To nie był udany sezon Stelmetu

7 Czerwiec 2019
Z pustymi rękoma, drugi rok z rzędu, kończą zmagania koszykarze Stelmetu Enei BC. Brąz zielonogórzan, na półmetku rywalizacji z Arką, wydawał się być na wyciągnięcie ręki. Gdynianie 18 punktów straty z pierwszego meczu w CRS odrobili jednak z nawiązką.

Po pierwszym spotkaniu w Zielonej Górze, które Stelmet wygrał 95:77, wielu widziało biało-zielonych na najniższym stopniu podium. Tym bardziej, że Arka borykała się z olbrzymimi problemami kadrowymi. Do kontuzjowanych Roberta Upshawa i Filipa Dylewicza dołączył Josh Bostic. Najskuteczniejszy gracz gdynian zagrał w Zielonej Górze tylko kilka minut w Zielonej Górze. Dodatkowo z urazem zmagał się też Adam Łapeta. Mimo problemów, to Arka mogła cieszyć się z medalu. Gdynianie, u siebie, z każdą kolejną minutą prezentowali się coraz lepiej i pewniej. Stelmet przeciwnie. Gdy w czwartej kwarcie złamana została bariera 18 „oczek”, zielonogórzanie nie byli w stanie odpowiedzieć. Arka wygrała 105:80 i po siedmiu latach znów mogła stanąć na pudle. – Ta porażka mocno boli – powiedział Adam Hrycaniuk, gracz Stelmetu. W Arce brylował James Florence. Były koszykarz Stelmetu okazał się katem zielonogórzan, zdobył 33 punkty. – Popełnialiśmy dużo błędów w obronie. Nie zmienialiśmy taktyki, ustawienia, żeby zamknąć rywalom silne strony. Oni wtedy uwierzyli, że mogą wygrać – stwierdził Łukasz Koszarek. Smutny był widok, gdy kapitan odbierał nagrodę za czwarte miejsce, a na parkiecie została z nim tylko czwórka koszykarzy Stelmetu. Reszta poszła do szatni.

Za Stelmetem długi sezon. Zespół uczestniczył w dwóch dużych ligach. Oprócz krajowych zmagań, po raz pierwszy zielonogórzanie zdecydowali się zagrać w lidze VTB. Konfrontacja ze wschodem niejednokrotnie bywała bolesna. Wysiłek potęgowały też dalekie wyprawy. Na koniec zespół Igora Jovovicia wyprzedził tylko dwie ekipy w stawce. – Debiut w lidze VTB jest pozytywem sezonu i to, że graliśmy z wielkimi firmami – zaznacza „Koszar”.

- Za nami ok. 70 meczów, czego kiedyś żaden z zawodników naszej drużyny nawet nie wyobrażał sobie zagrać w jednym sezonie. Nie byliśmy tak mocni jak we wcześniejszych latach – wyznał Hrycaniuk.

W klubie nadchodzi teraz czas podsumowań, a przede wszystkim myślenia o przyszłości. – 95 proc. czasu w klubie poświęcamy na to, żeby zdobyć finanse i może przez to sport nam trochę uciekł – zastanawia się Janusz Jasiński, właściciel klubu. – Europejska koszykówka odjeżdża i jeżeli chcemy zaczepić się na zderzak, to mamy ostatnie pięć sekund – dodaje Jasiński, którego zdaniem teraz nadchodzi czas, by odpowiedzieć sobie w klubie na pytanie, na jakim poziomie ma być koszykówka w Zielonej Górze. Od nowego sezonu zniknie zapis regulaminu mówiący o tym, że na parkietach Energa Basket Ligi w każdym zespole musi być na boisku dwóch polskich graczy. W Zielonej Górze czterech polskich zawodników ma ważne kontrakty. – Musimy się do tego dostosować, poszukać trochę nowych graczy. Rewolucja? Tak, ale nie krwawa – uważa szef klubu, który jest zwolennikiem dalszego rywalizowania na arenie międzynarodowej. Wtóruje mu „Koszar”.  – Powinniśmy znaleźć dwóch, trzech liderów. Drużyna z 15 zawodnikami, mimo ligi VTB, to nie jest droga. Powinniśmy mieć może mniej zawodników, ale z większą jakością – uważa Ł. Koszarek, który ma ważną umowę. A. Hrycaniukowi kontrakt się kończy. – Najbliższe tygodnie pokażą, jaki będzie mój dalszy los w koszykówce – kończy tajemniczo „Bestia”.

(mk)