili pokazuje czasomierz wiszący tuż przy oknie zakładu.

- To absolutny rarytas. Jest w całości zrobiony z drewnianych elementów. Powstał około 1700 r. – tłumaczy zegarmistrz i z gabloty wyjmuje kolejny, niewielki zegarek kieszonkowy, tzw. szpinglak. – To wspaniały wyrób. Powstał ok. 1650 r. Dalej dobrze odmierza czas. Doprowadzenie do ładu niektórych starych zegarów zajmuje nawet 10 lat. Trzeba znaleźć oryginalne części, wszystko dopasować. To wymaga cierpliwości. Teraz mam warunki, żeby te moje skarby pokazać. Dlatego zrobiłem tutaj takie minimuzeum. Dzieci przyjdą szukać Bachusika, przy okazji opowiem im o zegarach.

Narodziny najnowszego Bachusika to również efekt sąsiedzkiej inspiracji. Nad wejściem niedaleko położonej piekarni Waldemara Rzepki, przy pl. Pocztowym, siedzi sobie Rzepikus.

- Tamten ma twarz seniora rodu Rzepków i dzierży w ręku rogala, Czasuś ma twarz naszego zegarmistrza. To wspaniałe, że można robić rzeźby tak silnie związane zarówno z tradycją miasta, jak i z konkretnymi ludźmi – opowiada R. Tomak, który stworzył obydwa Bachusiki. – Zawsze mnie fascynowały zegarowe mechanizmy, dlatego w beczce widać różne trybiki.

A zegar pokazuje 12.51. Tak się wskazówki ułożyły. Czyżby nasz Bachusik wciąż pamiętał, że pół wieku temu dopiero od 13.00 można było legalnie kupować alkohol?

Czasuś zawiśnie nad wejściem do zakładu na przełomie wrześnie i października. Teraz jest w odlewni. Będzie 37. Bachusikiem.

Tomasz Czyżniewski

KOLEJNA RZEŹBA

Mamy też rzeźby związane z Bachusikami. W piątek przed Winobraniem, Huberticus, siedzący na filarze ul. Pod Filarami, zyskał kolejnego, trzeciego już myśliwskiego kompana. Do Artemidy i Sokolnicusa dołączył Złotorogus, dzieło Andrzeja Moskaluka. – To kolejna rzeźba ufundowana przez myśliwych. Głównymi sponsorami są państwo Olszewscy i ok. 30 innych osób. Na filarach jest jeszcze jedno miejsce na kolejną rzeźbę myśliwską – mówi Andrzej Brachmański, który pilotuje stawianie tych figurek.