Na sesji o sytuacji w DPS

18 Wrzesień 2020
Przez cztery godziny radni dyskutowali na nadzwyczajnej sesji o sytuacji w Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów, po czym większość uznała, że nie ma wystarczającej wiedzy, by ocenić funkcjonowanie placówki.

Nadzwyczajna sesja to pokłosie artykułu „Gazety Wyborczej”, w którym opisano m.in. przypadek 93-letniej pani Zdzisławy, zmarłej pensjonariuszki DPS. Jej przyjaciel Artur Źródłowski zarzucał, że to wina nieodpowiedniej opieki. „GW” prezentowała jeszcze inne przykłady, jej zdaniem, złej pracy personelu, m.in. przypadek larw w ranie. Sprawę bada prokuratura.

Radni Koalicji Obywatelskiej wystąpili z wnioskiem o zwołanie nadzwyczajnej sesji. Żądali wyjaśnień i mieli już gotowy apel w tej sprawie.

Magistrat do złożenia wyjaśnień zaprosił pracowników DPS i mieszkańców.

Jako pierwszy mówił dyrektor DPS Roman Działa, przedstawiając podstawowe informacje o placówce. Mieszkają w niej 172 osoby, w tym 43 osoby nie wstają z łóżek. Wszyscy chorują. 23 osoby skierowane są tu wyrokiem sądu. Opiekę medyczną zapewnia lekarz rodzinny. Personel liczy 118 osób.

R. Działa opowiadał jak trudna jest to praca w dobie koronawirusa, kiedy trzeba odciąć mieszkańców od wizyt np. rodziny. Podkreślał, że dziś kontakt rodzin z mieszkańcami jest już możliwy przez szybę lub Skype’a. Podopieczni mogą też otrzymywać paczki.

Po nim głos zabrały szefowa pielęgniarek i reprezentantka opiekunów. Panie opowiadały o swojej pracy.

- Pracownicy są oddani mieszkańcom. Pracują ponad swoje siły, chcąc nam pomóc –mówiła szefowa rady mieszkańców, która w DPS mieszka od dwóch lat. – Dyrektor jest wszędzie i na każde zawołanie. Naprawdę nie jest źle.

Innego zdania byli mieszkańcy lub pracownicy, którzy wysyłali do urzędu anonimy.

- Pierwszy otrzymaliśmy w listopadzie zeszłego roku. Zacytuję: Atmosfera jest taka, że rzygać się chce, mamy dosyć durnych zachowań kierownictwa – przytoczył Jarosław Skorulski, naczelnik wydziału oświaty i spraw społecznych. – Kolejny anonim otrzymaliśmy w czerwcu.

Chodziło m.in. o naruszenia dyscypliny pracy, nieprawidłowe przydzielanie premii, ograniczenia w czasie pandemii.

- Mieliśmy kontrolę Państwowej Inspekcji Pracy i sanepidu – relacjonował J. Skorulski. – Żadne uchybienie nie zostało potwierdzone. Sanepid nie miał uwag, PIP miała uwagi do regulaminu wynagradzania z 2005 r. Zastrzeżenia co do premii nie potwierdziły się. Były też uwagi dotyczące naruszenia czasu pracy. Niestety, w czasie pandemii brakowało 15, 20 a nawet 30 osób. Ci, którzy zostali, pracowali dłużej, by zapewnić odpowiednią opiekę pensjonariuszom.

Dodał, że nikt nie będzie się wypowiadał w kwestiach medycznych. Te ma zbadać izba lekarska zawiadomiona przez magistrat.

- Jesteśmy tutaj bardzo często, nigdy nie unikałam spotkań z mieszkańcami i personelem – dodała Wioleta Haręźlak, szefowa Departamentu Edukacji i Spraw Społecznych.

- Sprawę trzeba zbadać i jeżeli były zaniedbania, to nie mam problemu, żeby winnych ukarać, jednak nie ma mojej zgody na to, że już wydano wyrok – mówił prezydent Janusz Kubicki. Przypomniał sprawę samobójstwa księgowej z Palmiarni. Wtedy chciano odwołać jej szefów. – Sprawę zbadała prokuratura. Nikomu nie postawiono zarzutów i nie przeproszono za ataki. Teraz też muszę mieć pewność, co się wydarzyło. Nie będę podejmował decyzji na podstawie artykułu w gazecie. Obiecuję, że nie będę miał problemu kogoś ukarać.

Po nim wystąpiło troje członków rodzin mieszkańców. Ich zdaniem opieka jest bardzo dobra. Podobnego zdania był radny Robert Górski, który zabrał głos jako lekarz pogotowia, bardzo często wzywany do DPS.

- Nigdy nie widziałem zaniedbanego mieszkańca – mówił. - Natomiast ewentualne błędy medyczne powinna zbadać izba lekarska. Lekarz nie jest pracownikiem DPS. Nagonka nie służy placówce.

- Moja mama pół roku leżała w domu. Ze względu na naszą sytuację życiową trafiła do DPS. Po dwóch tygodniach pojawiły się odleżyny. Złożyłam pisemną skargę i opieka się poprawiła – opowiadała kobieta zaproszona przez radnych KO. – Nigdy nie miałam zarzutów do opiekunów i pielęgniarek. Personelu jest za mało. W moim odczuciu opieka medyczna jest nieodpowiednia. Trudno jest mówić o takich sprawach.

Po niej głos zabrał Artur Źródłowski, bohater tekstu w „GW”. Nie był członkiem rodziny zmarłej pani Zdzisławy. Określił się jako przyjaciel. Różnica wieku między nimi wynosiła kilkadziesiąt lat. Łamiącym się głosem opowiadał o swoich perypetiach w związku z ograniczeniami z powodu pandemii i niemożnością spotkania się. Wyliczał kolejne siedem dni, gdy dzwonił do DPS, domagając się kontaktu i badania krwi.

- Personel zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku. Tymczasem inni pracownicy wysyłali mi zdjęcia, na których z nosa i ucha leciała krew… Ona, moja dziewczynka, po prostu umierała bez opieki a ja nie mogłem nic zrobić. Taka jest moja historia. Poszedłem do prokuratury - opowiadał A. Źródłowski. 93-letnia kobieta została przewieziona do szpitala, gdzie po tygodniu zmarła.

Po jego wystąpieniu radni rozpoczęli dyskusję, która trwała ponad półtorej godziny. Padło sporo zarzutów dotyczących spraw prywatnych. Radni Janusz Rewers i Dariusz Legutowski odczytali listę 20 pytań od pracowników DPS. Nikt ich wcześniej nie znał i nikt nie odpowiadał na nie.

- Muszę się zgodzić się z panem prezydentem, że teraz trudno robić ocenę. W tej chwili jest za wcześnie. Ja na podstawie tej dyskusji nie mam podstaw do wyrażenia zdania. Natomiast ocenę medyczną powinniśmy zostawić prokuraturze – mówił Tomasz Nesterowicz (SLD), który niezbyt często zgadza się z prezydentem. – Wstrzymajmy się z apelem. Najpierw spotkajmy się z mieszkańcami.

Wnioskodawcy apelu nie wycofali. Zdaniem radnych KO nie zawierał on stwierdzeń oceniających i nie był wyrokiem. Innego zdania byli pozostali radni. Rada nie przegłosowała apelu.

(tc)