Na dobre i na złe z naszymi koszykarzami

25 Maj 2013
- Przez ostatnie trzy lata na CRS nie opuściliśmy żadnego meczu. To już chyba miłość – mówi rodzina Czajkowskich z Zielonej Góry. - Liczymy na złoto w finale i przepowiadamy końcowy wynik 4:2.

Umówiliśmy się z Czajkowskimi „z marszu”. Wystarczyła krótka rozmowa. – Możecie być na CRS za dwie godziny? – spytałem. Moje obawy, czy będą, szybko okazały się zupełnie bezpodstawne. Byli, a właściwie były, punktualnie. Bo z forda wyskoczyły same kobiety.

- Jesteśmy w najmocniejszym składzie, co prawda brakuje męża i syna, ale to my stanowimy o sile naszego teamu – rzuca blondynka.

Klubowo w kilka chwil

Postanowiliśmy wejść do hali, na parkiet. Tam, w kilka minut, panie wrzuciły na siebie klubowe koszulki, wyciągnęły pompony i tauronowskie byczki. W mgnieniu oka zrobiło się „klubowo”, dopiero teraz mogliśmy porozmawiać.

- To się zaczęło, jak jeszcze z mężem byliśmy nastolatkami, kiedy Zastal był w pierwszej lidze. Byliśmy kibicami już wtedy. Ja grałam w podstawówce w koszykówkę, ale myślę, że to nie miało takiego znaczenia. Ważnym momentem była chwila, kiedy Zastal wszedł do pierwszej ligi. To były lata 80. i 90. A przez ostatnie trzy lata, na CRS, nie opuściliśmy ani jednego spotkania. Staramy się być na każdym meczu, nawet na tych rozgrywanych daleko w Polsce. Muszę się pochwalić, że byłyśmy także na EuroCupie w Belgii. Niestety, nie było wtedy najlepiej, ale i tak przeżyliśmy niezapomnianą przygodę – wspomina kapitan rodziny Czajkowskich, mama Anna.

Lubią sport

- A jak jest z młodszym pokoleniem, Sandrą, i przedszkolem Stelmetu, pięcioletnią Marysią?
- Grałam dziesięć lat w tenisa. Lubię sport, zwłaszcza ten na wysokim poziomie. A skoro nasi koszykarze reprezentują najwyższy poziom w Polsce, to aż nie wypada przejść koło nich obojętnie – ożywia się Sandra, ubiegłoroczna maturzystka.

- Marysia, początkowo, jak miała tylko dwa latka, chodziła w kratkę. Trochę musiała się przekonywać do kibicowania. Teraz nie chce „odpuścić” żadnego spotkania. Jeździmy całym naszym składem. Ostatnio, w Koszalinie, byliśmy jeszcze z synem Bartkiem. Mąż, jak są spotkania na miejscu, w Zielonej Górze, jest zawsze – dopowiada mama Czajkowska.
- Czy jesteście z drużyną Stelmetu na dobre i złe?

- W gorszych momentach, kiedy chłopakom nie idzie, strasznie w domu przeżywamy. Mówi się tylko o tym, co się stało i co mogą zrobić, by grać lepiej. Nawet jak na początku „szóstek” szło gorzej, to wierzyłyśmy, że się pozbierają – szybko odpowiada pani Anna.

Już finał

Przygotowujemy się do najważniejszej serii pytań - o najbliższe finały. Pytam przedstawicielki teamu Czajkowskich o prognozy konfrontacji o złoto. Jak obstawiają i kto będzie wiodącą postacią naszej drużyny.

- Obstawiamy, że będzie złoto, bo inaczej być nie może. Przewidujemy ostrą batalię i końcowy wynik 4:2, ale 4:3 też bierzemy w ciemno – z przekonaniem w głosie dodaje pani Anna.
- Wyróżniającą się postacią będzie Quinton Hosley, bo na niego zawsze można liczyć, poza tym akcje z jego udziałem są niesamowite, rodem z NBA. Liczę też na Olivera Stevica, bo to wyjątkowo przystojny facet – mówi z uśmiechem Sandra.
Na koniec dowiaduję się, że jak będzie złoto dla Stelmetu, to team Czajkowskich przygotuje słodką niespodziankę - specjalny tort. Panowie, trzymamy kciuki!

Kibicować Stelmetowi będziemy:
Niedziela, 26 maja, 17.30 (Zgorzelec)
Wtorek, 28 maja, 19.00 (Zgorzelec)
Piątek, 31 maja, 19.00 (Zielona Góra)
Niedziela, 2 czerwca, 17.30 (Zielona Góra)

Krzysztof Grabowski