Moi drodzy, Hani potrzebna jest pomoc!

27 Marzec 2015
Zwracam się do wszystkich, wierząc, że ludzie lubią i chcą pomagać. Chodzi o wsparcie dla mojej córci, trzyipółletniej Hani Wałęsy, która bardzo chce się uporać z zagrażającą życiu chorobą, jaką jest białaczka limfoblastyczna typu B.

Pierwszy raz Hania zachorowała, mając 8,5 miesiąca. Przeszła siedmiomiesięczną, intensywną chemioterapię w szpitalu, przez następnie 1,5 roku przechodziła tzw. terapię podtrzymującą, w domu. W lipcu 2014 r. zakończyła leczenie. Cieszyliśmy się, że nie pamięta fazy szpitalnej, że nie będzie miała traumy, bo leczyła się jako małe dziecko i wreszcie wyzdrowiała. Skakaliśmy do góry z radości.

Odżywialiśmy Hanię najbardziej zdrowo i ekologicznie, jak tylko można trzylatkę, chroniąc ją przed cukrem, solą, konserwantami. Izolowaliśmy od infekcji i wirusów. Chcieliśmy ją uchronić przed wszystkim, żeby była zdrowym i pogodnym dzieckiem.

Niestety, pół roku po leczeniu podtrzymującym – 28 stycznia 2015 roku – usłyszeliśmy kolejny wyrok. „Białaczka powróciła, niektóre komórki oporne nie uległy zniszczeniu…” – usłyszeliśmy od pani ordynator oddziału, na którym Hania leczyła się poprzednio.

Nie pamiętam, co mówiła dalej… Przed oczami przeleciały mi szczęśliwe dwa lata Hani w domu – huśtanie się w ogrodzie, lepienie babek z piasku, wizyty w zoo, wyjazd w góry i nad morze, zabawy z rówieśnikami, pierwszy sylwester z prawdziwą dyskoteką, basen, lekcje baletu, pierwsze zajęcia przygotowujące do przedszkola...

Wszystko w jednej chwili przestało mieć znaczenie. Hania znowu zostanie „przykuta” do łóżka „kabelkiem” od kroplówki, z której będzie leciała atomowa dawka chemii. Chemii, która osłabi ją, przez którą może wymiotować, gorączkować, nie mieć siły chodzić i nie mieć ochoty na najmniejszy nawet uśmiech. Będzie siedziała na drugim piętrze szpitalnego budynku i patrzyła smutna przez okno, jak inne dzieci bawią się w parku, ganiają, grają, zjeżdżają… Będzie rozdrażniona sterydami i wyjałowiona chemią. Straci włosy, które dziś sięgają łopatek i będzie pytała, dlaczego jest chora i czemu jej najlepsza przyjaciółka (też Hania) nie może się z nią bawić…

A wszystko po to, żeby zniszczyć oporne komórki nowotworowe, wyjałowić szpik kostny i ….czekać na przeszczep!

Wszystkich, którzy chcą pomóc Hani, gorąco zachęcam do zarejestrowania się jako potencjalny dawca szpiku. Im więcej potencjalnych dawców, tym większa szansa dla Hanki! Umieśćcie też post o Hani na Waszych osiach czasu na Facebook’u!

Kochani! Nie zwlekajcie, bo w przypadku Hani czas nie leczy ran...

Dziękuję za każdy rodzaj pomocy!

Mama Hani